Inne Boże Narodzenie
Zadumałem się. To było chyba najpełniejsze Boże Narodzenie w moim życiu. Ale jakoś zupełnie inne.
2013-11-29
Boże Narodzenie za progiem. A więc znów nadchodzi ten przedziwny czas radości i jedynego w swoim rodzaju – zakłopotania.
Cieplutkie święta
Z wiekiem święta stają się jakoś „niezręczne”. Człowiek dorasta i nie do końca wie, jak się wtedy zachować. Wszak nie zawsze jest tak, że duzi i dorośli wiedzą więcej i lepiej niż mali. Boże Narodzenie dla wszystkich pozostaje Tajemnicą. Zaryzykuję twierdzenie, że wymiar tej Tajemnicy rośnie z wiekiem i jest tym większy, im więcej lat wyrosło pomiędzy człowiekiem a jego urodzeniem.
Kiedy byłem dzieckiem, wystarczyło mi stanąć przed betlejemską stajeneczką. Sianko pachniało sierpniowymi wakacjami, a woń świerków przypominała rodzinne grzybobranie. Na atramentowym nieboskłonie mrugały gwiazdki. Była pośród nich i ta, po którą chciała sięgnąć moja mama, by przychylić mi nieba. Nad stajenką unosił się gładkolicy cherubin – to bez wątpienia był mój Anioł Stróż. Eleganccy pasterze w pięknie skrojonych kamizelkach przyganiali wyczesane i bielusie owieczki, zaś wyfryzowani i zacni monarchowie nieśli królewskie precjoza. Sam byłem opatulony w cieplutki szalik, ale nagusieńkiemu Dzieciątku nie było zimno, bo wołek i osiołek robili swoje. Było jeszcze efektowne ognisko z mrugającej, czerwonej lampki. To na nim Święta Mama ugotowała barszczyk, kapustę, kartofelki i usmażyła karpika według przepisu z naszej domowej kuchni. Gdzieś w oddali pobrzmiewały pastorałki, a ja wzdychałem i powtarzałem: „Piękne i cieplutkie święta wymyśliłeś Panie Jezu! ”.
Dorastanie Pana Boga
Nieco później kątem oka spoglądałem w to samo miejsce w kościele. Stajenka i postaci były te same. Nawet wiatrak w tym samym tempie mielił zboże na kołacze dla gości Świętej Rodziny. Mnie jednak zaczęły nurtować poważne zdania z modlitwy, której uczył dojrzały Jezus z Nazaretu. Przecież codziennie powtarzałem te „kłopotliwe” fragmenty: „bądź wola Twoja” i jeszcze dalej: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Zamiast śpiewać: „Dzieciątko się narodziło”, poczułem, że moje Dzieciątko dorosło. Jezus przestał radośnie przebierać nóżkami, tylko ruszył na nich w świat z Dobrą Nowiną. Nie machał już niewinnie rączkami, tylko wziął w nie chleb i wino. Dziecina stała się dużym Człowiekiem, choć na pewno z poczuciem humoru i uśmiechem na twarzy. Jak w młodzieńczych czasach nuciłem wtedy kolędy i powtarzałem: „To już inne święta Panie Jezu!”.
Korowód twarzy
Wreszcie w czas Bożego Narodzenia zawędrowałem tam, gdzie spełnia się macierzyńskie marzenie każdej ziemskiej Ewy. Na porodówkę. Przyszłe mamy wkraczały w przestrzeń błękitnych korytarzy i pastelowych pokoików, aby doczekać życiodajnej chwili wpisanej w ich powołanie. To były piękne kobiety, a ich piękno nie miało jedynie ludzkiego charakteru. Jedna za drugą oddawały się pod opiekę współczesnych pasterzy, gotowych na adorację cudu nowego życia. Tylko ktoś bardzo gruboskórny nie wyczułby obecności anielskich orędowników, czuwających nad kobietami i niewinnymi istotkami, które smakowały pierwsze hausty życia. Każdy mógł usłyszeć ziemskie „hosanna” szczęścia, choć i gorzki szloch nie był obcy temu miejscu. Nie zabrakło nawet dzisiejszych mędrców. Jak to mężczyźni – zachowywali pozory opanowania i mocy. Byli pośród nich tacy, którym wystarczyło siły jedynie na cierpliwe trwanie; wielu skulonych w sobie, współcierpiało. Głęboka noc przyniosła ciszę ludziom oraz choince mrugającej złotymi i czerwonymi lampkami. Czuwające mamy zasiadały przy niej ostrożnie i coś tam rozprawiały. Przyglądałem się im ukradkiem. Różne twarze: zmęczone, zatroskane, smutne, uśmiechnięte i szczęśliwe. Były też twarze ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko na widnokręgu spadających płatków śniegu, wszak nie każde nowe życie może cieszyć widokiem zdrowej kruszynki, przed którą wszystko, co najlepsze. Czasem od pierwszych chwil ziemskiej wędrówki naznaczone jest cierpieniem. Czasem tylko wita się z tym światem i od razu powraca do pełni Życia i Światła.
Zadumałem się. To było chyba najpełniejsze Boże Narodzenie w moim życiu. Ale jakoś zupełnie inne. Jednające w wyobraźni sielankę betlejemskiej stajenki i życie w jego pełnym, ludzkim wymiarze. Łączące radość i nadzieję. Godzące szczęście i utrapienie. Spajające niebo i ziemię. Spojrzałem jeszcze na nowe maleńkie życie… Bóg się rodzi! Moc truchleje…
Zobacz całą zawartość numeru ►