Po śladach Jana
Czy potrafię pójść po śladach Jana? Czy potrafię zapomnieć o sobie, po to by ktoś mógł spotkać Jezusa?
2014-01-02
II Rok czytań
J 1, 6-8.19-28
Wszyscy lubimy, żeby nas zauważono, doceniono, pochwalono. Lubimy „grać pierwsze skrzypce”, lubimy czuć się ważni, niezastąpieni i niezbędni. Jak to boli, kiedy nagle okazuje się, że bez naszego udziału świat się nie kończy, że po nas przychodzą następni, którzy całkiem dobrze radzą sobie z naszym dziełem, a kto wie czy nie lepiej. Jak boli, gdy któregoś dnia okazuje się, że nasz syn czy córka już nas nie potrzebują tak bardzo jak kiedyś i nadszedł czas, by wypuścić z gniazda tych, dla których jeszcze do niedawna było się niezastąpionym. Jak boli, kiedy dotrze do nas świadomość, że zbliża się czas, aby się wycofać, stanąć nieco z boku, czy nawet usunąć się całkowicie w cień. O tak! Takie życie na zapleczu życia może bardzo boleć! Wie o tym każda matka czy ojciec, wie o tym każdy pracownik, który któregoś dnia po raz ostatni przekroczył drzwi swojej firmy, wie o tym każdy nauczyciel, katecheta, animator jakiejś wspólnoty, dla której dotąd był autorytetem. Z pewnością znał to uczucie także św. Jan Chrzciciel. Niektórzy przecież uważali go nawet za Mesjasza, choć zawsze uczciwie prostował ich błąd, zaprzeczając tym pogłoskom: „Nie, ja nie jestem Mesjaszem”. W pomniejszaniu swojej roli poszedł jeszcze dalej, twierdząc, że nie jest nawet prorokiem, lecz jedynie „głosem”. Powiedział o sobie: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.
Czy potrafię pójść po śladach Jana? Czy potrafię zapomnieć o sobie, po to by ktoś mógł spotkać Jezusa? Papież Franciszek wzywa nas wszystkich do radosnej Ewangelizacji. Czy będę potrafiła być dobrym świadkiem Chrystusa, tam gdzie Jezus zechce mnie posłać, a nie tam, gdzie ja sama widzę swoje miejsce? Czy potrafię, jak Jan, nie przysłaniać swoją osobą Tego, Który powinien być w centrum?