Nie bój się, wierz tylko!
Przez moment udaje jej się tylko uchwycić skrawka Jego sukni, ale wierzy, że to wystarczy… Wystarczyło.
2014-02-04
II Rok czytań
Mk 5, 21-43
Czas to pojęcie bardzo względne. Jak długo wszak może trwać każda minuta i godzina, kiedy czeka się na koniec operacji kogoś bliskiego! Podobnie, gdy się czeka na wyniki badań i diagnozę, która może przynieść wyrok śmierci lub ułaskawienie. Jak niemiłosiernie wlecze się czas, kiedy gorączka dziecka nie chce spadać, kiedy ból nie pozwala zasnąć, kiedy z minuty na minutę traci się nadzieję. Wiedzą to tylko ci, którzy doświadczyli równie dramatycznych sytuacji.
Dzisiejsza Ewangelia opisuje doświadczenia takich właśnie ludzi. Ona jest kobietą, która już dwanaście lat zmaga się z ciężką chorobą połączoną z krwotokami. Jest bardzo zmęczona. Nie tylko samą chorobą, ale także terapią, bo – jak pisze Ewangelista – „wiele przecierpiała od różnych lekarzy”. Na domiar złego kosztowne leczenie uczyniło z niej niemal nędzarkę. Sytuacja Jaira – jednego z przewodniczących synagogi – jest zupełnie inna. Lecz choć nic mu nie dolega, z pewnością chętnie zamieniłby się z ową kobietą, gdyby tylko w ten sposób mógł uratować życie swej córeczki. Tymczasem jego ukochane dziecko odchodzi. A przecież ma dopiero 12 lat! To nie jest czas na śmierć!
Kiedy pojawia się Jezus, oboje – Jair i owa kobieta – dostrzegają w Nim swoją szansę. Ich utracona nadzieja powraca. Tej nadziei uchwycą się, jak ostatniej deski ratunku; wbrew logice, wbrew zdrowemu rozsądkowi i tym wszystkim, którzy próbują przywołać ich do rzeczywistości. Jair nie zważa nawet na doniesienia o tym, że wszystko stracone, że już za późno na cud, bo jego córeczka właśnie umarła. Postanawia zawierzyć pokrzepiającym słowom Jezusa: „Nie bój się, wierz tylko” i zaprasza Go do swego domu. Wydaje się, że kobieta chora na krwotok, ma mniej szczęścia. Z powodu coraz większego tłumu napierającego na Nauczyciela, nie ma szansy błagać Go o zdrowie dla siebie. Przez moment udaje jej się tylko uchwycić skrawka Jego sukni, ale wierzy, że to wystarczy… Wystarczyło. Jair odzyska utracone dziecko, a ona usłyszy pełne czułości słowa, na które tak bardzo czekała: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.
Modlitwa. Wiara. Cud. Dobrze pamiętam ów dzień sprzed siedmiu lat, dzień operacji mojej Mamy. To była trudna i ryzykowna operacja. Miała dać Mamie szansę na powrót do zdrowia, ale równie dobrze mogła jej skrócić życie. Kiedy Mama leżała na stole operacyjnym, ja przez 5 godzin klęczałam przed innym Stołem – przed ołtarzem w szpitalnej kaplicy. Tamten czas, odmierzany czuwaniem i wiarą, też liczył się inaczej. Pamiętam, że nie byłam w stanie przypomnieć sobie słów żadnej modlitwy. Po prostu trwałam tam, jak owa kobieta trzymając się skrawka Jego szaty, wpatrzona w czerwono migoczącą lampkę przypominającą, że Jezus jest blisko. Początkowy zamęt w głowie i panika w sercu stopniowo ustępowały miejsca spokojowi. Odczuwałam go niemal każdą komórką mojego ciała, a gdzieś w głębię mojej duszy zapadały słowa podobne do tych, które usłyszał Jair: „nie bój się, wierz tylko”. Wiedziałam już, że cokolwiek się wydarzy, mogę sobie pozwolić na ten spokój.