Tu i teraz

Moją szczególną uwagę w dzisiejszej Ewangelii zwraca jedno słowo: „Jesteście”. Nie „byliście” albo „będziecie”. „Jesteście”. Dla mnie oznacza to jedno – kochać należy tu i teraz.

zdjęcie: www.wikipedia.pl

2014-02-09

Rok A
Mt 5, 13-16

 „Jesteście” znaczy najpierw, że chodzi o moje dziś. Jezus przychodzi i mówi do mnie tu i teraz. Nie czeka aż dorosnę, dojrzeję i stanę się bardziej święta. Nie czeka na lepszy moment. Nie ma lepszego momentu na Boże działanie niż moja teraźniejszość. Jezus widzi we mnie – w raczkującym chrześcijaninie – „światło i sól”. „Jesteście” to zatem nie tylko deklaracja faktycznego stanu, ale to także nadzieja, która widzi więcej niż ludzka ocena i więcej niż własne samopoczucie.

Kiedy Jezus mówi „jesteście”, to znaczy jeszcze, że nie jestem sama. „Jesteście” oznacza, że jest nas więcej. „Jesteście” – a więc tworzycie wspólnotę. W trudnej codzienności może zabraknąć tej pewności, że są obok mnie także inni, którzy podobnie jak ja podejmują trud bycia „solą ziemi i światłem świata”. Może zabraknąć poczucia, że w sprawach wiary nie zmagam się w pojedynkę. Tymczasem są obok mnie inni, których mam kochać. Kochać teraz. Nie czekać na odpowiedni czas. Najbardziej odpowiedni czas jest w tym właśnie momencie mojego życia.

Jezus daje także wskazówkę, jak tę miłość mam realizować. Mówi o soli. Myślę, że to nie przypadek, iż Jezus nazywa uczniów „solą ziemi”. Sól już w starożytności miała różne zastosowania. Była środkiem konserwującym, substancją regularnie dodawaną do nawozu, ale i środkiem poprawiającym walory smakowe. Skoro Jezus tłumaczy dalej, że na nic się nie przyda sól, jeśli utraci swój smak, to wydaje się, że o smak chodzi w tym obrazie najbardziej.

Jestem od tego, by smak ziemi, smak ludzi, smak świata był lepszy, strawniejszy, przyjemniejszy. Skoro jestem solą ziemi, muszę ziemię szanować. Sól bez ziemi nie spełni swojego zadania, nie poprawi jakości, nie doda smaku, nie zrealizuje swojej podstawowej roli. Sól nigdy nie będzie sobą, jeśli nie będzie dla ziemi. To uczy konieczności bycia dla innych i uczy szacunku wobec innych.

Sól jednak może utracić swój smak. Muszę zatem postarać się o czujność. Łatwo wpaść w pokusę rutyny i powtarzających się opowiadań o własnej świetlanej przeszłości i osiągnięciach, które przecież nie są na zawsze. Świat potrzebuje soli nieustannie i to soli, która rzeczywiście jest solą.

Muszę także się zgodzić na to, że czasem nie będę na nic nikomu potrzebna i czasem inni będą mnie „deptać”. Może przyjść taki moment, kiedy sól  sama będzie musiała się postarać o jakość swojego smaku. Wówczas trzeba odejść na bok, nawrócić się, przyjść odmienionym. Nikt bowiem nie będzie litował się nad solą bez smaku i nikt nie będzie jej szukał.

Jeśli chcę być „solą ziemi i światłem świata” muszę kochać. Tylko miłość gwarantuje wyrazisty smak życia i pełne blasku świadczenie o Ewangelii. Bez miłości nie ma ani soli, ani światła. Bez miłości nie ma nic. Abym mogła być solą i światłem muszę trwać przy jedynej Miłości, muszę czerpać z Jezusa. Tylko On nadaje życiu prawdziwy smak a świadectwu prawdziwy blask.

Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024