We dwoje
Można zacząć od nowa, aby tę „samotność we dwoje” przekuć w „nas dwoje” – Ukochaną i Ukochanego – patrzących wspólnie w jednym kierunku.
2014-02-28
II Rok czytań
Mk 10,1-12
Nie dalej jak wczoraj po raz kolejny odsłuchiwałam z dyktafonu wspaniałe świadectwo, jakie o swojej córce bł. Chiarze Luce Badano, przy okazji wizyty w tyskim kościele bł. Karoliny Kózkówny, złożyli niedawno jej rodzice Maria Teresa i Ruggero Badano.
Ta młodziutka Włoszka, mając 17 lat zachorowała na raka kości. Dwa lata zmagań z chorobą z medycznego punktu widzenia nie przyniosły żadnych rezultatów, jednak sposób, w jaki Chiara potrafiła swoje cierpienie przemienić w miłość, słowa i czyny poprzedzające jej śmierć, na zawsze odmieniły życie jej bliskich i przyjaciół.
Moją uwagę przykuł pewien epizod, który rodzice Chiary przywołali, odpowiadając na jedno z pytań uczestników spotkania. Nabiera on szczególnego znaczenia w kontekście dzisiejszej Ewangelii.
Zdarzenie to miało miejsce, kiedy Chiara była już bardzo chora. Było to w dniu, kiedy Kościół wspomina św. Walentego – patrona zakochanych. Maria Teresa – mama Chiary, tego dnia, jak zwykle niemal nie opuszczała swego „dyżurnego” miejsca przy łóżku córki. W pewnej chwili Chiara, która od dłuższego czasu się jej przyglądała, oznajmiła: „Dzisiaj wieczorem ty i tata pójdziecie świętować Walentynki”. Ale mama stanowczo zaprotestowała „O nie, zapomnij o tym, nigdzie nie idziemy”. Tyle, że Chiara potrafiła być uparta i nie zważając na opór matki, poprosiła: „Mamo, idź do fryzjera, musisz być piękna”. Kiedy matka nadal protestowała, Chiara powiedziała z uśmiechem: „Tak, wiem dlaczego nie chcesz iść do fryzjera. Bo myślisz, że ludzie w całej okolicy będą mówić: «Co to za matka, ma umierającą córkę i chodzi sobie do fryzjera»”. Maria Teresa jednak protestowała nadal, szukając rozmaitych pretekstów: „A poza tym pewnie nie znajdziemy już miejsca, gdzie można by iść” – powiedziała w końcu. Chiara nie ustępowała: „Podaj mi książkę telefoniczną, ja znajdę miejsce, a ty idź” – zakończyła sprawę.
Tego dnia Ruggero – ojciec Chiary wrócił z pracy później niż zwykle. Oczywiście on również nie chciał słyszeć o propozycji świętowania Walentynek, powtarzając: „To niemożliwe, to niemożliwe”. Udał się do pokoju córki, która zaraz od progu zapytała: „Tato, przyniosłeś dzisiaj kwiaty?”. Ruggero często przynosił żonie kwiaty, ale tego dnia naprawdę nie miał na to czasu. Chiara zaproponowała zatem: „Więc może w ogrodzie znajdziesz jakieś kwiatki?”. Znalazł – takie małe fioletowe kwiatuszki. Chiara promieniała. Kazała mamie ubrać się najpiękniej, jak potrafiła, bo „Bóg jest piękny, dlatego trzeba pięknie żyć i ładnie się ubierać”. Wkładając jej kwiaty do kieszonki sukienki, powiedziała: „Dzisiaj o mnie zapomnijcie. Patrzcie sobie w oczy i mówcie sobie: kocham cię”. Maria Teresa przerwała córce: „Chiaro, ale to przecież jest oczywiste, że się kochamy”. Lecz dziewczyna nie ustępowała, tłumacząc: „Ale czasem trzeba to sobie powiedzieć”.
Kiedy byli już gotowi do wyjścia, Chiara jeszcze raz przywołała matkę i powiedziała cicho: „Pamiętaj mamo, że przede mną był tata”. Nie od razu zrozumiała znaczenie tych słów, dopiero kiedy byli już w drodze do restauracji Maria Teresa dała upust łzom, którym przy Chiarze nigdy nie pozwalała płynąć… A gdy zaniepokojony Ruggero zapytał żonę dlaczego płacze, odpowiedziała: „Ponieważ Chiara uczy nas, jak mamy znów być sami”.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus przypomina pytającym go o zasady postępowania między małżonkami, że „na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
Ta zasada dotyczy nie tylko sytuacji ekstremalnych, kiedy małżonkowie od siebie odchodzą, rozwodząc się. Nie dotyczy tylko sytuacji, kiedy ktoś z zewnątrz – niekiedy teściowie – próbuje ingerować w małżeński związek. To przypomnienie Jezus kieruje również do tych wszystkich, którzy w wirze codziennych zajęć i obowiązków związanych z pielęgnowaniem a potem wychowaniem dzieci, zapomnieli o swojej pierwszej miłości – o mężu czy żonie. Do tych, którzy zapomnieli, że małżeńską miłość trzeba pielęgnować jak najdelikatniejszy kwiat – słowami i gestami pełnymi czułości. Kieruje je także do tych wszystkich, którym po opuszczeniu gniazda przez dorosłe dzieci, nagle się wydaje, że z tym mężczyzną czy z tą kobieta, obok której spędziło się życie, właściwie niewiele nas już łączy. A przecież można inaczej. Można zacząć od nowa, aby tę „samotność we dwoje” przekuć w „nas dwoje” – Ukochaną i Ukochanego – patrzących wspólnie w jednym kierunku.