Narodziny serca
Nie można żyć bez miłości. Nie można też kochać i wybaczać nie mając serca. To nowe serce – serce z ciała – czeka na swoje narodziny w każdym człowieku.
2014-03-15
II Rok czytań
Mt 5, 43-48
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Te słowa mogą budzić wewnętrzny sprzeciw. Zdają się być wymaganiami ponad ludzkie siły. Weźmy to, mówiące o nieprzyjaciołach. Trudność sprawia nam choćby tolerowanie i w miarę „cywilizowane” współżycie z osobami, które uznajemy za naszych przeciwników. A tu słyszymy, że mamy ich kochać. A nawet więcej – mamy się za nich modlić!
W Krakowie, przy głównej ulicy wylotowej z miasta, stoi okazały pomnik upamiętniający zbrodnię Niemców popełnioną na niewinnych ludziach. Przedstawia on grupę przytulonych do siebie ludzi, którym wyrwano serca. Jedna wielka dziura przebiegająca przez piersi tych osób, zionie pustką i niesie śmierć. Postaci z pomnika chylą się ku ziemi, ku upadkowi. Bez serca, które ktoś z nich wyrwał – nie są bowiem w stanie żyć. Ten pomnik jest pięknym przedstawieniem prawdy, że nie można żyć bez miłości. Nie można też kochać i wybaczać nie mając serca. To nowe serce – serce z ciała – czeka na swoje narodziny w każdym człowieku.
Do owych „narodzin serca” prowadzi i wychowuje Jezus Apostołów, aby potrafili przebaczać i miłować nieprzyjaciół. W innej Ewangelii (według św. Łukasza) – czytamy, jak Jezus postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed Sobą posłańców, aby Mu przygotowali pobyt w pewnym miasteczku samarytańskim. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie, Jakub i Jan, rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, aby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On, odwróciwszy się, zabronił im i udali się do innego miasteczka. Zauważmy, z jaką miłością i jednocześnie mocą Pan Jezus prowadzi Swoich przyjaciół przez rozmaite życiowe sytuacje. Gdy niegościnni Samarytanie wędrowcom odmówili noclegu, może nawet obrazili proszących, Jezus zakazuje odwetu, zabrania zesłania niszczącego ognia. Bo mści się tylko słaby. Prawdziwie mocny człowiek, panujący nad emocjami, nie oddaje obelgi za obelgę, kopniaka za kopniaka. Pan Jezus nie tylko zakazywał odwetu, On żąda, abyśmy kochali naszych krzywdzicieli i prześladowców – rzecz jasna, nie za to, że nas krzywdzą. Mówiąc: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, Jezus poucza, że sam fakt iż ktoś jest człowiekiem, czyni go godnym miłości. Tak wielka jest godność człowieka, że nawet bardzo złe czyny nie niszczą w nim człowieczeństwa.
Kto potrafi kochać mimo krzywdy, upodabnia się do doskonałego Boga. Tutaj osiągamy punkt, w którym chrześcijaństwo odróżnia się w swoim przesłaniu od pozostałych religii. Jeśli niegdyś dla Greków ideałem był urodziwy i cnotliwy człowiek jako taki, dla Rzymian zdyscyplinowany żołnierz, dla Żydów osoba sprawiedliwa, dla Hindusów asceta, dla buddystów ktoś oświecony, dla muzułmanów wyznawca poddany całkowicie wszechmocy Allaha, to dla chrześcijan ideałem jest święty. Człowiek czystego serca. Innymi słowy: kochający. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości – czytamy w Pierwszym Liście Jana. I odwrotnie: Kto nie miłuje, trwa w śmierci (zob. J 3,14).
Jeżeli nie potrafię kochać – jestem martwy. Miłość nieprzyjaciół nie polega jednak na udawaniu, że nie jest się krzywdzonym. Wolno, a nawet trzeba protestować przeciwko krzywdzie i bronić się. Miłość nieprzyjaciół jest raczej umiejętnością patrzenia na człowieka, a nie na jego czyn. To czasami zadanie naprawdę ponad ludzkie siły. Dlatego moja wątła miłość potrzebuje oparcia w innej Miłości – tej potężnej i jedynej. Bez oparcia w miłości Jezusa, nie zdołam nikogo pokochać. Nie jestem w stanie pokochać samego siebie. Nie jestem w stanie pokochać drugiego człowieka, a tym bardziej wroga.
Dlatego Jezus pragnie przywracać w nas do życia, to co umarło. Chce, by człowiek kochał Jego miłością. Chce mu dać nowe serce. Chce wypełnić otchłań, która pustoszy jego życie. To, co zionie pustką nienawiści i gniewu, pragnie wypełnić przebaczeniem i miłością.