Ludzka Twarz Boga
„Wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?”. I potem, podążając do grobu Łazarza Jezus ponownie zapłakał, tak bardzo, że Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!”
2014-04-06
Rok A
J 11,1–45
Gdybym jeszcze miała jakieś wątpliwości, że Jezus był nie tylko prawdziwym Bogiem, ale i prawdziwym Człowiekiem, z pewnością skończyłyby się podczas rozważania dzisiejszej Ewangelii.
Oto na samym jej początku dowiadujemy się, że Jezus, jak każdy człowiek, miał przyjaciół, o których św. Jan napisze: „A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Miał przyjaciół, dla których nie wahał się udać do Judei, choć groziło mu tam poważne niebezpieczeństwo. Jeśli nie wybrał się do domu Łazarza, natychmiast po tym, jak od jego sióstr otrzymał wiadomość o ciężkim stanie przyjaciela, to nie dlatego, że obawiał się o własne życie. Uznał, że ze zła, jakim dla człowieka cierpiącego i jego najbliższych niewątpliwie jest choroba i śmierć, może wydobyć więcej dobra, że mogą one się obrócić „ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”.
Kiedy w końcu wyruszył, wiedział już, że Łazarz, jego przyjaciel, nie żyje a osierocone po jego śmierci Marta i Maria bardzo cierpią. Ale wiedział też, że wkrótce przywróci Łazarza do życia. Mimo to, kiedy zobaczył cierpienie najpierw Marty a potem również jej siostry Marii, kiedy usłyszał ich pełne żalu wymówki: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”, kiedy zobaczył tłum żałobników, którzy usiłowali je pocieszyć „wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?”. I chwilę potem, podążając za przewodnikami do grobu Łazarza Jezus ponownie zapłakał, tak bardzo, że Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Zapłakał i wówczas, gdy stanął już przed zamkniętym grobem. Świadczą o tym słowa Ewangelisty: „A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu”.
Jak pełna zwykłych, ludzkich uczuć i emocji jest dzisiejsza Ewangelia! Jak przez to bliska mojemu sercu i sercu każdego z nas. Któż bowiem z ludzi nie lękał się kiedyś o życie kogoś bliskiego, któż z nas w chwili bólu, lęku i niepewności nie przyzywał na ratunek Boga. I czasem Bóg odpowiada natychmiast na nasze modlitwy, ale nieraz jakby się „ociąga”, a niekiedy wydaje się nawet, że pozostaje nieczuły na nasze wezwania i prośby. Czyż i my w takich chwilach nie kierujemy pod Jego adresem pełnych rozpaczy wymówek: „Gdybyś tu był, to by się nie stało. Gdzie byłeś Boże, kiedy Cię potrzebowałam?!
Jezus kochał Łazarza, Martę i Marię. Pragnął, aby Łazarz pozostał przy życiu, a jego siostry nie musiały umierać z żalu po jego stracie. Jednak wiedział również i to, że dzięki cierpieniu, jakie dotknie Jego przyjaciół, wielu ludzi będzie mogło uwierzyć w Syna Bożego i w Tego, który Go posłał. Bo Bóg czasem dopuszcza zło, aby przez nie stało się więcej dobra. Może o tym zaświadczyć niejeden chory czy niepełnosprawny człowiek, który przyznaje, że cierpienie i zgoda na nie wydobyły z niego to, co najlepsze.
Przekonałam się o tym także w najbardziej bolesnych chwilach mojego życia, kiedy towarzyszyłam mojej Mamie w jej chorobie i umieraniu. Zawsze wiedziałam, że jest dobrym człowiekiem, ale w dniach jej choroby i przed jej śmiercią, obserwowałam też, jak wielkim stawała się człowiekiem – wielkim w swoim cierpieniu i odchodzeniu. Dopiero wtedy naprawdę ją poznałam, a dzięki temu, jaki dała mi przykład, nie lękam się już tak bardzo własnego cierpienia i umierania. Ufam też, że niezależnie od tego, co mnie jeszcze w życiu spotka, na słowa Chrystusa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” i na Jego pytanie: „Wierzysz w to?” - będę potrafiła tak jak Marta odpowiedzieć: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę”.