Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
Czy jestem lepsza od Tomasza? Ja też wiele razy chciałam „włożyć palec do Jego ran”, aby mieć pewność, że to ja mam rację, a nie ci, którzy krzyczą, że Bóg umarł, że Boga nie ma.
2014-04-27
Rok A
J 20,19-31
Kiedyś pewna studentka socjologii poprosiła mnie o wypełnienie anonimowej ankiety. Wśród odpowiedzi na pytanie: „Czy uważasz się za człowieka…” znajdowały się takie odpowiedzi do wyboru:
a) głęboko wierzącego
b) wierzącego
c) wątpiącego
d) obojętnego religijnie
e) niewierzącego
f) walczącego z Bogiem.
Zanim zaczęłam się zastanawiać, jak określić samą siebie, przyszło mi do głowy, że owa studentka dobrym socjologiem chyba nigdy nie zostanie. Wprawdzie nie jestem specjalistą w tej dziedzinie nauki, lecz wydaje mi się, że umieszczenie określenia „walczący z Bogiem” na końcu kolejki nieco ją… dyskwalifikuje jako badacza. Dlaczego? Dlatego, iż sugeruje, że „walczący z Bogiem” to człowiek bardziej niewierzący niż „niewierzący”. Czy jednak można walczyć z Kimś, w kogo się nie wierzy? Ale to tylko taka dygresja.
Jeśli rozważamy czytania z kolejnych dni oktawy wielkanocnej, wyraźnie widzimy, że po Swoim zmartwychwstaniu Jezus „nie miał szczęścia” do wierzących i to nawet wśród najbliższych sobie ludzi. Kobietom, które w pustym grobie Mistrza zamiast Jego ciała znalazły tylko płótna i Anioła obwieszczającego im wielką nowinę, nie chcieli uwierzyć nawet Jego uczniowie. Przez długi czas nie rozpoznali Jezusa uczniowie rozmawiający z Nim w drodze do Emaus. Nawet Maria Magdalena, która Go przecież tak bardzo ukochała, nie dała wiary anielskiej nowinie o zmartwychwstaniu, a samego Jezusa wzięła początkowo za ogrodnika. I potem jeszcze apostoł Tomasz, którego imię po wieki stało się synonimem niedowiarka… Powiedział nawet do tych, którzy widzieli zmartwychwstałego Jezusa takie oto słowa: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
Kiedy wypełniałam ankietę, o której wspomniałam na początku, nie miałam odwagi określić siebie jako głęboko wierzącej. Z kilku powodów. Także dlatego, że trochę nie dowierzam, a nawet... boję się tych, którzy tak o sobie myślą, ale głównie dlatego, że nie wiem czy byłaby to prawda w odniesieniu do mojej osoby. Ileż było takich sytuacji kiedy domagałam się, a przynajmniej oczekiwałam znaków, aby wierzyć? Trudno zliczyć. Czy jestem lepsza od Tomasza? Ja też wiele razy chciałam „włożyć palec do Jego ran”, aby mieć pewność, że to ja mam rację, a nie ci, którzy krzyczą, że Bóg umarł, że Boga nie ma.
A Jezus przychodzi do tego naszego niepokoju i niepewności, i mówi jak do uczniów: „Pokój wam”. A potem mówi z miłością i wyrozumiałością dla mojego niedowiarstwa: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.
Dzięki Ci Panie za ten wielkoduszny gest wobec Tomaszowego i mojego niedowiarstwa. Przyjdź do mego tak często zamkniętego serca – zamkniętego dla Prawdy, dla Światła, dla Miłości. Ty jednak jesteś większy od naszego braku wiary, Ty wiesz, że nam „którzy nie widzieliśmy” czasem bywa trudno, więc przychodzisz ze Swoim pojednaniem i miłosierdziem. Dziękuję Ci Panie!