„Weźcie moje jarzmo”
Jezus zapewnia słuchaczy, że Jego jarzmo jest słodkie a brzemię lekkie i w ostatecznym rozrachunku zamiast ciężaru i utrudzenia przyniesie pokrzepienie temu, kto je przyjmie.
2014-04-29
II Rok czytań
Mt 11, 25-30
Słowo „jarzmo” nie budzi na ogół pozytywnych skojarzeń. Większość słowników utożsamia je z ciężarem. Słownik biblijny w sensie dosłownym definiuje jarzmo jako drewnianą lub żelazną ramę służącą do zaprzęgania dwóch wołów lub innych zwierząt pociągowych do pługa czy wozu. W sensie przenośnym jarzmo oznaczało ciężki los, poddaństwo lub niewolę. Na przykład, kiedy lud izraelski rozważał, czy przyjąć Roboama jako króla, zwrócił się do niego z prośbą, aby ulżył ciężkiemu jarzmu, tzn. zmniejszył pańszczyznę, którą obciążył go jego ojciec, Salomon (1 Krl 12,1-11). Jarzmo może także oznaczać inne brzemiona lub pewien rodzaj odpowiedzialności. W sensie negatywnym jarzmem jest np. grzech (Lm 1,14) lub niewolnictwo (Syr 33,27). W judaizmie jarzmo było obrazem posłusznego poddania się Bożemu Prawu, uznaniem, że Bóg jest jeden i przestrzeganiem Jego przykazań. Tak więc jarzmo może również oznaczać służbę Bogu (Lm 3,27; Jr 2,20; 5,5). Niestety, Judaizm narzucił ludziom zbyt wiele dodatkowych wymagań, co rodziło poczucie zniewolenia i ucisku. Do jarzma porównywane jest także posłuszeństwo Chrystusowi – jak to ma miejsce w dzisiejszej Ewangelii, lecz słowo to ma tu zupełnie różne znaczenie od wymienionych powyżej. I to nie tylko dlatego, że nauka Jezusa jest dużo prostsza i skoncentrowana tylko na sprawach najistotniejszych. W pewnym sensie jest przecież dużo bardziej wymagająca niż inne prawa, bo domaga się od człowieka nieustannego trwania w miłości do Boga i do człowieka. A jednak Jezus zapewnia słuchaczy, że Jego jarzmo jest słodkie a brzemię lekkie i w ostatecznym rozrachunku zamiast ciężaru i utrudzenia przyniesie pokrzepienie temu, kto je przyjmie.
Pamiętam pewien okres w moim życiu, nie tak odległy, kiedy wiele spraw, zwłaszcza związanych ze zdrowiem, zaczęło mi się po prostu „sypać”. Do tego doszły także inne problemy i zmartwienia. W pewnym momencie wydawało mi się, ze już mam dość, że już więcej nie uniosę. Któregoś dnia, kiedy usłyszałam niepokojącą diagnozę lekarską, nie byłam już w stanie zrobić nic innego, jak tylko uklęknąć w pobliskim kościele przed tabernakulum i powiedzieć: „Panie, już nie dam rady. Zabierz ode mnie ten ciężar albo daj mi siłę, żebym go potrafiła nieść”. Nie umiem powiedzieć, co się wtedy wydarzyło. Moje choroby nie zakończyły się cudownym uzdrowieniem, choć po pewnym czasie okazały się dużo mniej brzemienne w skutki niż początkowo myślałam. Co najważniejsze wyszłam wtedy z tego kościoła z zupełnie lekkim sercem. Gdzieś zniknął niepokój i lęk a jego miejsce zajął pokój i pewność, że w jego rękach nic mi nie grozi a to co mnie spotka, jest dla mnie najlepsze.
Tamtego dnia spełniła się dla mnie obietnica Jezusa, którą podarował tym wszystkim, którzy z wiarą „prostaczków” przyjmą Jego naukę i z ufnością poddadzą się Jego „jarzmu”: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Dziekuję Ci, Jezu.