Maryjo, jestem przy Tobie...

„I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”. A czy ja mogę w głębi serca powiedzieć: „Maryjo… jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam?

James Tissot, "Co Zbawiciel widział z krzyża", 1895 r.

zdjęcie: freechristimages.com

2014-05-02

II Rok czytań
J 19,25-27


Dzisiejsza Ewangelia to jedna z najkrótszych w ciągu tego roku liturgicznego. Składa się zaledwie z 54 wyrazów zebranych w trzy zdania. Tylko trzy zdania, ale jakże istotne dla każdego z nas i dla całego Kościoła.

Powracamy znów na Golgotę, do ostatnich chwil poprzedzających agonię Chrystusa. Na krzyżu umiera Bóg-Człowiek. Rozmaici mniej lub bardziej utalentowani artyści, poeci czy pisarze starali się odtworzyć tę chwilę w swoich dziełach. Zastanawiali się, co – poza straszliwym cierpieniem – czuł w tych ostatnich godzinach i minutach nasz Zbawiciel, o czym mógł myśleć, co widział z wysokości krzyża. Z pewnością dostrzegał tych, którzy Mu urągali i ofiarował im swoje przebaczenie. Widział też żołnierzy, który byli na miejscu Jego kaźni niejako z obowiązku służbowego, dostrzegł dwóch złoczyńców, którzy umierali na sąsiednich krzyżach a z jednym z nich podjął nawet pełen miłosierdzia dialog. Musiał widzieć też tłumy gapiów, których nigdy ni brakuje przy tego rodzaju okrutnych „spektaklach”, a wśród których zapewne był niejeden z tych, którzy niedawno oddawali Mu cześć, wołając „Hosanna”. Gdy zbliżał się czas agonii, Jego głowa coraz bardziej skłaniała się na piersi. I wtedy widział głównie ich – tych, którzy pozostali mu wierni do końca. Stali tuż pod krzyżem, blisko konającego Jezusa. To ci, którzy najbardziej Go kochali: „Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena”. Był też Jan, Jego umiłowany uczeń – jedyny spośród Jedenastu, który nie uciekł w obawie przed prześladowcami Mistrza. Jezus zdawał sobie sprawę, że Ta, która go porodziła, zapewniła mu bezpieczne i pełne miłości dzieciństwo a potem towarzyszyła Mu wiernie w pełnieniu woli jego Niebieskiego Ojca, tak jak większość starzejących się, owdowiałych kobiet, może pozostać sama, pozbawiona wsparcia i opieki. Jezus kocha swoja Matkę, nie chce więc narazić Jej na taki los.  Dlatego zobowiązuje Jana, wobec świadków, na swojego zastępcę, powierzając jego opiece swoją Matke. A Jej, wskazuje Jana, jako tego, który odtąd będzie dla Niej synem.

W tej intymnej scenie kryje się znacznie więcej, niż tylko troska umierającego Jezusa o najbliższych, dużo więcej…  Oto w grozie Golgoty rodzi się nowa Święta Rodzina. Jan uosabia bowiem cały Kościół, który odtąd w osobie Jezusowej Matki – będzie miał po wszystkie wieki swoją Matkę. To chwila, w której zarazem my wszyscy staliśmy się braćmi Jezusa i wraz z Janem zostaliśmy zobowiązani, by wypełnić testament Jezusa. To chwila, w której Jezus w najbardziej wyraźny sposób nakłonił rodzący się Kościół do kultu maryjnego

W Ewangelii czytamy: „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”. W dniu, w którym czcimy Maryję jako Panią i Królową naszej Ojczyzny, warto też zapytać samych siebie o nasze „rodzinne” z Nią relacje. Czy zaprosiliśmy Ją do siebie, do naszego życia dzieci Bożych? Czy jest obecna w naszych domach na co dzień; w chwilach naszych życiowych wyborów, naszych cierpień, upadków i powstań ale także w chwilach naszych małych zwycięstw i radości? Czy jest obecna w moim życiu? Czy proszę Ja o pomoc i wsparcie, czy próbuję naśladować Jej nieustanne „tak”? Czy mogę w głębi serca powiedzieć: „Maryjo… jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam?

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024