Pozwól się ropoznać
Pozostał z nimi. Tak długo, jak trzeba było, aby w końcu Go rozpoznali. Przy łamaniu chleba.
2014-05-04
Rok A
Łk 24,13–35
Postawmy się na chwilę w ich sytuacji. Dwaj uczniowie Jezusa. Wprawdzie nie należeli do grona Dwunastu, ale byli dostatecznie blisko, aby słyszeć Go gdy dyskutował z uczonymi w Piśmie, kiedy przemawiał do tłumów, a pewnie czasem i do tych najbliższych. Byli dostatecznie blisko, by widzieć, co czynił. Z pewnością nieraz na ich oczach chorzy odzyskiwali zdrowie, umarli wracali do życia, a opętanych opuszczały złe duchy. Prawie na pewno byli blisko, gdy Jezus pięcioma bochenkami chleba nakarmił tysiące ludzi i zapewne byli też w tłumie wołających „Hosanna Synowi Dawidowemu”. Mieli swoje własne marzenia i nadzieje związane z Jezusem. Wierzyli, że jest wielkim, pewnie największym Prorokiem. Może nawet Mesjaszem, który już wkrótce wyzwoli ich naród spod obcej okupacji. Jakże radowała ich i napawała dumą świadomość, że należą do uczniów tego wielkiego Człowieka. Zwycięstwo było tak blisko! A potem… Szkoda mówić. A jednak świadomość, że On tak po prostu pozwolił się zabić i zniszczył własny wizerunek, który tak długo pielęgnowali w swoich sercach, zmusiła ich, aby przed napotkanym w drodze do Emaus Nieznajomym otworzyć się, wypowiedzieć na głos swój smutek i zawiedzione nadzieje… Serca jakoś tak dziwnie im pałały i podpowiadały, że mogą to uczynić wobec Człowieka, który chyba jako jedyny w okolicy nie wiedział, co wydarzyło się w Jerozolimie. „A myśmy się spodziewali…” – w tym zdaniu zawarli cały swój żal, ból po Jego stracie, cały zawód, jaki im sprawił. A jakby tego wszystkiego było mało, okazało się że zniknęło Ciało ich Nauczyciela. Wprawdzie kobiety mówią coś o jakichś aniołach… ale przecież kto by tam wierzył zrozpaczonym kobietom…
Pozwolił im mówić, a potem, przez całą drogę do Emaus, cierpliwie wyjaśniał „zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków” to, co odnosiło się do Jezusa. A kiedy Nieznajomy tak mówił, powoli zaczynali pojmować, że to, co się wydarzyło, było w Bożych planach, że trzeba było, aby On cierpiał i umarł, i że to, o czym mówiły kobiety może być prawdą. Jest prawdą! On rzeczywiście zmartwychwstał, zwyciężył! Inaczej, niż się spodziewali, ale zwyciężył! I w dodatku okazał się Kimś stokroć większym, niż sądzili. „O, nierozumni” – powiedział o nich ten Człowiek wkrótce po tym, jak otworzyli przed Nim swoje serca. Miał rację! Jak mogli być takimi głupcami! Nagle poczuli, jak ciężar przytłaczający dotąd ich serca, gdzieś się rozpływa. Oby tylko Człowiek, który się do tego przyczynił, zechciał jeszcze z nimi pozostać… przecież ma się już ku wieczorowi…
Pozostał. Tak długo, jak trzeba było, aby w końcu Go rozpoznali. Przy łamaniu chleba. Teraz byli już do tego gotowi. Byli gotowi, aby powrócić do Jerozolimy i dać świadectwo wiary, potwierdzając Wielką Nowinę: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał!".
Panie Jezu, pozwól mi w odpowiednim czasie rozpoznać Siebie – w eucharystycznym Chlebie, w Twoim Słowie i w drugim człowieku… Pozwól, aby moje serce pałało na myśl o spotkaniu z Tobą!