Miłość jest konkretna
Jeżeli jako uczeń Jezusa uważam, że zrobiłem wszystko, co w „mojej mocy” – zrobiłem tylko połowę… Jezus zaprasza mnie, abym czynił również to, co jest w „mojej niemocy”, ale jest w mocy Boga.
2014-08-03
Rok A
Mt 14, 13-21
Za Jezusem podążają tłumy. Ludzie, którzy odeszli od swoich zajęć, aby Go słuchać, doświadczać Jego cudów. Zaskakuje nas troskliwość Jezusa, który dostrzega głód ludzi i pokazuje Swoją wrażliwość na ich biedę. Biedę chorób i biedę głodu. Niesamowite jest także to, jak Jezus angażuje uczniów do pomocy tym ludziom. Chce pokazać, że w byciu prawdziwym apostołem potrzebne są nie tylko słowa, ale i czyny. Cud rozmnożenia chleba odsłania Serce Jezusa, które jest pełne dobroci i miłosierdzia. Na widok ludzi cierpiących Jezus „lituje się”. Słowo litość oznacza tutaj wzruszenie. Jezus „wzruszył się”, albo jeszcze mocniej – „wzburzyły się Jego wnętrzności, wzburzyło się Jego Serce”. To słowo odnosi się do łona matki, do jej miłości. Jezus kocha jak matka, bezinteresownie. Lituje się nad potrzebującymi, rozmawia z nimi, naucza, uzdrawia, karmi, bierze w opiekę, spełnia ich oczekiwania. Dzieli się nie tylko pokarmem, ale również słowem, Swoim czasem, Sobą. Bóg w Jezusie współodczuwa wraz z ludźmi, którzy są w potrzebie.
Ewangelista Mateusz, który interesująco opisuje to wydarzenie, nie skupia się na tym, co Jezus powiedział do tłumów, nie zwraca szczególnej uwagi na treść słów, czy na kaznodziejskie gesty Jezusa. Nie skupia się na szczegółach uzdrowień, których dokonał, na historii chorób osób uzdrowionych, ale na troskliwości i wrażliwości Jezusa. Nauczyciel zauważa biedę tych ludzi. Idą za Nim, być może kolejny już dzień, i po prostu są głodni. Apostołowie mają nawet plan, jak ten problem rozwiązać. Wybierają najprostszy sposób. Chcą odesłać tych ludzi do wiosek i mieć spokój. Święty spokój. Jezusowi się to nie podoba. Mówi do nich jasno: „Wy dajcie im jeść”. Potem Sam, przez ręce apostołów, w cudowny sposób karmi wielką rzeszę ludzi – pięć tysięcy mężczyzn i ich rodziny.
Oprócz cudu rozmnożenia chleba dzieje się tu coś jeszcze. Jezus jasno pokazuje uczniom, że w byciu apostołem nie chodzi tylko o mówienie wzniosłych słów, nawet tych najpobożniejszych, ale chodzi także o konkret życia. Słowa zawsze są puste, jeśli mówca odsyła od siebie tych, którzy są w potrzebie. Takie sytuacje pokazują, czy ktoś jest autentycznym apostołem, czy tylko „opowiadaczem”. Ewangelia nie potwierdzona życiem jest odbierana przez słuchaczy jako puste słowa. Jezus przez tę ewangeliczną scenę pokazuje, że potrzebuje nas, naszych dłoni, aby pomóc bezdomnemu, ubogiemu, choremu. Właśnie w ten sposób głosi się Ewangelię! Jezusowi chodzi o to, abyśmy jak On mieli w sercu troskliwą miłość do tych, których spotkamy. Jezusowi chodzi o to, byśmy jak apostołowie użyczyli Mu swoich rąk. Byśmy zauważyli obok siebie potrzebujących, zaradzili ich biedzie, na tyle, na ile potrafimy. Wówczas staniemy się Jego apostołami. Jeżeli jednak jako uczeń Jezusa uważam, że zrobiłem wszystko, co w „mojej mocy” – zrobiłem tylko połowę… Jezus zaprasza mnie, abym czynił również to, co jest w „mojej niemocy”, ale jest w mocy Boga.
Jezus w scenie rozmnożenia chleba uczy wdzięczności. Zanim rozmnoży chleb, spogląda w Niebo, zwraca się do Ojca w modlitwie błogosławieństwa i dziękczynienia. Zauważmy, że z wdzięcznością kojarzy się zwykle sytuacja dostatku, obfitości darów, zadowolenia. Jezus jednak dziękuje Ojcu także w sytuacji przeciwnej, a więc w sytuacji braku, głodu, dysproporcji pomiędzy środkami jakimi rozporządza, a potrzebami. Poprzez taką postawę Jezus dociera do źródła wszelkiego dobra. Otwiera drogę Bożej hojności.