Duchowość umywania nóg
O emocjach towarzyszących pobytowi wśród niepełnosprawnych.
2014-10-02
Kasparus to maleńka wioseczka na Pomorzu Gdańskim, położona niedaleko miejscowości Skórcz. Parafia liczy zaledwie 124 osoby. To dobre miejsce – pomyślałem sobie – aby tu właśnie zorganizować formację dla odpowiedzialnych za ruch Wiara i Światło w Polsce. Bóg wybrał bowiem to, co wydaje się małe w oczach świata...
Spotkanie odbywało się w domu rekolekcyjnym obok niewielkiego, drewnianego kościółka pw. św. Józefa. Warunki były dosyć spartańskie. Pokoje dziesięcioosobowe z piętrowymi łóżkami, a na śniadania i kolacje trzeba było wyjść na zewnątrz do stołów pod namiotami, bo dwadzieścia kilka osób nie pomieściłoby się w niewielkiej jadalni domu rekolekcyjnego. Natomiast obiady były podawane w miejscowej remizie, dziesięć minut drogi od domu rekolekcyjnego.
Pobyt za „co łaska”
W pierwszym momencie przychodzi mi na myśl pytanie, czy takiego spotkania nie należałoby zorganizować w jakimś ekskluzywnym domu rekolekcyjnym, których dziś przecież w Polsce nie brakuje, ale w chwilę potem uświadamiam sobie, że ludzie z Wiary i Światła są przyzwyczajeni do takich ubogich warunków. Na ich obozach nie ma przecież luksusów, a jest to zwykle podyktowane z jednej strony chęcią ograniczenia kosztów (rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi niejednokrotnie nie mają zbyt wielu środków na zbyciu), z drugiej zaś wspólne pokonywanie trudów codziennego życia zbliża ludzi i bardziej zacieśnia relacje między nimi. Okoliczności, w których każdy w dowolnej chwili mógłby udać się do własnego pokoju, mogłyby sprzyjać niepotrzebnej izolacji.
Pierwszy argument potwierdza się bardzo szybko: organizatorka Joasia z Jaworzna podczas wieczornego zawiązania wspólnoty informuje, że za pobyt w domu rekolekcyjnym oraz za wyżywienie nie będą pobierane żadne ustalone opłaty. Kto jednak chciałby złożyć ofiarę na ten cel, może to zrobić do wystawionej puszki, która na koniec zostanie przekazana ks. Darkowi ze Skórcza, opiekującemu się domem rekolekcyjnym i troszczącemu się o konieczny prowiant. Drugi argument potwierdzał się cały czas...
Znak chleba i wspólnoty
Spotkanie rozpoczęło się Mszą Świętą. Przytulny drewniany kościółek okazał się idealnym miejscem dla uczestników. Moją uwagę przykuły osobliwe żyrandole, w które zostały wplecione dostojne poroża jeleni. To przywodziło na myśl genius loci (opiekuńczy duch miejsca), bo Kasparus położony jest pośród rozległych lasów. Przy kolacji ks. Darek przestrzegał nawet, żeby w nocy nie oddalać się zbytnio od domu rekolekcyjnego, bo podobno są tu wilki. Nie wiem jednak, czy był to żart, czy przestroga, którą należałoby brać na serio.
W kazaniu podczas Mszy ks. Darek mówił o Eucharystii i o tym, że Jezus pozostał z nami w znaku chleba. Znowu w kontekście Wiary i Światła uświadamiam sobie, że Jezus jest też obecny w każdej, nawet najmniejszej wspólnocie, a prawdę tę podkreślają pieśni śpiewane podczas liturgii, znak pokoju przekazywany serdecznym uściskiem dłoni, a na koniec zbudowanie kręgu ze splecionych rąk przez wszystkich uczestników Mszy ze stosowną pieśnią na ustach, która mówiła o jedności między nami.
Podczas Komunii w oczy rzuca mi się mama z niepełnosprawnym synem, która wraz z pomocnym mężczyzną próbują doprowadzić go do kapłana. Tuż przed celebransem chłopak gwałtownie odwraca się, jakby się bronił przed przyjęciem komunikantu, toteż mama po kilku próbach perswazji w końcu daje za wygraną.
Ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że jej syn potrzebuje raczej egzorcyzmu niż Komunii Świętej, zresztą podczas kolacji Roma żartuje, mówiąc, że „już ten diabeł za skórą dał o sobie znać”, kiedy jednak pozna się bliżej jej syna, Wiktora, jego reakcje zaczynają być bardziej zrozumiałe i nie budzą już nadmiernego niepokoju...
Wiktor od szukania kontaktu
Chłopak, a raczej mężczyzna, bo ma już 41 lat, jest głęboko upośledzony intelektualnie. Ma też pewne problemy z poruszaniem się: chodzi na nieco chwiejnych nogach, jakby z trudem utrzymywał równowagę. Kto go nie zna, może się go nawet w pierwszej chwili przestraszyć ze względu na dosyć gwałtowne reakcje, ale kiedy lody stopnieją, okazuje się, że kontakt z nim może być fascynujący. Wiktor jest bardzo wrażliwy na drugiego człowieka i nieustannie szuka z każdym kontaktu. Kiedy siadam obok niego przy kolacji, mężczyzna nagle odwraca się w moją stronę, pochyla się i patrzy mi w twarz z odległości dwudziestu centymetrów, jakby chciał zajrzeć mi w duszę. W pierwszej chwili jest to zaskakujące, ale kiedy zgodzimy się na tę formę bliskiego kontaktu i jeszcze odpowiemy jakąś miną na jego minę, coś dziwnego zaczyna dziać się między nami. W oczach Wiktora pojawia się jakiś błysk radości, a wspólne wygłupy zaczynają budować jakieś przedziwne porozumienie ponad słowami. W pewnym momencie mężczyzna podsuwa mi swoją głowę, a jego mama objaśnia, że chce być głaskany.
Wiktor ma jeszcze jedno typowe zachowanie, lubi klaskać albo klepać sąsiada po ramieniu. W drugim przypadku warto go przestrzegać, aby nie robił tego zbyt mocno, bo czasem ten wyraz gwałtownego przypływu sympatii może okazać się nieco bolesny...
Wydawałoby się, że kontakt Wiktora ze światem jest bardzo ograniczony, ale kiedy następnego dnia znowu siedzimy razem przy śniadaniu, mężczyzna nagle wyciąga swoją rękę nad stołem i dotyka wieczka plastikowego kubka z kremem czekoladowym, który stoi między jogurtami. Roma komentuje: „Niektórzy myślą, że Wiktor nic nie rozumie, a teraz pokazuje, że chce kanapkę z kremem czekoladowym, a przecież w domu tego nie kupujemy, więc pewnie zapamiętał ten specjał z któregoś z obozów”. W chwilę potem Marzena ze Szczecina, która chciała wyręczyć Romę, aby ta mogła sama spokojnie zacząć jeść śniadanie, podsuwa Wiktorowi pół bułki posmarowanej słodkim kremem. Nieoczekiwanie mężczyzna zaczyna nagle gwałtownie się bronić i odwraca z niechęcią głowę, jak robił to dzień wcześniej, kiedy kapłan chciał podać mu Komunię Świętą. Scena ta budzi naszą konsternację, bo nie wiadomo, dlaczego chłopak tak reaguje: czyżby jego wskazanie kremu czekoladowego okazało się pomyłką? Kiedy jednak bułkę podaje mu jego mama, Wiktor natychmiast się uspokaja i ze smakiem ją zajada. Aaa! – patrzymy wszyscy po sobie ze zrozumieniem, Roma natomiast tłumaczy, że czasem dzieli się z nim też swoją Komunią Świętą, bo przyjęcie jej od obcego kapłana jest dla chłopaka zbyt wielką barierą do pokonania.
Iwonka od mistycznego śpiewu
Wśród uczestników spotkania moją uwagę przykuwa też niepełnosprawna Iwonka ze Szczecina. Jest dobrze po czterdziestce, ale radość, jaką w sobie nosi, jest wybitnie dziecięca. Kiedy podczas pierwszej naszej Mszy na uwielbienie zaczyna śpiewać pieśń: „Chwalę Ciebie Panie...”, a przy tym z radosnym błyskiem w oku zaczyna się rozglądać po całej zgromadzonej wspólnocie, jest w tym coś niesamowitego. Okazuje się, że już samym tym gestem potrafi wydobyć teologiczny sens słów Jezusa o tym, że „gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w Imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Zresztą śpiew z radosnym, ale i duchowym, przesłaniem okazuje się szczególnym charyzmatem Iwonki. Kiedy śpiewa pieśń: „Jesteśmy piękni, Twoim pięknem Panie...” budzi to wrażenie, jakiego nie powstydziliby się artyści z wielkich amfiteatrów. Potem dowiaduję się, że Iwonka należy do Zespołu Piosenki Naiwnej w Szczecinie i razem z Arkiem z jej wspólnoty koncertują od czasu do czasu na szczecińskim zamku, co wcale mnie nie dziwi... Marzena ze Szczecina podczas grupy dzielenia zdradza mi jeszcze jedną tajemnicę. Kiedy Iwonka śpiewa pieśń: „Nie umiem dziękować Ci, Panie...”, zaczyna płakać, a wtedy płacze z nią cała wspólnota i jest w tym coś wręcz mistycznego...
Z Iwonką zaprzyjaźniam się bardzo szybko. Kiedy przed konferencją o. Isaaca Martineza, międzynarodowego kapelana ruchu, który ma mówić o duchowości Wiary i Światła, zastanawiam się, gdzie mam położyć dyktafon, aby skutecznie rejestrował dźwięk, Iwonka siada obok mnie, a przed sobą „parkuje” swój chodzik, na którym bez przeszkód mogę położyć urządzenie i mój dylemat zostaje nieoczekiwanie rozwiązany. Potem Iwonka co jakiś czas zerka na wyświetlacz, a nawet alarmuje mnie, kiedy nagranie nagle zostaje przerwane. „Bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem...” – przywodzi mi to nam myśl słowa jeszcze jednej znanej pieśni...
Miłość, która przemienia
Wśród uczestników spotkania jest jeszcze Michał z Gdańska. Wygląda młodo, choć jest już po trzydziestce. Bardzo interesują go relacje międzyludzkie. Szybko wchodzi w kontakt, a łatwość z jaką rzuca swoje zagajenia, w pierwszej chwili może budzić lekkie zażenowanie. „Masz żonę? Macie dzieci? Masz chłopka? Jesteście parą?” – to typowe pytania Michała, pod które w świecie, zanim padną, na ogół trzeba przygotować oswajający emocjonalnie grunt. Michał takiego rozbiegu jednak nie potrzebuje, a tym samym szybko skraca dystans, co dla osoby do tego nieprzyzwyczajonej może stanowić pewne wyzwanie. „W świecie wolimy zakładać maski” – powie potem podczas spotkania w grupie dzielenia Jan z Dąbrowy Górniczej, właściciel niedużej firmy i zaraz doda – „przy tych osobach jakiekolwiek ukrywanie się staje się niemożliwe”.
Jan opowiada także, jak na jednym z obozów przypadła mu w udziale pomoc przy kąpieli niepełnosprawnego Sebastiana. Miał przed tym pewne opory, ale kiedy uklęknął przed chłopakiem pod prysznicem i spojrzał do góry, nagle zobaczył nad sobą jego rozpostarte ramiona, które oparte o brzegi kabiny miały pomóc utrzymać mu równowagę. Na ten widok Jan nie mógł nie wykrzyknąć: „Ty wyglądasz jak Jezus na krzyżu!”. I to doświadczenie pokazało mu, że warto przełamywać swoje opory, aby być bliżej tych osób, bo to nie tylko stanowi konieczną dla nich pomoc, ale i jego samego zaczyna zmieniać. W swojej konferencji o. Martinez powie, że duchowość Wiary i Światła to duchowość umywania nóg. I okazuje się, że nie jest to tylko jakaś abstrakcyjna, religijna metafora...
Jest jeszcze Krzysiu, który wygląda na pięćdziesiąt lat. Wszędzie chodzi ze swoją nieodłączną harmonijką ustną, której dźwięki współbrzmią rytmicznie z gitarą przy wspólnie śpiewanych pieśniach. Niedawno zmarła mu mama i podczas Mszy, mężczyzna modli się za nią. Kiedy siedzimy w kręgu, Krzysiu z dumą obwieszcza, że sam się goli i potrafi wykonać wiele czynności wokół siebie.
Wiara i Światło
Ruch Wiara i Światło zrodził się podczas pielgrzymki do Lourdes, która odbyła się w Wielkanoc 1971 roku. Jean Vanier i Marie-Hélène Mathieu od kilku lat przyjeżdżali tu z osobami niepełnosprawnymi. Jean był już wtedy w L’Arche, a Marie Hélène w 1963 roku utworzyła Chrześcijańskie Biuro dla Osób Niepełnosprawnych. W tym pamiętnym roku dołączyły jednak do nich rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi z całej Francji, Belgii, Anglii i z innych, łącznie piętnastu krajów. Inicjatorami tego wydarzenia byli Camille i Gerard – małżeństwo z dwójką upośledzonych synów – którym wcześniej odmówiono udziału w pielgrzymce diecezjalnej. Gdy przyjechali sami do Lourdes, w hotelu i na ulicy traktowano ich z ostentacyjną rezerwą, co było dla nich bardzo raniące. Były to bowiem czasy, w których osoby niepełnosprawne intelektualnie „ukrywano” w domu, bo większość społeczeństwa reagowała na nie raczej lękiem i agresją niż akceptacją i współczuciem. Tamtego roku do Lourdes przyjechało ok. 12 tysięcy osób niepełnosprawnych, ich rodzin i przyjaciół, i stanowiło to swoistą manifestację i przełom. Pierwotna rezerwa mieszkańców Lourdes szybko została przełamana, gdy uczestnicy zaczęli śpiewać radosne „Alleluja”, wśród żywiołowych tańców i wspólnej zabawy.
Jean Vanier wspominał potem: „Po tym wydarzeniu zdaliśmy sobie sprawę, że Duch Święty chce od nas czegoś więcej niż tylko zwykłej pielgrzymki do Lourdes”. Na całym świecie jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać wspólnoty gromadzące osoby niepełnosprawne, ich rodziny i przyjaciół. W Polsce spotkania wspólnot odbywają się najczęściej przy parafiach raz w miesiącu. Sprawowana jest Eucharystia z przystępną dla wszystkich liturgią słowa, a następnie jest czas na wspólne świętowanie. Ważnym wydarzeniem dla każdej wspólnoty są wakacyjne obozy, na których wypoczynek i radosne świętowanie połączone są z codzienną Eucharystią, formacją duchową i modlitwą. Obecnie w Polsce spotyka się 101 wspólnot, z których każda liczy od 10 do 40 uczestników.
W ubogich jest Jezus
W swojej konferencji o. Isaac Martinez ukazywał podstawowe cechy duchowości ruchu. U jej podstaw leży „spotkanie z Jezusem obecnym w tych, którzy są ubodzy, cierpiący, zmarginalizowani i wykluczeni ze społeczeństwa”. Kapelan cytował przy tym Jeana Vaniera, który mówił, że „duchowość jest zawsze skierowana ku miłości, a miłość nie oznacza tylko robienia czegoś dla ludzi, ale oznacza hojność i bycie w komunii z osobą ubogą, oznacza przyjaźń, której cechą jest dawanie i branie”. „Osoba uboga jest sakramentem – mówi o. Martinez. Jest obecnością Jezusa, który otwiera nasze serce i wzywa nas do nawrócenia. Spotkanie to nie zawsze jest łatwe. Nieraz jest też bolesne. Ubogi może być pełen lęku, agresji lub depresji. Ubodzy proszą nas o przemianę i miłość, które nie zawsze potrafimy ofiarować. Tak naprawdę bowiem każdy z nas bywa ubogim i tylko Jezus może nas z naszego ubóstwa wyzwolić”.
Aby to się mogło dziać, trzeba zgodzić się na „schodzenie w dół po drabinie awansu osobistego i społecznego, aby być z potrzebującymi i ubogimi” – jak ujął to Jean Vanier, który sam porzucił możliwość kariery i swoje życie poświęcił ubogim i odrzuconym przez społeczeństwo. „Wiara i Światło opiera się na współczuciu – kontynuuje o. Martinez. Ono pozwala osobie wzrastać. Błogosławieństwo umywania nóg najsłabszym daje możliwość autentycznego przeżywania Dobrej Nowiny. Nie chodzi tylko o to, aby płakać z płaczącymi, ale aby robić wszystko, by każda osoba mogła wzrastać pomimo swojego cierpienia i własnych ograniczeń”.
Ikona
Nieprzypadkowo o. Joseph Larsen, zmarły niedawno wieloletni międzynarodowy kapelan Wiary i Światła zabiegał o to, aby znakiem rozpoznawczym wspólnot było nie tylko schematyczne logo przedstawiające dwanaście osób w łodzi, na wzburzonych falach pod promieniejącym słońcem, ale i ikona przedstawiająca Maryję i Jana u stóp krzyża, na którym wisi Jezus. „Czyż tajemnica miłości Jezusa, Marii i Jana u stóp krzyża nie jest tą, do której zostaliśmy wezwani, by żyć nią właśnie w sercu wspólnot Wiary i Światła?” – pytał retorycznie o. Joseph Larsen i zaraz odpowiadał: „U stóp krzyża, w godzinie cierpienia Jezus, Maryja i Jan pozostają wierni. Mogą tylko tam być, jak my w Wierze i Świetle. Te trzy osoby złączone w cierpieniu są jednością w modlitwie – modlitwie bez słów – pełnej zaufania Bogu. Są w nas, kiedy jesteśmy zjednoczeni z nimi. I oto dlaczego na dole ikony widzimy małą, płonącą świecę. Jest symbolem wspólnot Wiary i Światła, pragnących inspirować się tajemnicą, którą żyje Jezus. Maryja i Jan u stóp krzyża, dla całej ludzkości. Na górze ikony widzimy słońce, które zwycięża noc cierpienia. Wiara i Światło chce oświecać cały świat tym światłem i tą paschalną nadzieją, która została przygotowana w ukryciu krzyża”.
Kończy się mój czas pobytu w Kasparusie. Mimo, że trwał niecałą dobę, w moim sercu pozostawia ważny ślad. I nie mam żadnej wątpliwości, że dla tego spotkania warto było przebyć z Krakowa 600 kilometrów.
Zobacz całą zawartość numeru ►