Perła Boga – Bł. Małgorzata z Castello

Historia zaufania Bogu pośród wielu cierpień i upokorzeń.

Z chwilą przyjęcia dominikańskiego habitu, praktyki pokutne Małgorzaty stały się bardzo radykalne. W ten sposób naśladowała założyciela zakonu, św. Dominika.

zdjęcie: wikipedia.org

2014-10-02

Młodzi małżonkowie: Emilia i Parys wywodzili się z szanowanej włoskiej arystokracji. Parys był kasztelanem i odważnym żołnierzem. Po zdobyciu górskiej twierdzy w Metola stał się regionalnym bohaterem. W nagrodę za ten czyn mieszkańcy miasta podarowali mu twierdzę, którą zdobył wraz ze znacznymi przyległościami. W niedługim czasie wprowadził się do zamku ze swoją młodą żoną Emilią. Para cieszyła się powszechnym uwielbieniem i wiodła szczęśliwe, dostatnie życie w zdrowiu. Byli młodzi, piękni i szanowani. Wszystko układało się po ich myśli. Niemalże z dnia na dzień szczęście zmieniło się w tragedię, kiedy na świat przyszło ich dziecko.

Milczący dzwon

Małżonkowie oczywiście spodziewali się dziecka pięknego, bez zarzutu, najlepiej chłopca – dziedzica, którym mogliby się szczycić i chwalić przed ludźmi – ostatecznie pięknej dziewczynki, bo ją można byłoby dobrze wydać za mąż. Emilia i Parys długo przygotowywali się do momentu narodzin dziecka. Planowali wyprawić w miasteczku wielkie święto z okazji przyjścia na świat dziedzica rodu. Najemni robotnicy pracujący w polu i przy wycince drzew od czasu do czasu przerywali swoją pracę, nasłuchując z nadzieją głosu ogromnego zamkowego dzwonu, czy już nie rozbrzmiewa, wieszcząc radosną nowinę. Ale zamkowy dzwon milczał w chwili, w której urodziło się dziecko. Ani jeden ton nie popłynął dumnie z wysokiej wieży. Nie było bankietów, nie było rozrywek. Ta noc była ciemna i cicha. Serca rodziców spowiła rozpacz, bowiem ich nowonarodzone dziecko okazało się potwornie zniekształconą i kaleką dziewczynką.

Uwięziona

Dziewczynka urodziła się bardzo maleńka, z nieproporcjonalnie dużą główką i garbem. Była niewidoma i jedna jej nóżka – sporo krótsza od drugiej – sprawiała wrażenie jakby nieumiejętnie doklejonej do ciała. Od samego początku rodzice nie chcieli mieć nic wspólnego ze swoją córką. Wstydzili się jej i nie wiedzieli jak się nią zajmować. W swojej bezradności i okrucieństwie nie nadali jej nawet imienia. Dopiero zaprzyjaźniona służąca, której Emilia i Parys oddali niechciane dziecko, nadała dziewczynce imię Małgorzata. Ciekawe, czy wybierając to imię, zdawała sobie sprawę, że oznacza ono „perłę” – symbol tego, co najpiękniejsze i najcenniejsze…

Służąca była uczciwą i wierzącą kobietą. Ona pierwsza opowiedziała Małgorzacie o Bogu. Dzięki niej dziewczynka dużo i często się modliła. Kiedy trochę podrosła, opiekunka pozwoliła jej przechadzać się po zamku samodzielnie, o ile będzie unikać miejsc często odwiedzanych przez rodziców. Wizytowała więc rodzinną kaplicę i w ciszy, z pochyloną głową, wielbiła Boga. Podczas jednej z takich wizyt ktoś ją śledził i o mały włos nie wyszedł na jaw przerażający sekret, że ten zgarbiony, ślepy karzeł to córka pana zamku. Po tym zajściu Parys postanowił działać: „Nie możemy pozwolić, by ktoś odkrył naszą tajemnicę. Skoro ta mała lubi się tak modlić, powinniśmy jej to ułatwić” – powiedział ze złością do swojej żony. Wybudował komórkę obok maleńkiego kościółka w lesie. Miała ona dwa okienka – jedno wychodzące do wnętrza kapliczki w taki sposób, żeby Małgorzata mogła słuchać Mszy, i drugie – otwierające się na zewnątrz – do podawania jedzenia. Kiedy tylko budowa dobiegła końca, sześcioletnia Małgorzata została tam przeniesiona, a drzwi wejściowe zamurowano. Rodzice skazali ją na dorastanie w ciemnym i wilgotnym pomieszczeniu. Kapelan kościółka często rozmawiał z Małgorzatą i szybko odkrył, że jest ona obdarzona błyskotliwym umysłem spragnionym Boga. Odtąd podjął się misji kształcenia jej. W tych specyficznych warunkach szybko wzrastała jej wiara i mądrość. W wieku siedmiu lat zaczęła pościć cztery dni w tygodniu, a w piątki zadowalała się tylko kromką chleba i wodą.

Ból tułaczki

Małgorzata dorastała bez rodzicielskiej miłości i bez rówieśników, z którymi mogłaby się bawić. Jej jedynymi towarzyszami były leśne zwierzęta i siadające na oknie ptaki. Żyła w zamknięciu blisko 13 lat. Po tym czasie jej rodzice usłyszeli o grobie pewnego franciszkańskiego zakonnika w Castello, do którego spieszyły pielgrzymki chorych, by prosić o łaskę uzdrowienia. Bez większego entuzjazmu zdecydowali się zabrać córkę w podróż, licząc nieśmiało, że zostanie ona cudownie uleczona ze swojej ułomności. Gdy jednak przy grobie zakonnika nie wydarzył się żaden cud, Emilia i Parys postanowili definitywnie pozbyć się Małgorzaty i porzucili ją bez słowa wśród innych chorych i kalekich. W końcu znaleźli usprawiedliwienie dla tego, co już dawno chcieli zrobić. Uznali, że jeśli sam Bóg odrzucił Małgorzatę, nie czyniąc cudu, mieli prawo zrobić to samo.

Ile czasu upłynęło zanim dziewczyna uzmysłowiła sobie, że jej rodzice już po nią nie wrócą? Świadomość porzucenia przez najbliższych mogła rozpętać burzę rozgoryczenia i gniewu, ale Małgorzata wprost przeciwnie – poddała się całkowicie woli Bożej. Ufała, że Bóg ma dla niej plan, chociaż zaistniała sytuacja wyglądała na beznadziejną. Dwoje żebraków przyszło jej z pomocą i zaopiekowało się nią w czasie pierwszej, najbardziej przerażającej nocy. Przedstawili Małgorzatę rodzinom, które służyły pomocą biednym. Kiedy mieszkańcy Castello poznali historię Małgorzaty, kiedy spostrzegli, że nie mówi szorstkich słów o swoich rodzicach, ale ciągle podkreśla jak bardzo ich kocha, zaczęli patrzeć na nią z podziwem i życzliwością. Rodziny pozwalały jej mieszkać w swoich domach. Małgorzata odwdzięczała się opieką nad dziećmi i pomocą w pracach domowych. Wkrótce powszechnie uznano jej dobroczynny wpływ na dzieci i osoby, którym pomagała. Tym sposobem Małgorzata stała się adoptowanym dzieckiem całego miasteczka.

Tercjarka dominikańska

Po siedmiu latach spędzonych w wielu gościnnych domach mieszkańców Castello, miejscowe siostry zakonne zaprosiły Małgorzatę do swojej wspólnoty. Spędziła tam wiele radosnych chwil. Pomagała w klasztornych pracach i sporo czasu spędzała na modlitwie. Kiedy jednak zmarła fundatorka klasztoru, siostry rozluźniły swoją zakonną regułę. Tylko Małgorzata zachowywała ją zgodnie z wolą fundatorki. Takie jej zachowanie denerwowało pozostałe siostry i w rezultacie doprowadziło do wydalenia Małgorzaty z zakonu. Z czasem Małgorzata znalazła swoje miejsce we wspólnocie zwanej Trzecim Zakonem Dominikańskim. Pragnęła ona czynnie włączyć się w życie zgromadzenia. Po odbyciu krótkiego kursu duchowości dominikańskiej, została obłóczona w dominikański habit. Małgorzata sumiennie wypełniała regułę zakonną. Codziennie z pamięci recytowała wszystkie Psalmy, a kontemplując sceny z Ewangelii, pomimo swojej ślepoty mogła „oglądać” Zbawiciela. W praktykowaniu umartwień naśladowała św. Dominika. Często całą noc spędzała na modlitwie, a wczesnym rankiem uczestniczyła we Mszy. Z wielkim zaangażowaniem troszczyła się o chorych i umierających, pojawiając się wszędzie, gdzie mogła być potrzebna, przynosząc jedzenie, lekarstwa, wsparcie i modlitwę. Wielu, jak mogło się wydawać, straconych grzeszników przyprowadziła do spowiedzi. Kiedy dowiedziała się o nieludzkim traktowaniu więźniów, stała się ich apostołką. Każdego dnia służyła im, zaspokajając ich podstawowe potrzeby. Dzięki niej wielu z nich powróciło do wspólnoty Kościoła.

Wzgardzona świętość

W ostatnich latach życia, pewna zamożna rodzina z Castello zaproponowała Małgorzacie dach nad głową. Do tego czasu kobieta często przechodziła z domu do domu, ponieważ żaden z jej dobroczyńców nie mógł sobie pozwolić na długie utrzymywanie jej. Chętnie więc przystała na tę propozycję. Wprowadziła się na skromne poddasze, rezygnując z przestronnego i bogato wyposażonego pokoju. Aż do śmierci, 13 kwietnia 1320 roku, prowadziła życie wypełnione modlitwą, pokutą i służbą. Zgodnie z ówczesną dominikańską tradycją ciało Małgorzaty zamierzano pochować bez trumny, jednak cudowne uleczenie kalekiego dziecka, które przypisano jej wstawiennictwu skłoniło radę miejską do zapłacenia za trumnę. Małgorzata została pochowana w jednej z dominikańskich kaplic.

Pierwsze kroki w kierunku jej beatyfikacji podjął zakon dominikański, ale sprawa ta w różnych okresach bywała zapominana. Dopiero w XVI wieku, gdy odkryto jej zachowane ciało, ponownie zainteresowano się historią jej życia. W dniu 9 czerwca 1558 roku biskup zezwolił na przeniesienie ciała do nowej trumny, ponieważ stwierdzono, że stara przegniła. Po tej ceremonii miały miejsce liczne cuda i proces beatyfikacyjny, który został podjęty z nowym zaangażowaniem, zakończył się szczęśliwie 19 października 1609 roku. Jej nienaruszone ciało po dziś dzień można oglądać w kaplicy Szkoły dla Niewidomych w Citta di Castello, we Włoszech.

Błogosławiona Małgorzata mimo okrutnego odrzucenia i wzgardy ze strony najbliższych, potrafiła odnaleźć własną drogę do Boga. Przez miłość i cierpienie połączone z cierpieniem Jezusa, osiągnęła świętość. Jej historia dowodzi, że nawet najbardziej upośledzony i przegrany w ludzkich oczach człowiek jest skarbem w Bożych rękach – jest perłą, o którą Stwórca pragnie się troszczyć. Z historii życia bł. Małgorzaty z Castello zdaje się płynąć powtarzana za psalmistą modlitwa zawierzenia: „Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie (…) Albowiem On przechowa mnie w swym namiocie w dniu nieszczęścia, ukryje mnie w głębi swego przybytku, wydźwignie mnie na skałę” (Ps 27, 5.10).

Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, 2014-nr-10, Miesięcznik, Cogiel Renata Katarzyna, Nasi Orędownicy, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024