Miłość jest możliwa

Jeanowi Vanier nie musimy wystawiać laurek. Jego laurką jest to, co od 50 lat dokonuje się w życiu tych wszystkich ubogich, których nazywa „zranionym ciałem Jezusa”.

Jean Vanier znany jest z niezwykłej umiejętności nawiązywania bliskiego kontaktu z każdym człowiekiem, zwłaszcza upośledzonym i ubogim.

zdjęcie: www.jean-vanier.org

2014-11-03

Urodził się w 1928 roku w rodzinie gubernatora Kanady. Nazywany bywa jednym z największych duchowych nauczycieli naszych czasów. Podróżuje po całym świecie, głosząc rekolekcje i konferencje. Zapraszany jest przez wiele różnych ruchów i wspólnot. Człowiek-legenda. Żywa ikona znanych na całym świecie wspólnot, takich jak Arka oraz Wiara i Światło. Jean Vanier.

Nowe światy

To nie tylko doskonały mówca i kaznodzieja. To także autor wielu inspirujących książek i publikacji. Gdybyśmy nawet nie dysponowali żadnym innym źródłem informacji na jego temat, to już tylko to, co znajdujemy w jego tchnących autentyzmem i szczerością słowach, i to, co uda nam się odkryć „pomiędzy wierszami”, stworzy obraz człowieka niezwykłego, pełnego wiary w Boga i w wielkość każdej ludzkiej istoty. Obraz człowieka, który mocą osobistego świadectwa przekonuje, że miłość jest możliwa.

Przygoda ze wspólnotą Arki w życiu Jeana Vaniera miała swój początek we Francji, w sierpniu 1964 roku. Bezpośrednią inspiracją stała się dla niego wizyta u o. Thomasa Philippe'a, który był wówczas kapelanem w „Val Fleuri” – zakładzie dla mężczyzn upośledzonych umysłowo. Jean znał go od dawna, właściwie od czasu, gdy po opuszczeniu marynarki wojennej w 1950 roku o. Thomas przyjął go – młodego wówczas mężczyznę, który bardzo pragnął służyć Jezusowi – do wspólnoty chrześcijańskiej „Żywa woda”.

Dotąd Jean szukał Boga w modlitwie, a także studiując i wykładając filozofię. Wstąpił nawet do seminarium i przez kilka lat poważnie rozważał wybór kapłańskiej drogi. Teraz o. Thomas miał wprowadzić go na nowe terytorium tych poszukiwań; w świat, z którego istnienia aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy, a który odtąd miał stać się i jego światem – w świat człowieka ubogiego. Jean po kilku latach napisze: „Prowadzić życie prawdziwie chrześcijańskie – to znaczy wychodzić naprzeciw ubogim, przeżywać duchowość Arki – oznacza rzeczywiste zmaganie. Nie możemy być wierni w tym zmaganiu, o ile nie otrzymamy daru Ducha Świętego w chwilach cichej modlitwy, gdy spoczywamy w miłości Jezusowej”. Jean szybko zrozumiał, że aby wejść w świat człowieka ubogiego, trzeba najpierw zgodzić się na własne ubóstwo. „Dla ludzi, którzy tak jak ja zawsze mogli robić to, co lubią, i zawsze odnosili sukcesy, jest to trudne; jednocześnie odkrywanie naszego ubóstwa i bezsilności, konfrontacja z własną klęską może być rzeczywistym źródłem zbawienia. Musiałem zaakceptować moje osobiste trudności i ubóstwo oraz wołać o pomoc” – wyznaje. Wkrótce miał się przekonać, że czasem pomoc przychodzi z całkiem nieoczekiwanej strony.

Znaleźć swoje miejsce

Jean Vanier postanawia kupić niewielki dom w Trosly-Breuil, w pobliżu ośrodka ,,Val Fleuri”. O swoim pierwszym pobycie w tym ośrodku i o jego pensjonariuszach tak napisze: „Jechałem tam z pewnymi oporami, a nawet z lękiem, by spotkać ludzi słabych i kruchych, okaleczonych z powodu wypadku lub choroby, z pewnością jeszcze bardziej okaleczonych przez pogardę i odrzucenie. Wizyta ta głęboko mnie wzruszyła. Wszyscy oni wydawali się spragnieni przyjaźni i uczucia. Każdy okazywał mi swoje przywiązanie, pytając słowem lub spojrzeniem: «Czy kochasz mnie? Czy chcesz stać się moim przyjacielem?»”. Jean postanawia odwiedzić też inne, mniej lub bardziej ponure ośrodki, zamknięte zakłady i szpitale psychiatryczne. Pokłosiem tych wizyt stają się słowa: „To poczucie braku własnego miejsca w świecie jest straszne. Żyć można tylko wtedy, gdy czuje się na swoim miejscu w świecie. Wystarczy, że będzie to miejsce w czyimś sercu. Zaczniemy odczuwać radość, gdy pomyślimy, że ktoś zapłacze po naszej śmierci, że pozostawimy puste miejsce… także w czyimś sercu”. Ludziom, których Jean spotyka w tych smutnych miejscach – nieraz agresywnym a kiedy indziej zamkniętym w sobie – na jakimś etapie życia zabrakło takiej świadomości. Do ich zranionych umysłów dołączyły zranione z powodu odrzucenia serca.

Trudne początki

W końcu Jean Vanier podejmuje decyzję, która całkowicie zmienia jego życie. Do kupionego przez siebie domu postanawia przyjąć dwóch upośledzonych umysłowo mężczyzn: Raphaela Simi i Philippe’a Seux. „Raphael przeszedł zapalenie opon mózgowych. Sprawiło ono, że stał się spastyczny i jego ciało cierpiało na brak równowagi. Philippe mógł mówić, ale po przebytym zapaleniu mózgu miał sparaliżowaną nogę i jedno ramię. Obaj po śmierci rodziców zostali umieszczeni w tym schronisku. Nikt jednak wtedy nie zapytał ich o zdanie…” – pisze Jean, a nieco później doda: „Zanim ich spotkałem, kierowałem się w życiu głównie głową i poczuciem obowiązku. Stworzyłem wewnętrzne bariery, aby się zabezpieczyć przed lękami i ukryć moje słabości. W Arce zacząłem się uczyć, jak żyć sercem. Krok po kroku ludzie słabi i bezsilni pomogli mi zaakceptować moje własne ubóstwo, stać się pełniejszym człowiekiem i wzrastać w wewnętrznym scaleniu”.

Początki wspólnego życia nie są jednak łatwe. Żyją bardzo ubogo, ciągle i na wszystko brakuje nie tylko pieniędzy, ale także najprostszych umiejętności, choćby tych kulinarnych. Nie to stanowi jednak największy problem. Jean Vanier wyznaje z całą szczerością i pokorą: „Nic dotąd nie wiedziałem o osobach upośledzonych. W wielu sprawach byłem zupełnym ignorantem. Musiałem dużo się nauczyć zarówno na temat osób upośledzonych jak i życia we wspólnocie”. Wraz ze swymi podopiecznymi musi uczyć się nie tylko wspólnego życia, ale także wzajemnej otwartości na siebie. „Wszystko robiliśmy wspólnie. Poznawaliśmy się nawzajem. Uświadamiałem sobie głębię ich cierpień, a w szczególności tego, że zawsze sądzono, iż sprawili zawód swoim rodzicom i otoczeniu i nigdy nie byli postrzegani jako wartościowi ludzie. Na każdym kroku spotykałem się z uprzedzeniami wobec Raphaela i Philippe’a. Traktowano ich z dystansem, czasem z litością, a najczęściej z pogardą. Gruby mur oddzielał ich od tych, których nazywa się tym okropnym określeniem: «ludzi normalnych». Żyjąc z nimi zdałem sobie także sprawę z własnych uprzedzeń. Nie słuchałem ich wystarczająco. Powoli i stopniowo zrozumiałem, że należy szanować ich wolność i ich wybory. Nasza przyjaźń pogłębiła się. Byliśmy szczęśliwi dlatego, że byliśmy razem” – zwierza się Jean na kartach jednej ze swoich książek. W innej napisze: „Odkrycie Jezusa w człowieku zranionym wymaga od nas głębokiego szacunku. Poczucie obowiązku nie wystarczy. Nie wystarczy fakt, że Bóg nam kazał nawiedzać ubogich. Musimy naprawdę ich kochać”. Można zatem powiedzieć, że Arka powstała w istocie dopiero w tym momencie, kiedy ci dwaj niepełnosprawni mężczyźni przestali być dla Jeana osobami z upośledzeniem, a stali się przyjaciółmi.

Na drodze współpracy

Kiedy w marcu 1965 roku dyrektor i duża część personelu „Val Fleuri” złożyła rezygnację, zaproponowano Jeanowi objęcie stanowiska dyrektora. Nagle przyszło mu stanąć wobec potrzeb trzydziestu upośledzonych mężczyzn – niektórych pełnych przemocy, zrezygnowanych – a tych, którzy mogliby pomóc, przybywało bardzo powoli. Trzeba też było bardziej otworzyć na przyjęcie i zaakceptowanie osób upośledzonych miejscowe środowisko, ciągle nieufne wobec mieszkańców „domu wariatów”. Można było tego dokonać tylko w jeden sposób: dotąd zamknięty na klucz ośrodek, Jean postanawia otworzyć.

Pragnąc też zacieśnić więzy i lepiej współpracować z rodzinami swych niepełnosprawnych przyjaciół, Jean Vanier musi najpierw lepiej zrozumieć ich uczucia i cierpienia. Tak o tym napisze: „Z początku często ich osądzałem. Czyż nie odrzucili własnego syna? Czy to nie z winy ich systemu wartości i braku zrozumienia z ich strony ten syn poczuł się niezrozumiany, bezwartościowy i bezużyteczny? Potrzebowałem wiele czasu, by naprawdę zrozumieć cierpienie rodziców… Wychowawcy i rodzice muszą nawzajem odkryć swe dary i współpracować”.

W 1967 roku do Trosly przyjeżdżają znajomi Jeana – anglikanie – Steve i Ann Newroth. Przyjmują do siebie trzech upośledzonych mężczyzn i tak powołują do życia kolejną wspólnotę Arki – „Les Rameaux”. Po jakimś czasie opuszczają Trosly z nadzieją utworzenia Arki w Kanadzie. Udaje się to dzięki darowiźnie siostry Rosmery Donovan, która na ten cel przeznacza dom służący dotąd potrzebom nowicjuszek. I tak rodzi się wspólnota Arki – „Daybreak”. To prawdopodobnie Stevowi i Ann Jean Vanier zawdzięcza również głębokie zrozumienie istoty ekumenizmu, tak skutecznie praktykowanego później we wspólnotach Arki, zwłaszcza gdy przyjmowano do nich osoby upośledzone wychowywane w różnych tradycjach chrześcijańskich, a nawet poza chrześcijaństwem.

Kontakt jak lekarstwo

Z czasem do Jeana dołączają inni – nowe osoby z upośledzeniem umysłowym i nowi kandydaci na ich przyjaciół, nazywani asystentami. Tworzą dla siebie nowe rodziny, gdzie silni pomagają słabym, ale i słabi pomagają silnym. „Pierwszym i podstawowym zadaniem Arki jest leczenie zranionych serc, leczenie owego ostrego bólu samotności, który izoluje i zamyka osobę w jej własnym świecie. Naszą rolą jest pomóc osobie, by odnalazła swoją wartość i zaufanie do siebie, w szczególności, by mogła dokonać przejścia od uznania swojej wartości do obdarzenia zaufaniem siebie samej. To oznacza znalezienie celu życia. Jak można dokonać tego przejścia?” – pyta Jean na kartach swoich publikacji i zaraz udziela odpowiedzi: „Może ono być dokonane jedynie dzięki prawdziwie serdecznemu kontaktowi z inną osobą. Można uciec od samotności i lęku tylko dzięki obecności kogoś, kto nas rozumie, kto się nami opiekuje, wierzy nam, ma do nas zaufanie i gotów jest iść z nami przez życie”.

Cud zwykłych chwil

Wobec takiego celu stanął przed laty Jean Vanier i stoją do dziś ci wszyscy, którzy podjęli to samo wyzwanie. Arka potrzebuje specjalistów – lekarzy, rehabilitantów, psychiatrów i psychologów. Ale przede wszystkim potrzebuje ludzi, którzy kochając tych, co są w centrum Arki – osoby upośledzone – będą pomagali im niejako „zmartwychwstawać”. Ten cud dokonuje się poprzez małe chwile zwykłych dni, w codzienności przeżywanej w „rodzinach” liczących od 6 do 20 osób, z których połowę stanowią osoby z upośledzeniem umysłowym. Śniadanie, praca lub udział w warsztatach, obiad, obowiązki domowe, kolacja, moment modlitwy, odpoczynek. Czasem jakaś podróż, wizyta u przyjaciół, taniec, śpiew, i… wspólne świętowanie. Ale przede wszystkim – jak pisze Jean w jednej ze swoich książek – „mówienie innym, że ich obecność jest dla nas cenna”.

Nowe wspólnoty

Przy tym wszystkim nie brak w Arce nieraz bolesnych rozczarowań ale też i wielkich radości. Całą tę codzienność Jean Vanier streszcza w słowach: „Nasze życie polega na obecności przy innych. Jesteśmy powołani do przeżywania drobnych spraw z ludźmi, do tworzenia z nimi wspólnot nadziei i pojednania. Pragniemy przemiany struktur społecznych. Jeśli nie możemy uczynić nic wielkiego, niech nasze wspólnoty będą przynajmniej znakiem nadziei, dowodem, że miłość jest możliwa, że ludzie pochodzący z różnych środowisk mogą żyć razem w jedności, że nie jesteśmy skazani na życie wyznaczone przez nasze ograniczenia, że Jezus przyniósł wszystkim Dobrą Nowinę”.

Wkrótce po wspólnocie Arki „Daybreak”, w Ameryce Północnej powstają następne wspólnoty. Jean pomaga zakładać wspólnotę w Indiach. Kolejne powstają na Wybrzeżu Kości Słoniowej, na Haiti i w Hondurasie. Jednocześnie wspólnoty Arki rozwijają się w Europie – niedaleko Cognac i w pobliżu Bolonii, w Kopenhadze, a także wspólnota w Canterbury, którą zakłada siostra Jeana – Teresa. Do Arki dołączają też inne, istniejące już wcześniej grupy o podobnej duchowości i realizowanych celach. Każda z tych wspólnot ma nieco odmienną specyfikę: jedne przyjmują osoby obu płci inne tylko samych mężczyzn lub same kobiety, jeszcze inne dzieci i młodzież.

W 1971 roku powstają także wspólnoty Wiary i Światła, które działają dziś w kilkudziesięciu krajach świata, także w Polsce. Każda z nich składa się z około 30 osób z upośledzeniem umysłowym, ich rodzin i przyjaciół. Ich członkowie nie mieszkają razem, lecz spotykają się regularnie, raz lub kilka razy w miesiącu, by dzielić się smutkami i radościami, modlić się i wspólnie świętować.

Bóg nas prowadził

Dziś wspólnoty Arki oraz Wiary i Światła istnieją niemal na całym świecie. Ofiarują ludziom upośledzonym i tym, którzy dzielą z nimi życie, miejsce, które mogą uważać za własne i w którym mogą wzrastać wewnętrznie we wzajemnej miłości. „Staramy się przywrócić osobom z upośledzeniem umysłowym ich własne człowieczeństwo; człowieczeństwo, które zostało im jakby skradzione – pisze Jean Vanier. Chodzi tu o stworzenie ciepłej i rodzinnej atmosfery, w której każda osoba będzie mogła rozwijać się zgodnie ze swoimi możliwościami, żyć jak najszczęśliwiej i stawać się sobą”.

Ta ogromna ekspansja nikogo nie dziwi bardziej, niż samego Jeana Vaniera. Tak o tym pisze: „Nigdy tego nie przypuszczałem ani nie planowałem. Zostałem jakby rzucony w świat ludzi upośledzonych. Oczywiście chciałem stworzyć wspólnotę chrześcijańską. Gdyby zaistniały inne okoliczności, pewnie zacząłbym od ludzi wychodzących z więzienia, od młodocianych przestępców czy od najuboższych. Gdy patrzę wstecz, widzę, że w tym, co zaszło był palec Boży”. O wszystkich tych wielkich dziełach Jean Vanier zawsze mówi z jednakową skromnością: „Bardzo dużo się nauczyłem. Mimo moich błędów, niewiedzy i pychy wydaje się, że Bóg pobłogosławił naszą pracę i sam nas prowadził. Oczywiście każda wspólnota różni się od innych; każda ma własną historię, każda składa się z ludzi ułomnych i śmiertelnych. Wydaje się, że Bóg nami kierował także we wszystkich naszych błędach i poprzez liczne niedoskonałości. Uczymy się i wzrastamy razem”.

Słuchając człowieka

Tych błędów trudno uniknąć nawet przy jak najlepszych chęciach. Odbierając w 1997 roku nagrodę z rąk Jana Pawła II, powiedział: „Nawet w Kościele, pomimo słów Jezusa i św. Pawła, a także pomimo twych własnych nauk, Ojcze Święty, osoby z upośledzeniem nie są poważane ani dostrzegane jako ważna część Ciała Chrystusowego. Zbyt często uważa się je za niewarte uwagi, traktowane jedynie jako obiekty miłosiernej dobroczynności. Wiele osób zajmujących się nimi nie dostrzega, jakim błogosławieństwem i zaszczytem jest dzielenie z upośledzonymi swego życia”.

Od 1980 roku Jean Vanier nie jest już bezpośrednio odpowiedzialny za wspólnotę. „Moja rola zmieniła się. Mieszkam nadal w domu z osobami upośledzonymi, ale wiele czasu poświęcam na towarzyszenie asystentom, to znaczy na słuchanie ich i pomoc w odnajdowaniu sensu ich doświadczenia – pisze. Nawet jeśli nie przeczytałem wielu książek psychologicznych, nauczyłem się słuchać innych. Moja znajomość osoby ludzkiej, jej dążenia do wzrostu, do stawania się bardziej «sobą» i pokonywania swoich lęków, ukształtowała się właśnie dzięki słuchaniu innych. Pomagam powstającym i rozwijającym się wspólnotom Arki oraz Wiary i Światła w różnych krajach świata, zwłaszcza najbiedniejszych. Dla wielu wizja tych wspólnot jest czymś zupełnie nowym. Rodzice są wstrząśnięci, kiedy odkrywają, że życie ich upośledzonego umysłowo syna lub córki ma sens, że mają oni swoje miejsce w społeczeństwie i że mogą dać coś innym. Dane mi było poznać wiele kultur, wiele różnych religii oraz ujrzeć piękno każdej z nich. Wszystko to pomogło mi odkryć znaczenie naszego wspólnego człowieczeństwa i wartość każdej osoby ludzkiej”. Wyznania Jeana nabierają chwilami charakteru osobistego „credo”, zwłaszcza gdy pisze: „Jestem uczniem Jezusa i dlatego próbuję poddać całe moje życie światłu Ewangelii. Wychowany w Kościele katolickim, w nim znajduję mój pokarm, w nim mam swoje korzenie, i ten Kościół kocham”.

Wieniec życia

Coraz częściej Jean Vanier, który jest dziś 86-letnim mężczyzną, pisze o sobie bez smutku, że wkroczył już w ostatni etap życia. Człowiek, który dla wielu jest uosobieniem miłosierdzia, kroczący od lat drogą ośmiu błogosławieństw, buntuje się jednak przeciw wystawianiu mu jakichkolwiek laurek. W jednej ze swoich książek napisze: „W moim życiu nie ma niczego, z czego można by stworzyć opowieść. Aby opowiedzieć czyjeś życie, należałoby opisać nieskończoną ilość dni podobnych do siebie, różniących się jedynie nieznacznie. Trzeba by powielić na papierze twarze. I mimo to nie byłoby w tym obrazie życia. Wolę pisać bez patosu o sprawach przyziemnych, o tym, czego nauczyło mnie życie, i o tym w co wierzę, by służyć tym, którzy szukają, którzy cierpią i którzy kochają”.

To prawda – Jeanowi Vanier nie musimy wystawiać laurek. Jego laurką jest to, co od 50 lat dokonuje się w życiu tych wszystkich ubogich, których nazywa „zranionym ciałem Jezusa”.

Cytaty pochodzą z książek Jeana Vaniera:
1). „Wspólnota (wybór pism)”, 1985
2). „Wspólnota miejscem radości i przebaczenia”, 1985
3). „Zranione ciało”, 1993
4). „Serce Arki. Duchowość na każdy dzień”, 1996
5). „Każda osoba jest historią świętą”, 1999

Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2014-nr-10, Dajmund Danuta, Z bliska, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024