Goście honorowi
Przychodzą potrzebujący: ci, którzy sami nie potrafią się poruszać, ci, którym brakuje oparcia, ci także, którym brakuje środków. Ci wszyscy są otwarci na Boże zaproszenie.
2014-11-04
II Rok czytań
Łk 14, 15-24
Jezus opowiada przypowieść o człowieku, który wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Ogromne drżenie, oczekiwanie słychać w głosie gospodarza. I na to drżenie i oczekiwanie gospodarza wszyscy jednomyślnie zaczynają się wymawiać. Jeden kupił pole, drugi zwierzęta, byki, trzeci wreszcie ożenił się. I każdy odpowiada temu, który przygotował ucztę: „uważaj mnie za usprawiedliwionego”, a właściwie – jak w tekście greckim – uważaj, że się usprawiedliwiłem. Czyli podaje powód, dla którego gospodarz powinien powiedzieć: No tak, musiał widocznie mieć coś ważniejszego do roboty i nie przyjdzie. W oczach tych, którzy byli zaproszeni, ale nie przyszli, to są ważniejsze rzeczy. Ważniejsze, niż spotkanie z – prawdopodobnie – jakimś przyjacielem czy osobą, która jest im jakoś bliska, bo przecież zaprasza ich na ucztę. A jednak to wszystko, co robią, wydaje im się znacznie ważniejsze. Wydaje się być usprawiedliwieniem dla nieobecności, dla zerwania jakichś więzi, czy nienawiązywania więzi z tym, który ich zaprosił.
Słowo sprawiedliwość, usprawiedliwienie oczywiście ma w Biblii duże znaczenie. Tylko Pan usprawiedliwia czy uznaje, że w jakiejś sytuacji zachowaliśmy się sprawiedliwie, czyli uczyniliśmy zadość, zadbaliśmy o relację z Nim i z innymi. Tymczasem w tej przypowieści Jego sprawiedliwości zostaje przeciwstawiona nasza i nasze usprawiedliwianie się na tysiące sposobów: Dlaczego dzisiaj nie spotkałem się z Nim w Słowie? Dlaczego dzisiaj zabrakło mi czasu dla Niego? Dlaczego dzisiaj nie zrobiłem bezinteresownie czegoś dla innych? Mamy mnóstwo usprawiedliwień. Usprawiedliwiamy siebie, ale to nie są Jego usprawiedliwienia.
Poleca wprowadzić do swojego domu wszystkich tych, o których jeszcze wczoraj Jezus mówił w przypowieści, czyli ubogich, niewidomych, chromych. I oni przychodzą! Tamci, którzy byli szczęśliwi, bogaci – bo każda z tych sytuacji opisywała jakieś szczęście, dostatek, samowystarczalność – nie przychodzą. Przychodzą natomiast potrzebujący: ci, którzy sami nie potrafią się poruszać, ci, którym brakuje oparcia, ci także, którym brakuje środków. Ci wszyscy są otwarci na Boże zaproszenie.
Czy nie jest tak, że kiedy otaczamy się naszymi ludzkimi zabezpieczeniami, kiedy czujemy się szczęśliwi, skupiamy się tak na tym, co dzisiaj, teraz, na naszych potrzebach i na tym, żeby dalej osiągać albo żeby przedłużać tę chwilę szczęścia – nie pamiętamy o Tym, od którego to wszystko otrzymaliśmy? Pan zaprasza wszystkich potrzebujących. I ci odpowiadają. Ale Jemu jest wciąż mało. Kiedy sala się nie zapełnia, mówi: Idź dalej, aż na granice miasta, na drogi i sprowadź tu absolutnie wszystkich, bo dom mój musi być pełen…
To właśnie jest ogromne pragnienie Boga – Królestwo Boże zapełnić nami.