Niech mi się stanie...
Ileż odwagi musiała mieć ta młodziutka, nastoletnia dziewczyna, aby uwierzyć w to wszystko, co się działo i w to, co jeszcze miało się wydarzyć.
2014-12-08
I Rok czytań
Łk 1,26-38
Kiedy czytałam dzisiejszy fragment Nowego Testamentu wiele lat temu, jeszcze jako młoda dziewczyna, na opisane w nim wydarzenie patrzyłam innymi oczyma, z nieco innej pespektywy. Moje życiowe doświadczenia były prawie zerowe. Nie wiedziałam jeszcze, co to znaczy być kobietą, być matką, a do dziś nie wiem – na szczęście – jak to jest być wygnanką czy patrzeć na cierpienie i śmierć własnego dziecka.
Kiedy Bóg posłał do Maryi swojego anioła – Gabriela – Ona również tego nie wiedziała. Spójrzmy na ową sytuację oczyma młodziutkiej, skromnej mieszkanki Nazaretu, Dziewicy niedawno poślubionej cieśli Józefowi, która w domu swoich rodziców przygotowuje się do roli przyszłej małżonki i matki jego dzieci. I oto odwiedza ją nieznajomy Posłaniec, twierdząc, że jest wysłannikiem Najwyższego Boga. Kieruje do niej słowa przedziwnego pozdrowienia: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. A potem oznajmia jej rzecz niebywałą: „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Taka wieść mogłaby wstrząsnąć najbardziej silnym człowiekiem. Pewnie nie inaczej byłoby z Maryją, gdyby już wcześniej nie zawierzyła do końca Bogu. Więc tylko nieśmiało zadała najbardziej oczywiste z pytań: „Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?". A miałaby prawo do tylu innych pytań: „W jaki sposób mam o swej prawdomówności przekonać moich rodziców i Józefa, który mnie kocha i zapewne pragnął być ojcem moich dzieci?, Co pomyślą ludzie, którzy przecież nie wiedzą, jak było naprawdę; mogą mnie ukamieniować?, Jak sobie poradzę, jeśli Józef odwróci się ode mnie lub mnie opuści?, Jak będą wyglądały moje relacje z synem, który będzie zarazem Synem Najwyższego Boga?...
Jako dziecko i młoda osoba widziałam w tym niezwykłym epizodzie tylko radosne wydarzenie i zaszczyt, jakiego dostąpiła skromna dziewczyna wybrana na Matkę Boga. Gdy już dojrzałam na tyle, by bardziej wnikliwie przyjrzeć się Wydarzeniu, które zmieniło świat, dostrzegłam coś więcej. Ileż odwagi musiała mieć ta młodziutka nastoletnia dziewczyna, aby uwierzyć w to wszystko, co się działo i w to, co jeszcze miało się wydarzyć! Aby zaufać Bogu niemal „w ciemno” i powiedzieć swoje „tak” wszystkiemu, co miało nastąpić później – radościom, smutkom i… cierpieniu. By powiedzieć „tak” tułaczce od gospody do gospody i narodzinom w betlejemskiej stajni, nocnej ucieczce do Egiptu i trudom codziennego dnia. By powiedzieć „tak” krzyżowej drodze i Golgocie. Dla nas, dla naszego zbawienia.