Święta testem integracji rodzinnej
Może niejednemu z nas święta uświadomią, że skoro Jezus przyszedł do nas uniżony i ogołocony z wszystkiego, bogaty tylko w miłość, to powinna narodzić się ona i w naszych sercach.
2014-12-15
Przemierzają setki, a czasem i tysiące kilometrów, pozostawiając obcy kraj, zdarza się, że kraj materialnego dobrobytu. Powracają w rodzinne progi, nadal skromne, nadal siermiężne, ale bogate w tradycją uświęcone zwyczaje, w osobliwy klimat świąt Bożego Narodzenia, typowy w polskich rodzinach i w kościołach. Szukają tego, za czym tęsknią, czego brak im w realiach obcego kraju. Zasiew z przeszłości owocuje nie tylko tęsknotą za krajem, za bliskimi, za ścieżkami dzieciństwa i młodości, ale i za tymi realiami, w których wzrastali. Z oddalenia przestrzennego i czasowego inaczej widzą swoich bliskich i ma dla nich olbrzymią wartość to, co jest w klimacie polskiego świętowania: kolędowanie, jasełka, szopki, prezenty, św. Mikołaj, dodatkowy talerz na stole, życzenia i osobliwa bliskość. Lepsza możliwość, łatwiejsza dostępność do kapłana w konfesjonale, podniosły i nadzwyczaj uroczysty ceremoniał świątecznych mszy, chór, czasem orkiestra lub zespól ludowy, to elementy dla nich i wzruszające i podniosłe, rzewne i nostalgiczne. Tęsknią do świąt, w których troska o bogactwo stołu też zawsze była naszą polską specjalnością. To także ta osobliwość klimatu świąt w Polsce sprawia, że górskie ośrodki zapełniają się również Polakami spoza granic. W jednych z nich (w Beskidzie Śląskim) około 30% stanowią przybysze z zagranicy. Nostalgia za polskością w świątecznej szacie, więzi rodzinne, względy ekonomiczne i nuta patriotyzmu przywiodły ich do kraju dzieciństwa. Coraz częściej rodzinnie wyjeżdża się do ośrodków górskich. Rodzinny charakter i troska o spotkania w kręgu rodziny widać bardzo wyraźnie na Śląsku, który przechował i kultywuje piękne tradycje do dzisiaj. Zwyczaj rodzinnego świętowania zachował się też i na polskiej wsi.
Widuję ich, jak powoli krok po kroku, na godzinę przed mszą świąteczną, zmierzają ku kościołowi. Czasem wsparci na lasce, czasem prowadzeni przez bliskich, czasem podwożeni autem. Na ich obliczach, w ich ruchach widać nie tylko starość, ale i dni naznaczone chorobą i zmaganiami z cierpieniem. Być może w myślach niejednej osoby pojawia się ta, która mówi im, „a może to już ostatni raz”, „może to moja ostatnia pasterka”. Może to ich ostatnie spojrzenie na życie, które przechyla się na drugą stronę. W te dni świąteczne coś ich mobilizuje w sposób szczególny do kierowania swych kroków do kościoła.
Pośród parafialnej społeczności widuję w te dni i takich, którzy raz do roku, właśnie podczas świąt, wstępują w progi kościoła. I nie obyczaj, nie tradycja, a coś ważniejszego skłania ich do wejścia w progi kościoła. Może czują się osamotnieni pośród ludzi i lgną do wspólnoty, a może bliskie stają się im wartości głoszone przez Kościół. Może nie chcą by ich świętowanie było puste. A może, zapatrzeni w innych, zazdroszczą im radości świętowania i celebrowania narodzin Jezusa. Może do pełni świętowania, opartego tylko na tradycji, czegoś im brakuje. Ważne, że pojawiają się w kościele. Do nich też kierują kapłani swe słowa w kazaniach na tę świąteczną okoliczność, na okoliczność, która przywiodła ich do świątyni. Gdy słyszę słowa proste, celne i te, które są na tę świąteczną okazję, to myślę o tych, którzy odeszli od kościoła, to oczekuję, że ich świąteczne odwiedzanie świątyni czymś ich zainspiruje do powrotu na łono wspólnoty chrześcijańskiej. Dowodzi też, że całkiem nie odeszli od Kościoła.
Świeta Bożego Narodzenia nastrajają osobliwie nie tylko wyżej wymienionych. Udziela się ona wszystkim. Potęgują one stany odczuwania, przeżywania i doświadczania. Samotni i opuszczeni czują się bardziej samotni i dla nich te święta są najmniej rodzinne. Uświadamiają sobie mocniej niż kiedy indziej, komu na nich tak naprawdę zależy i w kim mogą szukać oparcia. Mają możliwość uświadomić sobie też na kim im zależy w sposób szczególny, dla kogo są ważni i kto dla nich jest ważny, nie tylko w świątecznej scenerii. Czasem w sposób bolesny odczuwają gorycz odrzucenia. Bywa też, że na drodze autorefleksji dochodzą do wniosku dlaczego uciekają w używki, nawiązują liczne i płytkie relacje z ludźmi, popadają w pracoholizm, dlaczego próbują innym meblować życie po swojemu. Chorzy i zapomniani w chorobie, czują wzmożoną potrzebę bliskości. Zagniewani, skłóceni i poróżnieni chcieliby znaleźć płaszczyznę porozumienia. Oddaleni przestrzennie i duchowo, pragną odczarować tę uciążliwą rzeczywistość. W wielu rodzinach półgestami, półsłówkami, postawami i drobnymi uczynkami sygnalizuje się, że chciałoby się naprawić złą przeszłość, odbudować to, co zniszczyło się nieopatrznym słowem i zaniedbaniem. Przed wieloma otwiera się przestrzeń ciszy i oczekiwanie na pogodzenie zwaśnionych i oddalonych. W tych dniach częściej też myśli się o tych, co odeszli w inny wymiar. Niektórzy świętowanie rozpoczynają od wizyty na cmentarzu. Te święta są papierkiem lakmusowym więzi i testem integracji rodzinnej.
Czasem te święta pozwalają nam uładzić wszystko to, co kiedy indziej trudno zrobić. Czasem pozwalają też uświadomić sobie, że skoro Bóg wybrał na miejsce urodzenia stajnię, żłób i siano, to i my nie powinniśmy oczekiwać przywilejów, luksusów i wygód. Skoro Bóg za sprawą człowieka (przez pośrednictwo Maryi) dokonał odkupienia naszych win, to my też stajemy się boskim tworzywem dla innych do zbawienia. Może niejednemu z nas święta uświadomią, że skoro Jezus przyszedł do nas uniżony i ogołocony z wszystkiego, bogaty tylko w miłość, to być może narodzi się ona w naszych sercach. Święta to naprawdę ważny czas. Warto do tego czasu właściwie przygotować się, warto ten czas dobrze zagospodarować.