Porzucić wszystko dla Boga

Większości z nas, ludziom przyzwyczajonym do swej cichej stabilizacji, wydaje się nieprawdopodobne, że tych Czterech mogło ot tak, z minuty na minutę, „natychmiast” – jak pisze Ewangelista św. Marek – porzucić wszystko dla Boga.

zdjęcie: www.flickr.com

2015-01-12

I Rok czytań
Mk 1,14-20

Natchniony autor dzisiejszej Ewangelii w zwięzłych słowach opisuje scenę powołania pierwszych apostołów: Szymona, Andrzeja i dwóch synów Zabedeusza: Jakuba i Jana. Chrystus zastaje ich wszystkich przy codziennych zajęciach. Szymon i Andrzej właśnie zarzucają rybackie sieci w wody jeziora, zaś Jakub i Jan siedzący w łodzi wraz z ojcem i najemnikami, próbują naprawić pozrywane sieci. Zwyczajne zajęcia zwykłych rybaków, zajęcia, które stanowią podstawę ich utrzymania, a być może także ich pasję. Na to wszystko przychodzi On – Nauczyciel z Nazaretu – ze swoim niezwykłym wezwaniem i obietnicą: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”.

Dlaczego mieliby rzucić wszystko i pójść za Nim? Nie wiemy nawet czy znali go na tyle, by rozumieć, kim On jest. No i co to za dziwne zajęcie, które im obiecuje: „rybacy ludzi”? Większości z nas, ludziom przyzwyczajonym do swej cichej stabilizacji, wydaje się nieprawdopodobne, że tych Czterech mogło ot tak, z minuty na minutę, „natychmiast” – jak pisze Ewangelista św. Marek – porzucić wszystko: dom, rodzinę, pracę – i zdecydować się na to, co nieznane i niepewne. Tak przecież nie postępują ludzie rozsądni; to raczej maniery szaleńców!

A jednak takich „szaleńców”, gotowych dla Boga poświęcić wszystko, nawet własne życie, i dziś jest całkiem sporo. Znamy ich z hagiografii świętych i błogosławionych, ale i z medialnych przekazów. Wielu z nich mamy blisko siebie, niemalże na wyciagnięcie ręki. To między innymi pokorna i nikomu nieznana zakonnica, która nie opuszcza murów klasztoru, by modlić się za tych, którzy się nie modlą. To młody misjonarz rezygnujący ze swych ambitnych duszpasterskich planów i kontaktu z bliskimi na rzecz samotnej walki o dusze w jakiejś zabitej deskami dziurze na końcu świata. To całe rodziny odważnie wyznające Chrystusa, mimo że w każdej chwili może je za to spotkać śmierć. To kobieta, która znaczną część swojego życia godzi się spędzać w więzieniu w imię obrony życia poczętych dzieci. To matka rezygnująca z leczenia, by nie narazić na szwank zdrowia lub życia dziecka, które nosi pod swoim sercem. Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność. Wezwani, powołani – wielcy, zwyczajni ludzie.

A ja? Czy i mnie stać na podobną postawę? Nie wiem. Nigdy nie było mi dane tego sprawdzić. Obawiam się, że postawiona wobec takiego wyzwania, mogłabym nie zdać sprawdzianu.

Często też usprawiedliwiamy samych siebie tłumacząc, że przecież nie mamy nic takiego, co moglibyśmy poświęcić. Czy rzeczywiście? Święty papież i doktor Kościoła Grzegorz Wielki tak o tym pisze: „Niech nikt zatem, widząc, że niektórzy porzucają wielkie bogactwa nie mówi sobie w duchu: «Chętnie bym ich naśladował w gardzeniu tym światem, ale nie mam niczego, co bym mógł porzucić». Porzucacie wiele, bracia, jeśli wyrzekacie się pragnień tego świata. Pan bowiem zadawala się naszymi dobrami zewnętrznymi, choćby były niewielkie. On zwraca uwagę na serce, a nie na wartość handlową. Nie patrzy, ile Mu ofiarujemy, ale ile miłości towarzyszy naszej ofierze. (…) Królestwo Boże nie ma ceny, a jednak kosztuje cię nie mniej i nie więcej, niż to, co posiadasz”.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024