Bez kompromisów

Trochę smutna ta dzisiejsza Ewangelia. Znowu nienawiść, znowu intryga, znowu śmierć. Jan Chrzciciel ginie przez czyjś kaprys. Ale jest nadzieja, bo ta historia ma także swoją jasną stronę.

Michelangelo Caravaggio, "Ścięcie Jana Chrzciciela"

Michelangelo Caravaggio, "Ścięcie Jana Chrzciciela"

zdjęcie: www.wikipedia.pl

2015-02-06

I Rok czytań
Mk 6, 14-29

To jedno z najlepszych, ale też najbardziej przygnębiających dzieł Caravaggia. W namalowanej przez niego scenie nie ma nadziei. Artysta był – jak podają źródła – w fatalnej sytuacji psychicznej, kiedy tworzył ten obraz. W 1606 roku podczas bójki zabił człowieka. Ścigany za morderstwo, musiał uciekać z Rzymu. Schronił się na Malcie. Do końca życia nie odzyskał spokoju i pogody ducha.

Scena męczeństwa św. Jana Chrzciciela jest pogrążona w brunatnym cieniu. Oprawcy znęcają się nad Janem przed ponurym murem więziennym. Egzekucji przyglądają się przez zakratowane okno dwaj więźniowie. Jan leży na ziemi nieprzytomny, być może już martwy. Półnagi kat za chwilę odetnie mu głowę. Nadzorca kata palcem wskazuje na misę. To oczywiście nawiązanie do słów Salome z dzisiejszej Ewangelii: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”.

Jan Chrzciciel ganił króla Heroda za to, że odebrał żonę Herodiadę swemu bratu, Filipowi. Herod z zemsty uwięził Jana, nie chciał go jednak zabijać. Mściwa Herodiada szukała jednak okazji do zgładzenia proroka. Podczas uroczyście obchodzonych urodzin Heroda jej córka, Salome, zabawiała gości tańcem. Król był zachwycony. Spontanicznie obiecał spełnić każde jej życzenie. Dziewczyna zażądała głowy Jana. Herod nie chciał już wycofać obietnicy i kazał go ściąć.

Właściwie dlaczego Jan Chrzciciel musiał umrzeć? Czytając dzisiaj Słowo Boże, zadaję sobie to pytanie. Gdy głosił potrzebę nawrócenia, tłumy przychodziły do niego. Jan był bezkompromisowy i mówił każdemu jak się rzeczy mają. Nie podlizywał się ludziom – mówił prosto z mostu. Taki człowiek to skarb. Jego popularność rosła. Oczywiście nie tylko dlatego, że był szczery. Dawał przecież ludziom nadzieję, ogłaszając czas pokuty i zbawienia, ogłaszając Mesjasza.

Jan nie zmienił swej postawy nawet wtedy, gdy rzecz dotknęła króla. Żadnej polityki, kawa na ławę. Był posłany przez Boga i żadnego kompromisu nie uznawał. Mógł zapewne zrobić karierę, wszak Herod słuchał jego słów. Mógł zostać nadwornym prorokiem, kapłanem – był synem kapłana. Sława, zaszczyty były na wyciągnięcie ręki. Jeden mały kompromis, uśmiech, słodkie słówko i jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Zamiast pustyni i wielbłądzich skór mógł mieć pałace i jedwabie… Ale Jan pozostał wierny Bogu!

I właśnie wierność Bogu jest jasną stroną tej całej smutnej historii. Ta wierność ma oczywiście swoją cenę, którą trzeba płacić nieustannie, ale historia Jana pokazuje, że Bóg nie zapomina o tych, którzy okazują Mu wierność. Nie zapomina i nosi w Swym Sercu.

 

Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024