Gdy szukamy znaku
Bóg objawia nam się każdego dnia na kartach Ewangelii, w Eucharystycznym Chlebie, poprzez dzieło stworzenia i w codziennych wydarzeniach naszego życia. Trzeba tylko czynić użytek ze swoich oczu i uszu, trzeba otworzyć serce na Boże natchnienia i na Jego miłość.
2015-02-16
I Rok czytań
Mk 8, 11-13
«Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku».
Jesteśmy nieraz dokładnie tacy sami. Tacy jak oni – faryzeusze. I my nieustannie domagamy się od Boga znaku, wystawiamy Go na próbę, chcemy, żeby udowadniał nam ciagle od nowa swoje istnienie. Posuwamy się nawet dalej – usiłujemy kusić Boga ; «Boże, jeżeli jesteś, zrób to, zrób tamto... » albo «Gdybyś był Bogiem, nie pozwoliłbyś, aby Twój Syn cierpiał mękę Golgoty, aby nasze dziecko zachorowało, aby wybuchały wojny, występowały śmiercionośne trzęsienia ziemi czy powodzie». «Gdybyś był, nie pozwoliłbyś, aby Twoi wyznawcy w różnych stronach świata byli prześladowani i zabijani». Gdybyś kochał świat i ludzi, nie pozwoliłbyś, abyśmy go niszczyli błędnymi decyzjami, dałbyś nam jakiś znak, podpowiedział jaką drogą iść, jaki wybrać kierunek, jakich dokonywać wyborów».
Autor dzisiejszej Ewangelii pisze, że Jezus tylko «westchnął głęboko» i... nie uczynił żadnego znaku. Żadnego, choć wcześniej zmieniał wodę w wino, uzdrawiał setki ludzi, wypędzał złe duchy, wskrzeszał zmarłych.
Tymczasem Bóg nie musi udowadniać nam swojego istnienia i swej wszechmocy. Niczego nie musi nam udowadniać. On jest Tym, który JEST. Tym, który powołał nas do istnienia, podarował nam piękny świat i dał swoje przykazania, dzięki którym miało nam się lepiej żyć na świecie skażonym przez grzech Adama i Ewy. W końcu posłał do nas Swojego Jednorodzonego Syna, aby nas odkupił. Nie potrzebujemy więcej znaków. A przecież mamy jeszcze Jego Słowo spisane rękami autorów natchnionych przez Ducha Świętego. Jeśli nie wierzymy Słowu Boga, to żaden znak nam w tym nie pomoże.
Przykład? W wielu miejscach świętych dla chrześcijaństwa, jak chociażby w Lourdes, dokonują się raz po raz cudowne uzdrowienia. Często dzieje się to na oczach dziesiątek czy setek ludzi głęboko lub nieco mniej wierzących, agnostyków i ateistów. Tylko niektórzy z nich rozpoznają w nich Boską interwencję i uwierzą w Boga. Pozostali będą obstawali w swojej niewierze lub sceptycyzmie, a w najlepszym wypadku takie cudowne wydarzenie przypiszą złudzeniu, przywidzeniu, zbiorowej histerii.
Bóg objawia nam się każdego dnia na kartach Ewangelii, w Eucharystycznym Chlebie, poprzez dzieło stworzenia i w codziennych wydarzeniach naszego życia. Trzeba tylko czynić użytek ze swoich oczu i uszu, trzeba otworzyć serce na Boże natchnienia i na Jego miłość. Jeśli tego nie uczynimy, nie dziwmy się, że Jezus „wsiada do swojej łodzi i odpływa na drugi brzeg". A wtedy już dużo trudniej będzie nam się z Nim spotkać.