Czekając na znak
Jakże często oczekujemy od Boga znaku, który upewni nas w przekonaniu o Jego istnieniu. Jezus tymczasem przyszedł do nas ze swoją Miłością. Czy to dla nas za mało?
2015-02-25
I Rok czytań
Łk 11,29-32
Niejednokrotnie w naszym życiu mamy poczucie, że Bóg jest dla nas zbyt abstrakcyjny. Jezus wszak żył na ziemi tak dawno temu. Co nam dzisiaj pozostało z Jego fizycznej obecności? Karty Ewangelii? Komunia święta? Nasze ludzkie rozumowanie chciałoby przecież więcej, przecież Bóg powinien nam się jakoś pokazać, dać nam jakiś znak, abyśmy mogli prawdziwie uwierzyć. Nie dostrzegamy ile tak naprawdę Chrystus nam pokazał i ile odsłania każdego dnia.
Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa to coś, co przechodzi nasze pojęcie. To przecież największe wyznanie Miłości, jakie możemy sobie wyobrazić. Chrystus umierając za nas na krzyżu udowodnił, że jest w stanie poświęcić dla nas wszystko. I naprawdę nie ma znaczenia, jak dawno to było. Zbawiciel jest obecny w naszym życiu w każdym jego momencie. Czy rzeczywiście potrzebujemy więcej znaków, by uwierzyć, że nie jesteśmy sami?
Prawdziwa Miłość, czyli ta, którą ukazał nam Chrystus, jest czymś, co nie może nas rozczarować. Musimy ją tylko odkryć w całej prawdzie i pełni. Musimy uwierzyć, że to największy znak, jaki Jezus pozostawił nam na ziemi. Jeśli otworzymy się na jej działanie, to nie będą nam potrzebne żadne inne znaki obecności Chrystusa. W porównaniu z Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem Jezusa wszystkie cuda i znaki, które możemy sobie wyobrazić, są tak naprawdę niczym.
Próbujmy każdego dnia na nowo przyglądać się tajemnicy Zmartwychwstania. Dajmy sobie szansę na to, aby prawdziwie uwierzyć, że bezgraniczna Miłość Chrystusa jest przy nas cały czas. On nigdy nas nie opuszcza, nawet wtedy, kiedy wydaje nam się, że Go nie widać.