Z kart historii Apostolstwa Chorych - część pierwsza
2015-02-27
Wszystko ma swoją przeszłość i swój początek. Jest jakieś źródło, jakieś ziarno, są jakieś korzenie… Jabłoń nim wydała owoc musiała się ukorzenić, wzrosnąć, zakwitnąć. Rzeka, nim stała się tym, czym jest, była potokiem, strumieniem, miała swoje źródło; swój początek. Każdy z nas ma swoich przodków, a ich historia miała wpływ na teraźniejszość – ich własną, naszą i tych, którzy przyjdą po nas. Nie inaczej bywa z grupami społecznymi i całymi narodami. Podobnie jest z Apostolstwem Chorych.
Z miłości do Jezusa
Jego historia rozpoczęła się 90 lat temu, w Holandii, od wielkiej miłości pewnego skromnego proboszcza do Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Ksiądz Wawrzyniec Jakub Willenborg był pasterzem w uroczej miejscowości diecezji Haarlem, położonej nad brzegiem morza, o równie uroczej nazwie: Bloemendaal – „Dolina kwiatów”.
W okresie Zielonych Świąt 1925 roku biskup diecezji Haarlem postanowił zebrać duchowieństwo, aby mogło obradować w sprawie ożywienia w parafiach ducha chrześcijańskiego, zwłaszcza czci do Najświętszego Sakramentu. Księdza Jakuba, który już od dawna starał się zaszczepić miłość do Jezusa Eucharystycznego w sercach swoich parafian, ucieszyło to, tym bardziej, że tematyka zebrania doskonale wpisywała się w przeżycia, które ostatnio stały się jego udziałem. Właśnie powrócił z pielgrzymki do Francji, gdzie miał szczęście odwiedzić miejsce objawień Najświętszego Serca Pana Jezusa św. Małgorzacie Alacoque w Paray-le-Monial oraz z Ars, gdzie św. proboszczowi Janowi Marii Vianney udało się niegdyś odnowić duchowe życie swojej parafii dzięki położeniu szczególnego nacisku na sprawę Komunii Świętej dzieci i zaangażowania osób cierpiących w życie parafii.
Mama trochę pomogła
Przykrym zbiegiem okoliczności, podczas nieobecności ks. Willenborga ciężko zachorowała i zmarła jego ukochana matka. Tak się też złożyło, że całkiem niedawno obiecała ona synowi, że kiedyś, kiedy będzie już w Niebie, wstawi się u Boga w jego intencjach. Zarówno to osobiste doświadczenie utraty, jak i pielgrzymkowe przeżycia nie dawały księdzu Willenborgowi spokoju. Kiedy w środę po uroczystości Zesłania Ducha Świętego czytania mszalne opowiadały o tym, jak chorych kładziono na drogi, którymi przechodził św. Piotr i inni apostołowie, nie potrafił oprzeć się pewnej uporczywej myśli, która powstała w jego sercu: „Czemuż my tego nie robimy? Posyłamy chorych do Lourdes, muszą odbywać długą, kosztowną i kłopotliwą podróż. Tymczasem tak łatwo można by było ich zgromadzić w swoim parafialnym kościele. Jaka by to była radość dla tych, którzy dłuższy czas nie byli w kościele!”. Ta myśl tak bardzo go zaprzątała, że był coraz pewniejszy, iż musi mieć w tym swój „udział” jego niedawno zmarła matka. Proboszcz Bloemendaal podzielił się swoimi refleksjami z biskupem i bez trudu uzyskał jego zgodę na zajęcie się tą sprawą. Podczas wieczornych obrad duchowieństwa przedstawił swój pomysł zebranym kapłanom. Niektórzy przyjęli jego propozycję z pewną rezerwą, inni ze zdziwieniem, ale zdecydowana większość z ogromnym entuzjazmem.
Cierpienia w kielichu
Na początek ks. Jakub postanowił zorganizować Triduum eucharystyczne dla chorych, podczas którego mogliby uczcić Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie oraz powierzyć się macierzyńskiej opiece Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. Na to pierwsze Triduum przybyło ponad 120 osób chorych i niepełnosprawnych. Zwracając się do zebranych ks. Willenborg powiedział: „Drodzy Chorzy, Wy teraz jesteście proboszczem tej parafii”. Kiedy zauważył ich zdziwienie, pospieszył z wyjaśnieniami: „Nie wierzycie? Tak jest, wy jesteście proboszczem tej parafii. Gdy jako proboszcz mówię parafianom, aby chodzili do kościoła, przyjmowali Komunię Świętą, oni szybko o tym zapominają. Teraz wy, przez to swoje niezwykłe przybycie tu do kościoła, swoim własnym przykładem uczycie ich. Oni to widzą i słyszą to żywe kazanie, i nie zapomną go nigdy. Widzicie więc, że wy jesteście nawet bardziej niż ja proboszczem”. Chorzy ze wzruszeniem przyjęli jego słowa, a widząc w ich oczach jak bardzo są wdzięczni, proboszcz Willenborg poprosił: „Możecie teraz uczynić dla mnie coś bardzo miłego. Za chwilę, gdy na ofiarowanie podniosę patenę z hostią, połóżcie na tę patenę waszą chorobę, włóżcie wasze cierpienia do kielicha, na intencję mojej matki. Gdy hostia będzie konsekrowana, pomyślcie, że z nią razem będą konsekrowane wasze cierpienia przemienione potem w cierpienie Chrystusa. Ufam, że dzisiaj matka moja będzie już w Niebie”. Drugiego dnia Triduum chorzy w ten sam sposób ofiarowali swe cierpienia za parafię, a w ostatnim dniu za Kościół.
Bezcenne listy
Triduum eucharystyczne skończyło się, ale w duszy ks. Jakuba dojrzewała myśl, aby utrzymać kontakt z jego uczestnikami, aby ponownie zachęcić ich do ofiarowania swoich cierpień. Wpadł na pomysł, by co miesiąc wysyłać do nich list, który podtrzymałby tę więź i umocnił chorych w ich dobrych postanowieniach podjętych podczas Triduum. Kto wie, może z czasem udałoby się nawet stworzyć coś na kształt „pobożnego stowarzyszenia”? Myślał też o tym, by w specjalnym liście do Ojca Świętego, zawiadomić go o tym, że chorzy i cierpiący wspomagają Jego posługę ofiarą własnego cierpienia. Pomysł korespondencji z chorymi ksiądz biskup przyjął ze zrozumieniem i już wkrótce – w listopadzie 1925 roku – ks. Jakub Willenborg wysłał pierwsze listy. Nie przypominały one żadnego z czasopism. Była to zwykła, złożona kartka, wysyłana do chorych w kopercie – jak każdy list. Proboszcz Bloemendaal z prostotą, dobrocią i życzliwością pisał w liście o sprawach bliskich ludziom chorym, o ich codziennych problemach, ale także o łaskach płynących ze Mszy Świętej. Usiłował również wyjaśnić pierwszym kandydatom na członków Apostolstwa Chorych, w jaki sposób – mimo choroby, niepełnosprawności czy ograniczeń podeszłego wieku – mogą pracować dla Królestwa Bożego, kierując się w swoim życiu słowami apostoła Pawła: „Z Chrystusem jestem przybity do krzyża” (Ga 2, 19).
Moc i światło z cierpienia
Choć początkowo Apostolstwo Chorych działało tylko na prawie diecezjalnym, liczba chorych, którzy zdecydowali się uczynić dar ze swego cierpienia i przyjąć w ten sposób za swoje idee Apostolstwa Chorych, szybko wzrastała. W ciągu pierwszych pięciu lat powstały sekretariaty Apostolstwa Chorych w wielu krajach świata, między innymi we Francji, w Czechach oraz w Polsce. W niedługim czasie Apostolstwo Chorych liczyło 50 tysięcy członków, a fakt, że w samej tylko Holandii było ich 4 tysiące, przerósł najśmielsze oczekiwania jego inicjatora – ks. Jakuba Willenborga. Dlatego nie dziwi wzruszenie, którego proboszcz z Bloemendaal nawet nie próbował ukryć. W swoich listach do chorych pisał: „Moi Drodzy Chorzy, żyjemy w czasach wielkiej łaski. Podobnie jak niegdyś wokół Kalwarii cały świat był pogrążony w ciemnościach, a Chrystus na krzyżu umierał i składał ofiarę tego wielkiego cierpienia, które miało zbawić i uświęcić świat. A gdy tylko zostały wypowiedziane te słowa: «Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego», ciemności poczęły ustępować miejsca światłu, które wreszcie mogło zajaśnieć. Tak jest i teraz. Dotąd cierpienie dla wielu było jakby zakryte w ciemnościach, to jest: nie znali ani jego wartości, ani jego znaczenia. Każdy pogrążał się we własnym cierpieniu, myślał tylko o ulżeniu sobie, albo usunięciu cierpienia – o niczym innym więcej. Oto przyszło zbawienie z łaski. Miłosierdzie Boże coraz więcej rozpędza te ciemne myśli, które chorym tylko smutek sprawiają i przygnębienie, na obliczach chorych jaśnieją promienie radości. Każdego miesiąca, gdy przychodzi list miesięczny, każdego dnia, gdy odmawiają modlitwę Apostolstwa, gdy przez trzy godziny modlą się we wzajemnych intencjach, odczuwają siłę i moc tego światła, które ich wtedy nawiedza, pociesza, oświeca”.
Trzy dni uwielbienia
Aby tę bliskość cierpiących z Chrystusem jeszcze bardziej podkreślić, ks. Willenborg nadal organizował w swojej parafii trzydniowe nabożeństwa eucharystyczne dla chorych przywożonych z okolicznych miejscowości. Takie nabożeństwa rozpoczynała uroczysta Msza Święta w obecności wystawionego Najświętszego Sakramentu z kazaniem skierowanym specjalnie do chorych. Po przerwie na posiłek przygotowany z darów złożonych przez parafian, chorzy na dźwięk dzwonu ponownie gromadzili się w kościele, aby uczestniczyć w adoracji Najświętszego Sakramentu. Podczas wspólnych modlitw i śpiewu kapłani wkładali ręce na głowy chorych, nawiązując w ten sposób do podobnych gestów czynionych przez apostołów naśladujących samego Chrystusa. Podczas kolejnej przerwy na posiłek czy wypoczynek kapłani mieli czas na indywidualne rozmowy z chorymi oraz odwiedzali tych, którzy z uwagi na stan swojego zdrowia musieli pozostać w domach i w szpitalu. Odwiedzali także rodziny, które na czas Triduum zgodziły się gościć chorych i niepełnosprawnych u siebie. W godzinach popołudniowych chorzy powracali do kościoła na nieszpory i nabożeństwo eucharystyczne. Po procesji eucharystycznej celebrans udzielał każdemu z osobna indywidualnego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, a w tym czasie wierni – pod przewodnictwem innego kapłana – śpiewali pieśni eucharystyczne i maryjne. Trzeciego dnia, po ostatnim takim błogosławieństwie udzielonym przez biskupa diecezji Haarlem, rozbrzmiewało uroczyste „Te Deum” kończące trzydniowy czas uwielbienia. Chorym, niepełnosprawnym i starszym ludziom, umocnionym wspólną modlitwą, spotkaniem z Chrystusem obecnym w eucharystycznym Chlebie oraz w innych cierpiących, towarzyszyła myśl w ten sposób wyrażona kiedyś przez ks. Jakuba Willenborga: „Teraz już nie sam cierpię, ale wraz z wieloma innymi, którzy cierpią wraz ze mną i za mnie, jak ja wraz z nimi i za nich także cierpię. Teraz już cierpienie moje nie jest bezużyteczne czy bezowocne. Złożony chorobą na mym łożu – pracuję dla sprawy Królestwa Bożego, a gdy przyjdzie życie oddać, pomyślę, że jestem ofiarą na ołtarzu, razem z Jezusem – razem w życiu, w cierpieniu i w śmierci”.
Zobacz całą zawartość numeru ►