Dlaczego szukam Jezusa
Zapytajmy siebie samych o motywy: Dlaczego szukamy Jezusa, dlaczego za Nim podążamy, dlaczego się modlimy? Dlaczego?
2015-04-20
I Rok czytań
J 6,22-29
Dzisiejsza Ewangelia nie próbuje nas skłonić do pytania samego siebie CZY szukam Jezusa. Ewangelista zakłada, że tak właśnie jest. Pyta raczej o to, DLACZEGO szukam Jezusa. Pamiętamy scenę z przedwczorajszej Ewangelii: uczniowie przeprawiają się na drugą stronę jeziora bez Jezusa, spotykają go w pewnym oddaleniu od brzegu kroczącego po falach. Są nieco przestraszni, ale chyba raczej nie zdumieni. Przecież niedawno byli świadkami cudu rozmnożenia chleba. Ewangelista uzupełnia swoja relację, pisząc: „Nazajutrz po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami”. Stwierdza bezsporny fakt, o którym mogło zaświadczyć wielu ludzi. Większość z nich to ci, którzy po tym jak dokonał cudownego rozmnożenia, poszukiwali Go. Co nimi kierowało? Czy może sama ciekawość Człowieka, który potrafi czynić takie rzeczy? A może kalkulacja – że dobrze jest być w pobliżu Kogoś, kto kilkoma bochenkami chleba potrafi nakarmić tysiące ludzi? Teraz, gdy odkryli Jego tajemnicze przedostanie się na drugi brzeg jeziora, tylko utwierdzili się w swoich przypuszczeniach. Chcieliby widzieć w Jezusie cudotwórcę i proroka, może też drugiego Mojżesza, który w cudowny sposób potrafiłby zaspokoić ich głód, pragnienie czy inne ziemskie potrzeby? A może wyciągając błędne wnioski sądzą, że ktoś taki jak Jezus byłby w stanie wyzwolić ich z politycznej zależności od Rzymian?
Jezus nie ma wątpliwości, że ciągle brakuje im dojrzałości i zrozumienia Jego prawdziwej misji. Dlatego stwierdza z całą stanowczością: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości”.
Minęło 20 wieków i właściwie niewiele się zmieniło. Uważamy się za ludzi wierzących w Jezusa, lecz w jakiego Jezusa właściwie wierzymy? Kogo szukamy? Czy nie dajemy aż nadto dowodów na to, że zależy nam tylko na tym, by spełniał nasze pragnienia i zachcianki, by pomagał nam zrealizować nasze plany. A czy liczymy się z Jego planami wobec nas? Czy potrafimy je zaakceptować? Mówimy, że wierzymy w Jezusa i pewnie nie kłamiemy. Ale jaka jest ta nasza wiara? Co się z nią stanie w godzinie próby; gdy prosimy Go o zdrowie, a otrzymujemy chorobę, gdy błagamy o życie dla chorej na raka córki, a ona umiera, gdy prosimy o pokój na świecie, a każdego dnia wybuchają nowe konflikty. Jakże często wierzymy w Jezusa tylko wtedy, gdy zaspokaja nasze potrzeby. W przeciwnym wypadku grzmimy: „Jak mogłeś na to pozwolić?, Gdzie byłeś?, A może Cię w ogóle nie ma?.
Tymczasem Jezus w dzisiejszej Ewangelii daje nam wyraźne wskazówki: "Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec” – mówi, a słowa Jego oznaczają, że ma dla nas inny pokarm, niż ten, który na co dzień spożywamy, większe dobra, niż te, o które z powodu swej małej wyobraźni prosimy. To On – Syn Boży – jest tym Pokarmem. Ojciec posłał Go, aby nas zbawił i dał nam o wiele więcej niż to, czego oczekujemy; by dał nam życie wieczne i swoją przyjaźń.
Spójrzmy dziś w głąb naszych serc i zapytajmy samych siebie o motywy i o to, na jakim fundamencie budujemy naszą wiarę. Dlaczego szukamy Jezusa, dlaczego za Nim podążamy, dlaczego się modlimy? Dlaczego?