Egzamin z miłości

Ci ludzie żyją naprawdę. Znam ich. Uczę się od nich pogody i pokory życia...

zdjęcie: Archiwum prywatne/Zygmunt Cichy

2015-04-22

…i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Słowa przysięgi małżeńskiej. Czy tak do końca rozumiemy jej tekst i zdajemy sobie sprawę z wagi obietnicy składanej przed Bogiem ukochanej osobie? Młodzi, zdrowi, piękni nie zastanawiamy się nad przyszłością. Trudno nam sobie wyobrazić, że choroba, cierpienie, śmierć może przerwać nasz błogostan i totalnie przewrócić życie do góry nogami. Nie są to odczucia obce nikomu, ponieważ nasza wyobraźnia łatwiej przyswaja marzenia o życiu w pełni szczęścia, powodzenia zawodowego, wspaniałych dzieci i wiecznej młodości. Jednym słowem… i żyli długo i szczęśliwie. Niestety rzadko jest nam dane bajkowe życie. Codzienność stawia wymagania i niejednokrotnie to ona egzaminuje nas z miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.

Przed takim egzaminem stanęli ponad dwadzieścia lat temu Józefa i Zygmunt. Józefa, matka, żona, po latach pracy właśnie przeszła na zasłużoną wcześniejszą emeryturę. Wspaniałe perspektywy, marzenia. Koniec z codziennym wczesnym wstawaniem. W końcu będzie mogła wypocząć, wyspać się. Nacieszyć spokojem, mężem i wspólnymi pasjami. Nigdy się nie skarżyła, ale była już trochę zmęczona codziennymi obowiązkami. Akumulatory ładowała w cieple rodzinnych spotkań, rozmów, wspólnych wyjazdów. Zygmunt pracowity, zaradny, energiczny, pełen pomysłów na nowy wspólny etap życia. Teraz już na pewno będą mieli jeszcze więcej czasu dla siebie. Ich wspólna pasja wędrówki po górach, wojaże po Polsce i sąsiadujących krajach. Przez wszystkie lata wcielali w życie swoje marzenia. Wraz z trójką dzieci „maluchem” przemierzyli Polskę wzdłuż i wszerz. Wspólne wyjazdy budowały i scalały ich miłość i więzi rodzinne. Podróże nie ograniczały się tylko do prywatnych wyjazdów; czynnie angażowali się w życie Oazy Rodzin – wspólnie wyjeżdżali na rekolekcje. Niedzielne śniadania, msza święta, obiad, spacer. Bóg to codzienność w ich domu. Może mniej się o Bogu mówi, a bardziej się Go odnajduje we wzajemnych relacjach, życiu. Można by się zapytać cóż w tym takiego nadzwyczajnego? Normalna, zdrowa rodzina, ciężko pracująca, wychowująca dzieci, potrafiąca czerpać z życia radość i odnajdywać szczęście w codzienności. Kobieta i mężczyzna. Kiedyś złożyli przed Bogiem sobie wzajemnie przysięgę małżeńską. Zawierzyli swe życie Bogu ufając i wierząc że będzie z nimi i w dobrych i złych chwilach.

Jak każde młode małżeństwo mieli wizję swojego życia, plany, marzenia. Jednak marzenia o wspólnej, spokojnej emeryturze zostały poddane brutalnej korekcie. Zaczęło się niewinnie. Józefa zaczęła się skarżyć na problemy ze wzrokiem, zmęczenie, potem jakieś osłabienie rąk, nóg, drętwienia, zaburzenia czucia, labilność nastrojów. Objawy jednak zaczęły być coraz bardziej dokuczliwe. Jak dotąd z chodzenia po lekarzach niewiele wynikało, a efekty terapeutyczne były dalekie od oczekiwanych. W końcu jest diagnoza, zabrzmiała jak wyrok – „Przykro mi to Sclerosis Multipex – SM”. „Sclerosis Multipex – Stwardnienie Rozsiane – co to takiego?” Nie wnikając w medyczne szczegóły, w tej chorobie dochodzi do zniszczenia osłonek mielinowych na wypustkach nerwowych. Neurony pozbawione naturalnej izolacji nie mogą funkcjonować prawidłowo. Dochodzi do upośledzenia pracy neuronów odpowiedzialnych za przekaz impulsów z mózgowia i rdzenia do naszych komórek. Osłonka mielinowa zostaje zniszczona a przekaz impulsu nerwowego zakłócony. Może być częściowo zablokowany i nie dociera do celu. Może docierać z opóźnieniem lub być zniekształcony. Objawia się to na przykład w ruchu rąk czy nóg, ruchy przestają być precyzyjne. Lekkie uszkodzenia powodują, że impulsy są wysyłane z przerwami. Początkowo są to zmiany przemijające jednak z czasem rozsiane zaburzenia neurologiczne utrwalają się. W miejscu uszkodzenia mieliny tworzą się blizny lub stwardnienia, może dojść do całkowitego przerwania przesyłania impulsów. Skutkuje to stopniowym upośledzeniem funkcji psychomotorycznych i całkowitego uzależnienia pacjenta od osób trzecich.

Jak żyć ze świadomością nieuleczalnej choroby? Jak godzić się na ograniczenia niesione przez postępującą chorobę? Jak nie tracić nadziei i chęci życia? Pytania te nurtują nie tylko chorego, ale i rodzinę. Bez Boga jest to trudne, wręcz niemożliwe. Józefa i Zygmunt ten egzamin zdali, a ich codzienność musiała przejść totalną transformację. Józia z czasem coraz trudniej radziła sobie z codziennymi obowiązkami, wymagała coraz więcej pomocy w codziennych czynnościach, jak mycie czy ubieranie.

Józia wspomina przeszłość: „Kiedyś całe gotowanie, sprzątanie, pranie, zakupy były na mojej głowie. Trójka dzieci uwielbiała moje wypieki. Mimo obowiązków zawodowych miałam czas dla dzieci, męża. Pamiętam nasze wspólne rodzinne wyjazdy…”. Zygmunt: „Kiedyś uprawiałem sport, biegałem. Potem wojsko, pierwsza praca. Długo byłem kawalerem. Jóźkę poznałem w pracy, pracowała w biurze projektowym. Podobała mi się. Po jakimś czasie pobraliśmy się”.

Choroba pokonała Józefę, jednak nie pokonała ich miłości, nie pokonała ich małżeństwa. Józefa próbowała, walczyła, leczyła się, jednak choroba stopniowo zabiera jej sprawność fizyczną. Dzieci się pożeniły, wyprowadziły, pojawiły się wnuki. Dzieci zaczęły żyć swoim, dorosłym życiem, a Józefa i Zygmunt zaczęli budować swe stare życie w nowych realiach. Zygmunt zaczął się odnajdować w nowych obowiązkach. Sprzątanie, pranie gotowanie. Ba! nauczył się piec ciasta, które wnuczęta i dzieci wcinają co weekend, przyjeżdżając w odwiedziny. Mogę potwierdzić z całą odpowiedzialnością, moje odwiedziny w ich domu, to prócz ciekawej rozmowy, wspaniała kawa i pyszna babka czy sernik. SM położyło Józefę w łóżku. Postęp choroby zabrał Józefie możliwość odbierania telefonu, samodzielnego siedzenia, zmiany ułożenia, obsługę pilota, jedzenie. Wszystkie obowiązki domowe wykonuje Zygmunt. Dom i życie zostało dostosowane do potrzeb Józefy. Wyciąg pozwalający przemieścić ją z łóżka na wózek. Udogodnienia, podpórki pod plecy, stoliczek do łóżka na posiłek. Dla Zygmunta nie ma sprawy nie do załatwienia. Masażysta dla żony, konsultacja specjalisty…, dla żony wszystko. Dla niej pod oknem stoi gotowy do jazdy Transit przystosowany do transportu wózka inwalidzkiego. Patrzę na moich rozmówców. Zastanawiam się, ilu mężczyzn jest w stanie na spodnie założyć fartuch i przejąć obowiązki chorej małżonki. Jestem zafascynowana ich relacjami. Dzisiaj Józia płakała, takie dni też bywają i to nie dziwi. To trudne, być uwięzionym we własnym ciele.

„Co tam Jóźka, oczy ci się pocą?” „Tyle razy ci mówiłam, nie mów do mnie Jóźka!” Poczucie humoru i dystans Zygmunta do problemów jakie niesie codzienność, pozwala łagodzić napięcia, które są nie do uniknięcia w takiej sytuacji. Choroba unieruchomiła Józefę fizycznie, jednak cieszy ją każda możliwość wydostania się z czterech ścian jej pokoju. Ostatnio z radością mi powiedziała: „Mamy Komunię w maju, wnuczek przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej.” Mobilność w ich rodzinie nie zasnęła. Mimo postępu choroby, Józefa wraz z mężem czynnie uczestniczą w życiu swych dzieci. Obiady świąteczne, urodziny, wypady rodzinne do Wisły czy Ustronia, grill na ogródku pieczołowicie pielęgnowanym przez Zygmunta. „Jak się ociepli, trzeba będzie zorganizować jakąś majówkę z grillem na ogródku.” Ten dom żyje, tętni, jest pełen radości, ruchu. Ten dom ma swoją atmosferę, charakter. Choroba nie zdominowała ich życia, zmieniła jedynie priorytety, nie zabrała radości. Mądre i pełne miłości wychowanie dzieci procentuje. Jako rodzice mogą na nich liczyć w potrzebie. Jest potrzeba – dzieci potrafią zreorganizować swoje życie, by zająć się mamą, gdy Zygmunt jedzie do sanatorium. Te wyjazdy są potrzebne, by zregenerować własne nadwątlone już zdrowie, by naładować akumulatory. „A niech jedzie, odpocznę sobie trochę od niego” – mówi Józia z uśmiechem.

I myślałby kto, że przytoczyłam grzeczną bajkę ku pocieszeniu serc. Nie. Ci ludzie żyją naprawdę. Znam ich, goszczą mnie, a ja uczę się od nich pogody i pokory życia. Borykają się z tymi samymi problemami co tysiące rodzin, tak samo cierpią, płaczą, czasami rozkładają ręce w akcie bezradności w obliczu znieczulicy państwowych urzędów czy procedur medycznych. Jednak to co ich wyróżnia, to ufność wiara i miłość jaką kiedyś, ponad trzydzieści lat temu potwierdzili przysięgą przed Bogiem i do dzisiaj ją pielęgnują.

…przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.” (1Kor 3, 4-7)

Dziękuję Pani dr Marii Flak za konsultację i opinię medyczną.

Autorzy tekstów, Teksty polecane, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024