Królowa i Matka

Jan „wziął Ją do siebie”, ale i Ona „wzięła” Jana do swego serca i pod swój bezpieczny, matczyny płaszcz. Na tym właśnie polega Jej „królowanie”.

Rogier van der Weyden: Maryja ze św. Janem pod krzyżem

zdjęcie: www.wikimedia.org

2015-05-02

I Rok czytań
J 19,25-27


Ilekroć jestem w Częstochowie i klęczę przed cudownym, czarnolicym wizerunkiem Matki Boskiej Królowej Polski w jasnogórskim sanktuarium, nie wiem dlaczego przychodzą mi na myśl inne Jej artystyczne wyobrażenia, na których również trzyma w objęciach swego Syna, tyle że…martwego. Może dlatego, że twarz Czarnej Madonny nie jest twarzą młodej, szczęśliwej Matki. Jej twarz wydaje mi się twarzą kobiety, która doświadczyła już cierpienia, a przynajmniej przeczuwa to, które ma nadejść. To twarz każdej matki, lękającej się o przyszłość swego dziecka: o to, na jakiego wyrośnie człowieka i kim zostanie, gdy dorośnie. Zatroskanej o to, aby w życiu spotkało je jak najmniej smutku i cierpienia, i o to by nikt je nigdy nie skrzywdził… Nie myśli o sobie, o własnym bólu, ale tylko o Nim… I w tej wielkoduszności jest nie tylko Matką… jest Królową.

Kiedyś w jakimś albumowym wydaniu dzieł sztuki natrafiłam na przepiękny obraz. I choć nie znam nazwiska jego autora, ani nawet okresu, z jakiego pochodził, do dziś pamiętam niemal każdy jego szczegół. Przedstawiał złamaną bólem sylwetkę Maryi ubranej w płaszcz przypominający odzienie królowej. Na bliższym i dalszym planie kłębili się jacyś ludzie. Twarze jednych wykrzywione były szyderstwem, niektóre wyrażały całkowitą obojętność, inne grozę, jeszcze inne smutek i ból. Na kolanach jakby oniemiałej z bólu Matki spoczywało martwe ciało Mężczyzny - jej Syna. Moją uwagę przykuła jeszcze jedna postać, wyraźnie odcinająca się od tłumu otaczającego tych Dwoje. Nad Maryją pochyla się bardzo młody mężczyzna. Jego twarz, choć bardzo smutna, wyraża jakąś niezwykłą determinację, jakąś świeżo zdobytą dojrzałość i odpowiedzialność, a silne ramiona otaczające zbolałą Kobietę gestem pełnym miłości, sprawiają, że mimo wszystko ta dramatyczna scena tchnie… optymizmem.

Jestem przekonana, że tym mężczyzną, a właściwie jeszcze chłopcem, był nie kto inny, jak św. Jan - umiłowany uczeń Chrystusa. Artysta przedstawił go krótko po scenie opisanej w dzisiejszej Ewangelii, kiedy to: Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

Jan „wziął Ją do siebie”, ale i Ona „wzięła” Jana do swego serca i pod swój bezpieczny, matczyny płaszcz. Na tym właśnie polega Jej „królowanie”.

Maryjo, Królowo Polski – jestem przy Tobie!

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024