Droga nawrócenia
Szkoła modlitwy. Ważnym krokiem prowadzącym do nawrócenia jest spotkanie się ze swoim sercem. Ktoś powiedział, iż najważniejszą, a może nieraz najdłuższą i najtrudniejszą drogą, którą każdy człowiek powinien przebyć w swoim życiu jest droga od jego rozumu do serca.
2015-05-02
W przyszłym roku będziemy obchodzili w naszej Ojczyźnie 1050-lecie Chrztu Polski. Aby dobrze przygotować się do tych obchodów Episkopat Polski zaproponował trzyletni cykl formacyjny.
W zeszłym roku Kościół w Polsce pochylał się nad tematyką kerygmatu, czyli pierwszego głoszenia Ewangelii. Przyszły rok liturgiczny będzie zaproszeniem do uroczystego odnowienia łaski chrztu świętego, najpiękniejszego daru otrzymanego od Boga. Przez chrzest zawarliśmy z Bogiem nierozerwalne przymierze, otwierające nam drogę do Nieba. Powracamy do tego wydarzenia, odkrywając bogactwo łask: dostąpiliśmy godności dziecka Bożego, chrzest zgładził grzech pierworodny, staliśmy się pełnoprawnymi członkami wspólnoty Kościoła. Nasza wiara nie zrodziłaby się, gdyby nie została nam przekazana przez rodziców, dziadków. Szukając korzeni wiary w naszym narodzie, dochodzimy do 966 roku. W przyszłoroczne obchody 1050-lecia Chrztu wpisują się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, na które przybędzie Ojciec Święty Franciszek. Odkrywając bogactwo duchowe sakramentu chrztu świętego, z którego my i nasi poprzednicy w wierze korzystali, chcemy myśleć o kolejnych pokoleniach chrześcijan. Świętowanie Dni Młodzieży w Krakowie jest więc wyrazem troski o wiarę przyszłych pokoleń, to niejako przekazanie „sztafety wiary” dzieciom, wnukom, prawnukom… Otoczmy więc szczególną modlitwą młodych z całego świata, którzy przybędą do Krakowa na Światowe Dni.
W obecnym roku liturgicznym Kościół w Polsce, przypominając słowa Pana Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15), prowadzi nas na drogę nawrócenia. Przywołana trzyletnia duchowa droga jest pogłębieniem naszej więzi z Chrystusem, odkrywania Jego śladów w naszej codzienności, jest Dobrą Nowiną. Proponuję, abyśmy w Szkole Modlitwy pochylili się nad tematyką obecnego roku liturgicznego. Majowy miesięcznik wydany jest równo w połowie tego roku; wezwanie do nawrócenia jest stale aktualne nie tylko w okresie Wielkiego Postu, czy też Adwentu, nie jest sprawą tylko jednej chwili, lecz jest długotrwałym procesem w dążeniu do Boga. Każdy z nas winien nawracać się każdego dnia.
Czym jest nawrócenie?
Jest łaską, którą Bóg kieruje do nas w swojej dobroci, abyśmy Go szukali i stale do Niego powracali. Bóg zbawia nas, lecz nie czyni tego bez naszego udziału. Nawrócenie jest spotkaniem z Osobą Jezusa, który umarł za mnie, zmartwychwstał, by ofiarować mi Nowe Życie. Jest poznaniem bezmiaru Jego miłości, jest zanurzeniem się w oceanie Jego Miłosierdzia. Jest wiarą, iż Bóg do końca mnie umiłował (por. J 13, 1) i stale prowadzi mnie przez życie, niezależnie od jego okoliczności. Jest blisko mnie i moich spraw.
Czasami myślimy o miłości Boga w kategoriach czysto ludzkich, doświadczając miłości zaborczej, interesownej, zasługującej, miłości „kochającej na odległość” bez większego zaangażowania, miłości oschłej. Mając doświadczenie swoich grzechów, bądź krzywd wyrządzonych przez bliźniego, myślimy o Bogu odpłacającym złem za zło. Takim obrazem Boga kierował się starotestamentalny Lamek wołający: „Jeżeli Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie, to Lamek siedemdziesiąt siedem razy!” (Rdz 4, 24). Był to obraz Boga dalekiego od człowieka.
Nie taki obraz ukazuje nam Chrystus. On pokazał apostołom, iż Bóg jest Ojcem będącym blisko ich życia i ich spraw; mówił o Nim „Abba” – dosłownie tłumacząc z języka, którym posługiwał się Jezus – „Tatusiu”. Tęskni za człowiekiem, zwłaszcza gdy ten oddala się od Niego, szuka go, gdy jest w potrzebie (por. Łk 15, 11-32). U Ozeasza również widzimy Boga, którego prorok utożsamia z miłującym dziecko ojcem: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem (…). Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 1.4). Niemowlę przytulane i karmione przez ojca jest obrazem trwania człowieka w zażyłej więzi z Bogiem, wiary, iż Bóg zawsze kocha człowieka, a miarą tej miłości, jest miłość bez miary. Jak dziecku oderwanemu od miłującego go rodzica brakuje czegoś najważniejszego w życiu, tak człowiek, który traci wiarę w obecność Boga w życiu, gubi jego sens.
Nie jest to miłość tkliwa, sentymentalna, ale miłość budująca na prawdzie, wyzwalająca, uzdrawiająca i umacniająca. Z jednej strony jest to miłość krucha, bo może być odrzucona – Bóg do niczego nas nie zmusza, z drugiej – niezwykle trwała, gdy człowiek otwiera się na nią. Miłość taka prowadzi człowieka na powrót do Boga. Doświadczył tego zapierający się Jezusa Piotr, gdy Pan spojrzał na niego z miłością. Łzy skruchy Piotra były dla niego początkiem głębszego nawrócenia. Doświadczenie takiej miłości pomaga nam przejść przez niejedną życiową próbę i prowadzi do zaangażowania w swoje powołanie. Konieczna jest z naszej strony wiara. Posiadają ją nieraz osoby osłabione wiekiem, chore, niepełnosprawne, oczekujące na wizytę duszpasterską z okazji pierwszego piątku, czy pierwszej soboty miesiąca. Nie potrafią przyjść do kościoła z racji choroby, ale ich pragnienie spotkania Jezusa nadaje głęboki sens ich życiu. Wyraźniejsze staje się ich oparcie na Bogu. Wiara staje się prostsza i głębsza.
Wiara w stałą obecność Boga
Wiara jest nie tylko wezwaniem, które Bóg kieruje do nas, lecz jest także Jego niezasłużonym darem, danym z miłości jako łaska. Autorzy nowotestamentalni mówiąc o wierze, stosują greckie słowo pistis. Można je rozumieć jako poruszanie się ku Bogu, by żyć z Nim w bliskości. W określeniu tym widzimy zarówno obraz zażyłości między człowiekiem i Bogiem, jak i pewien ruch ze strony człowieka ku swojemu Stwórcy. W wierze nie możemy być bierni, „neutralni” wobec Boga. Wiara jest nieustannym „poruszaniem się” w kierunku Boga. Konieczne jest z naszej strony opowiedzenie się za Nim; nie połowicznie, ale w pełni.
W Ewangelii św. Marka czytamy o uzdrowieniu kobiety cierpiącej na krwotok. Kobieta ta widziała w Jezusie swojego Zbawcę. Zalękniona i drżąca przyszła do Jezusa, uklęknęła przy Nim, wcześniej dotknęła się Jego płaszcza; On widząc jej wiarę, rzekł: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości” (Mk 5, 34). To ona, nie apostołowie, miała wewnętrzne dyspozycje, by przyjąć łaskę uzdrowienia. Podobnie żebrak pod Jerychem – Bartymeusz, chociaż był niewidomy, wewnętrznie rozpoznał w Chrystusie swego Zbawcę. Dwukrotnie wołał „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” (Mk 10, 47. 48). Jezus uzdrawiając go, rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 10, 52). Gesty dotknięcia płaszcza Jezusa przez cierpiącą kobietę oraz zrzucenia płaszcza przez niewidomego Bartymeusza, jedynego jego zabezpieczenia życiowego, to znaki ich wiary – głębokiej zażyłości i pełnego oparcia się na Jezusie. Ich historia może powtórzyć się w naszym życiu, wówczas gdy uznamy naszą różnoraką niemoc – to bardzo ważny moment – i gdy całkowicie powierzymy nasze życie Jezusowi.
Owocem wiary w obecność Boga jest pokój w sercu. „Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” – pisze św. Paweł w Liście do Rzymian. „Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję” (Rz 5, 1-4). Autor Listu do Rzymian poucza nas, iż wiara nie rozwija się w „sterylnych warunkach”, ale pośród różnorodnych ucisków. Ich obecność nie zaprzecza temu, że Bóg nas miłuje, albo że nas opuścił, wręcz odwrotnie – stają się dla nas dowodem Jego obecności, uczącej wytrwałości i rozwijania cnoty nadziei.
Poznanie i odrzucenie grzechów
Gdy otwieramy się na miłość Boga, wierzymy Mu, pomimo różnorodnych prób, On prowadzi nas do drugiego etapu naszego nawrócenia – do poznania i odrzucenia grzechów. Nie znając miłości Boga, nie znając bliżej Jego Słowa mówiącego nam prawdę, trudno nam uznać grzech. Im bardziej nasza relacja z Bogiem staje się powierzchowna, formalna, przywołująca jedynie utarte „formuły religijne” nie dotykające głębiej naszego serca, tym w podobny sposób patrzymy na siebie.
Nie możemy kochać Boga i równocześnie postępować wbrew Jego Słowu. Służenie dwóm panom (por. Mt 6, 24) prędzej czy później prowadzi do rozbicia wewnętrznego, do życia w nieprawdzie. Im więcej w życiu półprawd, tym także więcej rozbicia – czego konsekwencją jest niepokój, niezadowolenie z siebie, coraz większy lęk. Katechizm Kościoła uczy: „Wysiłek nawrócenia nie jest jedynie dziełem ludzkim. Jest on poruszeniem «skruszonego serca» (Ps 51, 19), pociągniętego i dotkniętego łaską (por. J 6, 44; 12, 32) pobudzającą do odpowiedzi na miłosierną miłość Boga, który pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 10)” (KKK 1428). Poznanie miłości Boga odkrywa przed nami smutną prawdę o nas samych. Bóg jakby ściąga z naszych oczu zabrudzone okulary. Dzięki Niemu widzimy wyraźniej, bardziej przenikliwie. Jego Słowo prawdy jest wyzwalające dla naszego serca. Smutek z czasem przemienia się w radość, prowadzi do nawrócenia: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5, 4). Słowo Jezusa scala nas na powrót i poszerza nasze serce.
Skruszone serce
Ważnym krokiem prowadzącym do nawrócenia jest spotkanie się ze swoim sercem. Ktoś powiedział, iż najważniejszą, a może nieraz najdłuższą i najtrudniejszą drogą, którą każdy człowiek powinien przebyć w swoim życiu jest droga od jego rozumu do serca. Na poziomie rozumu możemy uznawać siebie jako bardzo dobrych uczniów Jezusa, głęboko wierzących katolików. Serce to nie tylko sfera naszych uczuć, ale cała wewnętrzna przestrzeń, w której obecne są nasze wspomnienia, myśli, gdzie podejmujemy decyzje. W nim rodzą się nasze pragnienia, zarówno te złe: „z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7, 21-22) – mówił Jezus; jak i te dobre – w sercu dokonuje się nasze spotkanie z Bogiem, podejmujemy decyzję wyboru Jezusa, chcemy przebaczyć bliźniemu, ofiarować jemu swój czas.
Gdy głębiej otwieramy się na Słowo Jezusa, poznajemy cały nasz wewnętrzny chaos, nieuporządkowane więzi z bliźnimi, brak miłości do bliźniego, liczne osądy, którymi się kierujemy, odkrywamy kruchość naszej relacji z Chrystusem, brak wiary w Jego stałą obecność w naszym życiu, brak zaufania Jemu, zwłaszcza w godzinie próby. Kiedyś chrześcijanie odchodzili na pustynię, aby tam spotkać się ze swoim sercem. Pustynia była dla nich czasem oczyszczenia ich serca. Dla nas czasem pustyni mogą być rekolekcje, może być nim także czas choroby, samotności (mówimy czasami, iż pobyt w szpitalu to takie życiowe rekolekcje). Wówczas – gdy wokół nas zalega głęboka cisza – wychodzi z naszego wnętrza cała prawda. Nasze serce pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. Wreszcie mamy czas, aby spotkać się ze swoim sercem! To ważne, by nie uciekać od tego doświadczenia, by je przepracować wewnętrznie, by z tym co przeżywamy, pójść do Jezusa. Będąc w szpitalu może warto poprosić o rozmowę z kapelanem…
Tak, jak Słowo Boga pokazuje prawdę o nas samych, tak również Jego Słowo staje się dla nas źródłem uzdrowienia. Doświadczenie tego jest zbawienne. Dzisiaj człowiek pochłonięty jest nieustannym pośpiechem. Gdy brakuje mu chwil wyciszenia, traci kontakt ze swoim sercem, a przez to także coraz bardziej z rzeczywistością, która go otacza. Życie spłaszcza się. Stąd koniecznością staje się poszukiwanie czasu pustyni w życiu, by spotkać się z Bogiem. Pustynia nie ma prowadzić do osamotnienia serca, ale do spotkania z uzdrawiającym nas Słowem Boga.
Zatwardziałość serca
Przeciwieństwem serca wrażliwego na Słowo Boga, jest serce twarde, nieczułe, zamknięte. Przemierzający sale szpitalne kapelan proponując Komunię Świętą i spowiedź, nieraz słyszy: „Dzisiaj nie”. To prawdziwa choroba serca prowadząca do ślepoty i niepełnosprawności duchowej. Jezus jako najlepszy Lekarz stawiał trafną diagnozę stanu duszy zarówno faryzeuszom, jak i swoim uczniom mającym nieraz kłopoty z wiarą. To właśnie faryzeuszom i uczonym w Piśmie – tym, którzy mieli być przewodnikami duchowymi Izraela, nie celnikom i grzesznikom, Jezus opowiedział przypowieści o zaginionej owcy, zagubionej drachmie i synu marnotrawnym, by „zmiękczyć” ich serca (por. Łk 15, 2-3). Pogubieni w życiu, ale otwarci na Słowo Jezusa celnicy i grzesznicy, byli bliżej Jego Serca, niż niejeden uczony w Piśmie. Twardość serca uczonych i faryzeuszów przejawiała się w skoncentrowaniu na sobie, w lęku o swoją władzę, w zazdrości, ostatecznie poprowadziła ich do odrzucenia Jezusa oraz do ukrzyżowania Go. Nie uwierzyli Jezusowi.
Również apostołowie cierpieli na tę chorobę. Trudno im było zaakceptować Mesjasza cierpiącego. Jezusa niesionego przez tłum, po licznie dokonanych cudach, chętnie przyjmowali, szli za Nim. Jezusa Opuszczonego w Getsemani proszącego o towarzyszenie, zostawili, najpierw duchowo, później fizycznie; więcej – zaparli się Go i zdradzili.
Autor Listu do Hebrajczyków przestrzega: „Uważajcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co «dziś» się nazywa, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu” (Hbr3, 12-13). Jak pierwszym owocem nawrócenia jest wiara w stałą, miłującą obecność Boga w życiu, tak pierwszym skutkiem zatwardziałości serca jest odejście od Boga, utrata wiary w Jego obecność. Przychodzące do głowy myśli: „Boże, gdzie byłeś, gdy to trudne doświadczenie mnie dotknęło (choroba, śmierć bliskiej osoby, krzywda, zgorszenie…)?” mogą prowadzić do zwątpienia. W duchu wiary chcemy je przezwyciężyć.
Nawrócenie prowadzi nas do przemiany wewnętrznej (w języku biblijnym: metanoia), czego konsekwencją jest zmiana postępowania (epistrepho). Do takiej zewnętrznej zmiany postępowania, której przyczyną jest przemiana serca wzywał św. Piotr: „Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone” (Dz 3, 19). Jednym z wymiarów zmiany postępowania, oprócz odrzucenia grzechów, jest pełne zaangażowanie się w posługę chorym. To w misji wobec nich odkrywamy obecność Jezusa, w pochyleniu się nad cierpiącym odkrywamy na powrót godność dziecka Bożego otrzymaną na chrzcie świętym.
Zobacz całą zawartość numeru ►