Wzrastając pełnić wolę Ojca
Powołanie znajduje się właśnie tutaj: w miłości pomiędzy mną, a moim Bogiem. I kiedy Bóg staje się wszystkim… może prosić o wszystko, gdyż jesteśmy pewni, że otrzymamy stokroć więcej.
2015-05-02
Kiedy zadaję sobie pytanie, jak pełnić wolę Ojca, nasuwa mi się jedno: Bóg chce, bym kochała. Bym kochała przede wszystkim Boga, ale też siebie, moich najbliższych, ludzi mi obcych, spotkanych w sklepie czy na ulicy, tego, kto mnie skrzywdził czy zranił. Mam kochać każdego człowieka, bez wyjątku. Dlatego pełnienie woli Ojca jest takie trudne, bo trudno jest kochać, bo nie umiem kochać. Może wypływa to z tego, że przeważnie mylę miłość z dobrym samopoczuciem? A tymczasem miłość nie jest uczuciami i emocjami; one jej tylko towarzyszą. Miłość to decyzja mojej woli, by zawsze mieć na względzie dobro drugiego człowieka. Stąd w miłości ważne jest postępowanie cierpliwe, łagodne, czułe, ale i napominające, pouczające, zwracające uwagę. Miłość zawsze wiąże się z bólem i cierpieniem; po prostu – z krzyżem. Jeśli chcę pełnić wolę Ojca, muszę zgodzić się na krzyż w moim życiu. Ale krzyż to nie wszystko. W miłości jest też zmartwychwstanie. Ogrom radości i wypływająca z niej hojność w obdarowywaniu i otwartość w przyjmowaniu, jak u Dawida i Maryi.
Powołanie osobiste – tajemnicą jedności i integracji z sercem życia
Wszyscy, a szczególnie ci, którzy są zaangażowani w apostolstwo, pragniemy jedności i integracji życia. Prawdę mówiąc, najgłębsze wołanie serca, które w moim kierownictwie duchowym słyszę od ludzi zaangażowanych w apostolstwo, to krzyk o jedność i integrację: „Mam tyle do zrobienia w ciągu dnia, wieczorem jestem wyczerpany, roztrzęsiony, rozproszony. Tak bardzo chciałbym robić jedną rzecz, ale dobrze!” Czy nie jest prawdą, że im więcej postępujemy w dojrzałości i doskonałości, tym bardziej stajemy się prości? Jest to prostota, która nie zuboża, ale ubogaca przez skoncentrowanie się na tym, co głębokie.
Moja historia jest miejscem, gdzie Bóg mnie kocha i zbawia
Pierwszym i podstawowym krokiem jest zacząć kochać własną historię życia, podobać się sobie, takimi jakimi jesteśmy, przyjąć siebie jako dzieło miłości, a nie przypadku. Jeśli siebie nie kocham, nie mogę się przyjąć, zaakceptować i poczuć siebie jako daru, a tym samym nie mogę wejść w dynamikę „wezwania-odpowiedzi”. Jesteśmy zaproszeni, by obdarzyć się zaufaniem, dojrzewać w pozytywnym spojrzeniu na siebie, przyjąć z dobrocią to, co nas stanowi, zaczynając od własnej rzeczywistości, od rodziny, od przyjaciół. To wszystko poprowadzi nas w jednym kierunku: ku Bogu. Zaufanie jakim Bóg nas darzy, pozwala nam odkryć się jako od zawsze oczekiwanych, powołanych do życia po imieniu. Z tej ufności wypływa smak życia. Punktem wyjścia w pomnażaniu ufności jest przyjęcie bez rezerw naszych darów, życie zdolnością kochania i pozwalanie by nas kochano. Aby zaufać, trzeba pozwolić się kochać bez naszych „lecz” i „ale”. Nauczyć się być godnymi miłości to ciągła szkoła zadziwienia i otwartości na nowe.
Postawa poszukiwania
Przynależy do tego, kto chce zrozumieć i uczynić konkretnym własne zadanie w życiu, misję, do której czuje się wezwany. Konieczne jest, aby wewnątrz zrodziła się potrzeba konfrontacji z tym, o co wydaje się nam, że Bóg nas prosi, by zobaczyć czy się do tego nadajemy, czy też nie. Konfrontacja taka jest konieczna dopóki nie uczynimy wyboru. Nie mogę myśleć, że zostałem stworzony, aby być księdzem czy siostrą, bez bezpośredniej konfrontacji z tym szczególnym powołaniem (doświadczenie we wspólnocie).
Postawie poszukiwania przeciwstawiają się dwie kontrpostawy: szamotanie (raz tu, raz tam, poszukiwanie bez stałych punktów odniesienia; zależność od środowiska i mody); stagnacja (postawa braku poszukiwania, skoncentrowanie na sobie, przeżywanie życia „zaparkowanego” – bezruch, zablokowanie wobec prowokujących propozycji Boga, „nie widzę, nie czuję, nie chcę zobaczyć”.)
Postawa dyspozycyjności
Ta postawa pozwala „rozpocząć drogę”. Powiedzieć Bogu „tak” dając mu kredyt zawierzenia. W centrum już nie jestem ja, lecz Bóg. Przygoda wyboru powołania rozpoczyna się w momencie, kiedy odkrywamy, że Bóg jest naszym Towarzyszem drogi, że zawiera z nami przymierze, że kroczy u naszego boku. On, jest wszystkim i może poprosić o wszystko. Jest mało ważne, o co może poprosić. Najważniejsze jest doświadczyć bliskości Jego przymierza, miłości, którą nas kocha. Jedynie z miłości można czynić wielkie rzeczy dla umiłowanego. Powołanie znajduje się właśnie tutaj: w miłości pomiędzy mną, a moim Bogiem. I kiedy Bóg staje się wszystkim… może prosić o wszystko, gdyż jesteśmy pewni, że otrzymamy stokroć więcej. W tej żywej relacji coraz bardziej uczymy się odczytywać i interpretować znaki, które On nam daje. W centrum naszych zainteresowań nie ma już tego co „mi się podoba”, lecz jest to, co rozumiem, że jest moim dobrem. Przechodzimy wtedy od logiki wybieram, bo „to lubię” do logiki wybieram, bo „to jest dla mnie pożyteczne”. Stąd wypływa postawa ZAWIERZENIA BOGU, to znaczy bezwarunkowe oddanie się Jego woli. To znaczy uwierzyć, że jedynie On wie co jest dla mnie najlepsze, a to oznacza pełnię mojego szczęścia i nadanie sensu mojemu życiu.
Na zakończenie pragnę podkreślić, że bardzo ważne jest, aby każdy z nas CZYNNIE WSPÓŁPRACOWAŁ WE WŁASNYM WZROŚCIE. Istnieje logika odpowiedzialności, która przenika naszą rzeczywistość: moje osobiste powołanie nie zostaje mi dane jak pięknie opakowany prezent (już całe „gotowe”). Jako ewangeliczny człowiek, muszę wybrać się na poszukiwanie skarbu ukrytego w roli. Ważne, aby każdy zrozumiał czego nie może zabraknąć w jego osobistym wzroście. Każdy z nas doświadcza własnej niepowtarzalności, a jednocześnie odpowiedzialności stawania się tym KIM JEST. Wzrostu nie dokonuje się jednym „skokiem”. Trzeba wejść w logikę małych kroków, które pozwolą nam posuwać się do przodu. Wobec własnego procesu wzrostu potrzeba wiele wytrwałości, pasji, cierpliwości. Tylko w ten sposób dojdziemy do prawdziwego daru z siebie.