W szkole cierpienia

Cierpienie, akceptowane i świadomie przeżywane, może być szkołą kształtowania cnót i bodźcem rozwojowym.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2015-06-23

Cierpienie uczy pokory. Pokora jest życiem w prawdzie; jest zgodą na siebie i swoje miejsce w życiu. Jest również akceptacją relacji i zależności. Cierpienie uświadamia nam wieloraką zależność od innych, np. personelu medycznego, przyjaciół, rodziny, a przede wszystkim zależność od Boga. Im więcej cierpienia, tym większa świadomość, że sami nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb i tym większa zgoda na pomoc innych. Pokora jest przeciwieństwem pychy i źle rozumianej autonomii.

"Całe życie dążyłam do doskonałości. Kiedy wstąpiłam do Rodziny Matki Bożej Bolesnej a później do świeckiego zakonu Karmelitanek Bosych, gdy poznałam charyzmat i ideały, zaangażowałam się w nie całym sercem.   Stawałam się „coraz doskonalsza”. Niektórzy wprawdzie czasem przebąkiwali, że „nie chodzę po ziemi”, albo że „jestem nie do życia”, ale nie zwracałam na to uwagi. Uważałam, że najważniejsza jest moja doskonałość. Reszta się nie liczy. Przecież po to wstąpiłam do zakonu. Gdy zaczęły pojawiać się pierwsze konsekwencje mojego pracoholizmu w Stowarzyszeniu SM, ignorowałam je. Jeszcze więcej pracowałam i modliłam się, mówiąc, że „Bóg tak chce”. Jednak Bóg chciał czegoś innego. Pojawiły się kolejne pierwsze symptomy następnej choroby, jak się później okazało nieuleczalnej. Początkowo buntowałam się, nie mogłam zrozumieć dlaczego, przecież całe dotychczasowe życie oddałam Bogu. Służyłam Mu dniami i nocami. A On w zamian... Nie pomogły żadne tłumaczenia  kapłanów, przyjaciół... Zawzięłam się i zamknęłam w sobie. Jeżeli On tak nagradza przyjaciół, to nie chcę więcej takiej przyjaźni. Przyszły coraz większe cierpienia. A ja coraz bardziej otaczałam się szczelnym kokonem izolującym mnie od Boga i świata. Nie pomagały leki ani terapia. Cierpiałam fizycznie, psychicznie, a najbardziej - duchowo. Gdy „ból duszy” był nie do zniesienia, sięgnęłam po różaniec. Najpierw wsłuchiwałam się w jednostajnie powtarzane „zdrowaśki”. Sama nie byłam w stanie się modlić. Monotonia modlitw i cisza przed Najświętszym Sakramentem zaczęły powoli leczyć moją duszę. Zaczęłam sama odmawiać różaniec. Powoli odzyskiwałam smak adoracji i sens modlitwy. Zaczęłam rozmyślać nad sensem cierpienia, medytując nad Księgą Hioba. I wówczas przyszło światło. Zrozumiałam. Zrozumiałam siebie, moje cierpienie, moje dążenie do perfekcjonizmu duchowego i mój narcyzm w rzeczywistości bardzo daleki od Boga. Zaakceptowałam swoją śmiertelną chorobę. Bóg sprawił, że moje życie zmieniło się diametralnie. Po latach choroby i cierpienia jestem Mu bezgranicznie wdzięczna. Powoli zaczynam rozumieć miłość i moją drogę duchową. Nie wiem, ile życia zostało przede mną. Ale wiem, że największym darem, jakiego doświadczyłam do tej pory od Boga, jest moja choroba".

Cierpienie uczy męstwa, daje wewnętrzną siłę i moc, jest stalą dla duszy (F. Hogan). Niektóre formy cierpienia i bólu trwają latami. Osoby akceptujące cierpienie potrafią mężnie, a nawet heroicznie, znosić każdy rodzaj choroby i cierpienia oraz ich konsekwencje, np. liczne zabiegi operacyjne i trwałe kalectwo. Cnota męstwa pomaga również wspierać w cierpieniu innych. Człowiek cierpiący nie zamyka się wówczas we własnym świecie bólu, ale jest otwarty na innych, wspomaga ich, dodaje otuchy, nadziei, solidaryzuje się z ich cierpieniem.

Cierpienie może przybierać formy heroiczne, zwłaszcza w sytuacjach granicznych.

Cierpienie jest szkołą mądrości. W opowieściach chasydów czytamy: Pan nie zadowala się jedynie przebaczeniem naszych grzechów i daniem nam możliwości, byśmy się podnieśli. On chce nam dać zupełnie nowe życie. I właśnie w tym celu posyła nam nauczycieli, aby nas poprawiali, nauczali i oddziaływali na nas.

 Cierpienie uczy życiowej mądrości, życiowego realizmu, porządkuje hierarchię wartości, pomaga odnaleźć cel i sens życia. Cierpienie relatywizuje wiele, wydawałoby się przypadkowych i nieważnych, doświadczeń, które nie pozwalają patrzeć dalej i głębiej.

Cierpienie jest również drogą do kształtowania wolności. Zanika wówczas przesadny lęk przed oceną, kompromitacją bądź odrzuceniem. Przestają liczyć się takie "wartości" jak: sukces, bogactwo, kariera, ambicje, plany... Cierpienie denominuje ludzkie miary; człowiek odchodzi od myślenia "ziemskiego, światowego", staje się bardziej wolny, otwarty na świat duchowy. Oczywiście te doświadczenia nie od razu są udziałem człowieka cierpiącego. Zwykle wymagają dłuższego czasu, refleksji, medytacji, pokonywania oporu, buntu, "przełamywania siebie".

Czas cierpienia jest łaską, która może dopełnić pojednanie i przebaczenie. Potrzebujemy przebaczyć Bogu. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą winna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak z subiektywnego punktu widzenia oskarżamy Boga o cierpienie, chorobę, ból, zło. I w obliczu tych oskarżeń, pretensji, żalów trudno przyjąć postawę wdzięczności i miłości. Trzeba najpierw "przebaczyć Bogu Jego winę", by móc nawiązać z Nim przyjazne, bliskie relacje.

W czasie cierpienia, zwłaszcza dłuższego, przesuwają się w pamięci nie załatwione, niedopełnione sprawy; również zranienia i osoby, które zadały ból. Te wspomnienia i osoby wzmacniają cierpienie. Warto zauważyć, że w relacjach z innymi koncentrujemy się bardziej na odczuciach i potrzebach, niż na samych osobach, które Bóg stawia na naszej drodze życia. Dlatego nie jesteśmy w stanie przyjąć i docenić miłości, akceptacji, ciepła, serdeczności i uznania, które nam ofiarowują.

Żądamy miłości absolutnej, do której nie są zdolni. Ponadto zapominamy, że nie wszystkie błędy czy rany, które nam zadają, są ich winą. Czasami po prostu otwierają nasze stare, nie zagojone rany.

Czas cierpienia uczy wyrozumiałości i miłosierdzia. Uświadamia, że przebaczenie nie zawsze możliwe jest od razu. Nieraz, zwłaszcza gdy rany są głębokie, jest to długi proces, który wymaga czasu, cierpliwości, modlitwy, pracy duchowej. Cierpienie może być czasem dojrzewania do przebaczenia innym. Może być także ofiarowane w intencji pojednania i przebaczenia. Warto łączyć je z cierpieniem Jezusa i modlić się jak Jezus na krzyżu.

Godnym naśladowania przykładem przebaczenia jest postawa Jana Pawła II, który po zamachu 13 maja 1981 r. na placu św. Piotra w Rzymie powiedział: Modlę się za brata, który zadał mi cios i szczerze mu przebaczam. Następnie spotkał się z zamachowcem Mehmedem Ali Agcą, przyjął również na audiencji jego matkę i wystąpił z prośbą o ułaskawienie zamachowca.

Cierpiący papież Jan Paweł II pozostawił nam również inne przykłady przebaczenia. W Roku Jubileuszowym 2000 prosił o przebaczenie wszystkich grzechów i błędów Kościoła. Wymiar pojednania i przebaczenia miała jego jubileuszowa pielgrzymka do Ziemi Świętej, a zwłaszcza nabożeństwo w Yad Vashem czy kartka zawierająca modlitwę o przebaczenie włożona w Ścianę Płaczu w Jerozolimie.

Cierpienie prowadzi do wewnętrznego pokoju, który zaczyna się od przebaczenia sobie. Pojednanie i przebaczenie sobie jest najtrudniejsze. Nie potrafimy przebaczyć sobie błędów życiowych, grzechów, słabości, nie umiemy zaakceptować historii życia, obwiniamy innych i nie chcemy przyjąć odpowiedzialności...

Cierpienie wyzwala cnotę wdzięczności. W czasie cierpienia wszystko kręci się wokół nas, mamy tendencje do egocentryzmu, wydaje się, że nie istnieje nic poza własnym bólem, pojawia się rutyna i pretensjonalność. Skupiamy się wówczas na sobie, otaczamy szczelnym pancerzem, wyzwalamy i być może pielęgnujemy negatywne uczucia. Wdzięczność i poczucie humoru pozwala wyrywać się z destrukcyjnej "kontemplacji siebie". Pozwala zauważać codzienne dobro i miłość bliźnich, przyczynia się także do akceptacji cierpienia.

Cierpienie jest szkołą kształtowania cierpliwości. Cnota ta potrzebna jest zwłaszcza, gdy choroba się przeciąga, jesteśmy bezsilni, potrzebujemy opieki. Jest szczególnie cenna, gdy przychodzi moment starzenia się, ubywa sił, kurczy się czas życia. Do tego może dochodzi świadomość pozostania w cieniu albo nawet poczucie, że jest się niepotrzebnym, "zużytym przedmiotem". Dzisiaj nadmiernie, zwłaszcza w reklamie czy w mediach, podkreśla się wartość młodości. Ludzie starzy, którzy w przeszłości uważani byli za mędrców, dziś coraz bardziej są odsuwani na bok. I często żyją na marginesie społeczeństwa, w "domach spokojnej starości" lub samotnie. Jest to dla nich trudna lekcja cierpliwości.

Cierpienie pozwala bardziej intensywnie i świadomie przeżywać czas. Wszystkie banalne sprawy codzienności, zwłaszcza wartości materialne stają się wówczas względne; głębiej, intensywniej doświadcza się wartości duchowych.

Liczne przerzuty sprawiły, że lekarze  nie dają mi wiele szans na życie Po "naturalnych fazach" buntu, depresji, oskarżeń, agresji przyszedł czas refleksji.

Dziś z radością dzielę się  tym, co jest  najpiękniejsze w moim życiu.

Chcę jeszcze przed śmiercią towarzyszyć Jezusowi w męce i śmierci. Mimo że choroba bardzo się posuwa. "Teraz mogę odejść. Zasmakowałam już nieba.

Cierpienie rodzi umiejętność współczucia, współ-odczuwania. Dzięki niemu możemy dostrzec cierpienie drugiego człowieka, zrozumieć go, wczuć się spontanicznie w jego przeżycia, ból i gdy to jest możliwe, pocieszać go i wspomagać. Stare porzekadło głosi, że człowieka chorego nie zrozumie zdrowy, podobnie jak głodnego - syty. Doświadczenie własnego cierpienia rodzi wrażliwość i postawę samarytańską.

Bardzo ładnie mówił o niej Jan Paweł II: Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który "wzrusza się" nieszczęściem bliźniego. Jeżeli Chrystus, znawca wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwość serca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem. 

Cierpienie uświadamia pewne granice. Współczesna medycyna, psychologia, pedagogika czy nauki społeczne czynią gigantyczne wysiłki, aby uwolnić człowieka od cierpienia. Dążenia te są wynikiem naturalnego pędu życia i prawa powszechnego rozwoju. Powstają wizje "naturalnej nieśmiertelności". Jedną z metod jest krio-genika, stosująca hibernację, w nadziei ewentualnego "ożywiania ciał" w przyszłości. Metody kriogeniczne do tej pory nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Stąd decyzję na hibernację można zaliczyć do "chorób społecznych" i tragicznych prób walki o to, co nierealne.

Naturalnie, należy podejmować wysiłki dążące do wydłużenia życia i eliminacji cierpienia, ale wizje nieśmiertelności na ziemi są utopią. Raj na ziemi został bezpowrotnie utracony, a człowiek nigdy nie będzie Bogiem.

Mogę jedynie z trudem oddychać, myśleć i patrzeć – czasem zastanawiam się tylko, jak daleko patrzeć w przyszłość, bo to jest dla mnie nieznane. Wiem, że  życie człowieka jest kruche, a sprawność fizyczna szybko może zmienić swe oblicze.

Trwałym pozostaje to, co jest decyzją naszej woli – życie duchowe, które pozwoli cieszyć się  każdym nowym dniem i patrzeć w przyszłość z nadzieją. Jedynym trwałym oparciem  i ratunkiem jest Bóg. On jest bliski, dlatego pełna miłości do Niego zwracam się o pomoc.

Bóg zbliżył mnie też do siebie i umocnił moją wiarę. Każdy kolejny dzień zmagań z bólem i o odzyskanie sprawności to także egzamin  z wiary, nadziei i miłości.

Wierzę, że Bóg wyprowadzi dobro z tej trudnej sytuacji i pozwoli odkryć nową, lepszą drogę życia w Jego bliskości.

 

Autorzy tekstów, Teksty polecane, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024