Cierpienie - dar dla innych

Tak jak Chrystus cierpiał za nas, otwierając nam przez to bramy królestwa Bożego, tak i my, naśladując Jego miłość, możemy swoje cierpienia uczynić darem dla ludzi, których kochamy. 

zdjęcie: Jesse Schutt

2015-08-07

W łączności z Chrystusem możemy więc, swoim różnorakim doświadczeniem bólu, krzywdy, niesprawiedliwości, samotności czy niedostatku, zbawiać świat, wprowadzając w czyn wezwanie zapisane na kartach Nowego Testamentu: "Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe" ( Ga 6,2 ) Cierpiąc, możemy wynagradzać za grzechy ludzi żyjących, możemy także zadośćuczynić w ten sposób za skutki grzechów osób zmarłych cierpiących w czyśćcu.

CIERPIENIE MA SENS

Świat trwa, idąc wciąż za głosem natury; przyroda, rządząc się swoimi prawami, dba o każdy szczegół niezbędny, aby życie mogło toczyć się dalej. A nad wszystkim czuwa Bóg – nasz Stwórca i Dawca życia. Jednak pomimo tej świadomości do serca wdziera się niepokój, żal, a nawet lęk. Kiedy doświadczamy cierpienia i bólu, zaczynamy instynktownie się bronić, chcąc przed nimi uciec, jak małe bezradne dziecko. Taki odruch z pewnością jest naturalną reakcją. Cierpienie jest bowiem nieodłącznym towarzyszem życia każdego człowieka. Tylko że pojawia się ono w różnym czasie. Może nawet w takim, kiedy najmniej się go spodziewamy. Stąd właśnie rodzi się bunt i poczucie upokorzenia przed innymi ludźmi. Tak naprawdę nigdy nie jesteśmy w cierpieniu sami i nigdy nie jest ono pozbawione sensu, skoro zaistniało. Jezus, który najlepiej zna nasze serca i który prawdziwie doznał ogromu bólu i upokorzenia, nie dopuściłby, abyśmy nie mogli łączyć się z Nim w Jego męce. Jego łaska i oczyszczenie stają się wówczas naszym udziałem.

Wciąż traktujemy ten świat jak wieczność, a przecież prawdziwy Dom dopiero na nas czeka. Trzeba jednak do niego dojść, nabywając po drodze liczne cnoty i wartości potrzebne do zamieszkania w królestwie Bożym. Dlatego też nasza droga jest tak ważna. Nie można za bardzo się spieszyć ani zbyt lekceważyć czasu. Trzeba żyć pokornie, ale i z dumą, bo życie już samo w sobie jest wspaniałym darem i radością. Nie wolno tracić nadziei, dopuszczać do serca żalu i zniechęcenia. To nie my kierujemy naszą drogą, dlatego dajmy się prowadzić Temu, który zna ją najlepiej.

Jednak wykreowane przez ludzkość schematy często rządzą naszymi umysłami, a nawet sercami. Człowiek słaby, starszy zaczyna kojarzyć się z kimś innym, może czasem mniej potrzebnym. Czy jednak takie myślenie ma w ogóle sens? Przecież Bóg sam wyznacza początek i kres życia, niezależnie od naszych statystyk i upodobań.

Starajmy się iść przez życie dumnie, pełni nadziei, miłości i świadomości, że każdy jest kimś jedynym, niepowtarzalnym i wartościowym, skoro sam Bóg dał mu życie, a Chrystus odkupił jego winy. Drogowskazem na tej drodze niech będą słowa Ojca Świętego z encykliki Evangelium vitae: „Człowiek jest powołany do pełni życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu samego Boga. Wzniosłość tego nadprzyrodzonego powołania ukazuje wielkość i ogromną wartość ludzkiego życia także w jego fazie doczesnej”.

Cierpieć można tak samo, a jednak zupełnie inaczej

W setkach listów, które dostaję nieodmiennie gości strach. Muszę ich przekonywać, iż choroba lub starość, tak czasem podobne do siebie, wcale nie muszą być takie, jak wyglądają dla nich samych i dla wielu innych.

Zarówno choroba jak i starość są innymi stanami naszego życia i udziałem każdego człowieka; każdy człowiek musi zarówno zetknąć się z chorobą, jak i zestarzeć. To, jak reagujemy na oba te zjawiska zależy od nas samych. Bo, jak to czyni większość, możemy ulec strachowi i panice, zląc się tego, co się z nami dzieje i poddać się. Ale możemy tez postąpić zupełnie inaczej. Przyznam się, że bardzo mi imponują i wzruszają tacy, którzy wbrew własnym ograniczeniom, wbrew temu, co o nich sądzą inni, zarówno zdrowi jak i im podobni, ani zamierzają rezygnować z życia. I oto niewidomi malują obrazy pełne niezwykłego piękna, z porażonymi kończynami zdobywają szczyty, a wielu stanowi przykład zaradności i godnej pozazdroszczenia wiedzy. 

Ci wszyscy ludzie też cierpią i też mają świadomość swoich ograniczeń. Cóż zatem dzieje się takiego, że jedni się poddają, a inni nie. W dużej mierze pośród innych czynników, decyduje tu chęć życia. A ta nie zależy od zamożności, warunków życia, ani nawet sposobów jego widzenia. Bardzo często, częściej niż to sobie możemy wyobrazić, nasze życie jest po prostu takie, jakim chcemy go postrzegać. Na kopertach, które wysyłam do tych, którym odpowiadam na listy, zawsze zamieszczam słowa z Ewangelii św. Łukasza: "Beate, qui nunc fletis, quia ridebitis - Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, bowiem cieszyć się będziecie. Cokolwiek te słowa oznaczają, stanowią nadzieję dla wszystkich chorych i cierpiących, ale nigdy dla tych, którzy poddają się i rezygnują z życia. Od naszego urodzenia, życie jest nieustającą walką o przetrwanie. Gdy jesteśmy mali lub starzy, cześć naszych obowiązków przejmują inni: rodzice, opiekunowie - to zrozumiałe. Jednak w innych przypadkach, obojętnie jaki jest nasz stan fizyczny, mamy obowiązek żyć i sami o swoim życiu decydować.

Człowiek chory lub w podeszłym wieku potrafi lepiej niż ktokolwiek inny przez swoją większą wrażliwość przekazać innym uwrażliwienie na cierpienie. To, co może jedna babcia przekazać wnukom o starości, nie potrafi nikt inny na świecie. To samo potrafią ludzie chorzy, cierpiący. Ludzie tak wychowani nie potrafią być obojętni na cudze cierpienie, maja też wzorzec na wypadek, gdyby im samym przytrafiło się jakieś nieszczęście i zupełnie inaczej będą znosili niedomagania podeszłego wieku.

Czy nie warto więc, zamiast lęku, zwrócić większą uwagę na nas samych, na naszą postawę wobec choroby?

Pewna pani od paru lat żali mi się na swoją rodzinę, że odwrócili się od niej mimo, iż jest ciężko chora na nieuleczalną chorobę uniemożliwiającą jej samodzielny byt. Jak się później okazało, ona sama stała się agresywna i zbyt wymagająca. Bo strach rodzi agresję, a tej każdy jest niechętny. Inna chora na to samo i nawet ciężej, w niemal takiej samej sytuacji sprawiła, że ludzie do niej lgną, chętnie ją odwiedzają. Nawet dyrektor pobliskiej szkoły podstawowej, zmuszony był ją odwiedzić z zażaleniem, bo okazało się, iż cześć uczniów przychodziła do niej w czasie zajęć lekcyjnych. Jak się okazuje, mimo pozornej sprzeczności stwierdzenia, cierpieć można tak samo, a jednak zupełnie inaczej.

No i jeszcze jedno: nie tylko z własnego doświadczenia wiem, że ci nie poddający się i nie rezygnujący z życia lepiej i łatwiej docierają tam, gdzie pragną - do innych ludzi

CIERPIENIE W MOIM  ŻYCIU

 Wiele lat upłynęło odkąd dotknięta  zostałam cierpieniem szczególnie fizycznym. Zadawałam sobie pytania dlaczego tak? Dlaczego tak długo? A wewnętrznie czułam, że jest to czas mojego oczyszczania. Każda Msza święta, każda modlitwa, różaniec, każdy akt strzelisty ofiarowywałam w najróżniejszych intencjach. Choć był to czas trudny, pełen bólu i niepokoju to wydaje mi się, że jest to czas dobrze wykorzystany.  Ten okres bardzo odcisnął się w moim sercu.

Te przeżycia w jakimś stopniu przygotowały mnie do pracy w hospicjum.

Miałam  ciężko chorych terminalnie i będąc wśród tych ludzi patrząc  jak cierpią, jak przyjmują chorobę, jak się z nią godzą tylko mnie umacniały.

Choć nieraz mi bardzo ciężko, poprzez własne cierpienie fizyczne, to wiem, że jestem im potrzebna, każda chwila spędzona z chorym daje mi pewność, że służę cierpiącemu w tych ludziach Chrystusowi. Modlitwą i troską ogarniam ich by z cierpieniami i chorobą mogli żyć i czekać na wezwanie Pana.

Jeśli naprawdę chcemy pomóc drugiemu człowiekowi, musimy starać się wszelkimi sposobami umacniać w nim, a może nawet dopiero zaszczepić – wiarę w życie wieczne. Ale by przekazać tę wiarę, trzeba najpierw posiadać ją samemu. Aby rozmawiać z umierającym, trzeba naprawdę wierzyć, że jego życie się nie kończy lecz jedynie się zmienia i trzeba się modlić dla rozeznania – kiedy i jakich słów użyć, by tę wiarę przekazać. O ileż łatwiej rozmawia się  o chorobie i śmierci z osobą, która wierzy w zmartwychwstanie!

O ileż łatwiej stoi się przy łożu śmierci mając świadomość, że lekarze i personel medyczny nie przygotowali tej osoby jedynie na śmierć, ale na nowe życie!.....

Jeśli więc chcemy pomóc nie tylko nieuleczalnie chorym, ale wszystkim, którym zamazuje się sens ich życia, musimy na nowo rozpalić w sobie głęboką, prawdziwą i radosną chrześcijańską wiarę – w zmartwychwstanie i życie wieczne, wiarę wolną od przesądów  i niezdrowej dewocji, wiarę, która wskrzesza nadzieję, wbrew wszelkiej nadziei, wiarę, która pozwala nam powiedzieć z przekonaniem „NIE BÓJ SIĘ” Ty nie umierasz, Ty wchodzisz w życie!

 

Autorzy tekstów, Najnowsze, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024