Boża moc i czułość
Kiedy pojawia się Jezus ze Swoją interwencją, wówczas mija i ustępuje wszystko, co niszczy człowieka. Tylko od Niego płynie moc ocalenia.
2015-09-02
I Rok czytań
Łk 4, 38-44
Można by się zastanawiać na co dokładnie chorowała teściowa Piotra. Z ewangelicznego opisu wiemy tylko, że „leżała w gorączce”. Gorączka może towarzyszyć wielu chorobom: grypie, anginie, ospie czy różyczce. Zawsze jest sygnałem, że organizm walczy z jakimś „przeciwnikiem” – bakterią, wirusem, stanem zapalnym.
Często też o kimś kto jest niespokojny, poruszony, zabiegany i zajęty mnóstwem ważnych spraw mówi się, że jest „rozgorączkowany”. Ta gra słów może stać się kluczem do zrozumienia dzisiejszej Ewangelii.
Gorączka jest w tym ewangelicznym tekście pewnego rodzaju symbolem. Nie chodzi tylko o to, że teściowa Piotra miała gorączkę, bo cierpiała na jakąś chorobę. To pewnie też. Ale gorączka symbolizuje także wszystkie niepokoje człowieka – jego nieuporządkowania, nawyki, zmartwienia, słabości, obawy i lęki.
Do tego niepokoju, który trawi serce i często ogarnia całe życie człowieka – przychodzi Jezus. Czytamy u ewangelisty Łukasza: „On stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce i opuściła ją”. To piękny obraz, który pokazuje moc i zarazem czułość Boga. Jezus przychodzi z wielką delikatnością, subtelnością i taktem. Podnosi i wydobywa człowieka z tego, co sprawia, że leży on „rozłożony na łopatki”, z tego, co sprawia, że nie może podnieść się o własnych siłach.
W tym miejscu próbuję przypomnieć sobie wszystkie moje „gorączki”. Jakże ich wiele! Jakże bardzo trawią moje życie. Jak bardzo sprawiają, że nie ma we mnie życiowych sił. Do tych wszystkich „gorączek” przychodzi z mocą Jezus. Przychodzi jeśli Mu na to pozwolę. Przychodzi i podnosi jeśli tylko ufnie pochwycę Jego dłoń.
Jeszcze jeden istotny szczegół w dzisiejszej Ewangelii zwraca moją uwagę. Ewangelista pisze: „A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią”. Teściowa Piotra miała szczęście, że byli obok niej bliscy, którym jej los nie był obojętny. Miała szczęście, że powiedzieli o wszystkim Jezusowi, że do Niego zwrócili się o pomoc w jej sprawie. To piękny obraz modlitwy wstawienniczej.
Nie mogę w tym miejscu nie ogarnąć pamięcią wszystkich osób, które mówią o mnie Jezusowi i wytrwale proszą Go o pomoc w mojej sprawie. To często zapomniani albo bezimienni przyjaciele, którzy przed laty obiecali mi modlitwę. Nie pamiętam już ich twarzy, nie pamiętam okoliczności, w których się spotkaliśmy. Przechowuję ich jednak w pamięci serca i próbuję odwzajemniać ich miłość i dobroć.