W szkole bólu
Ból jest indywidualny, niepowtarzalny jak linie papilarne. Potrafi sobie podporządkować życie chorego z jego najbliższym otoczeniem. Niekiedy niewidoczny, dobrze skryty, znany doskonale choremu, nieuchwytny, niedościgły, ale obecny, czasem na krótko, czasem zadomowiony na stałe.
2015-09-15
O bólu
W co się ból może zmienić
w gniew w tupanie nogą
w otwartą książkę zamkniętą powoli
w modlitwę
płacz prywatny bo wprost do poduszki
list pisany pięć razy bez związku od rzeczy
milczenie przy stole
chodzenie tam i nazad dookoła prawdy
dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty
w to co niemożliwe-jeszcze nie ostatnie
w tę samą znowu miłość
kończącą się długo
pozwól więc Matko
niech dłużej boli
(Jan Twardowski: Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1945-1985. Warszawa: Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej. 1992. ISBN 83-85015-55-8, s.185)
Ból jest indywidualny, niepowtarzalny jak linie papilarne. Potrafi sobie podporządkować życie chorego z jego najbliższym otoczeniem. Niekiedy niewidoczny, dobrze skryty, znany doskonale choremu, nieuchwytny, niedościgły, ale obecny, czasem na krótko, czasem zadomowiony na stałe. Na ogół jest krępujący, bywa, że utrudniający życie, niezrozumiany, niechciany… Oprócz bólu fizycznego jest i ból duchowy. Ból, mimo różnych specyfików, sposobów na jego wyeliminowanie, staje się nieodłącznym towarzyszem, niby cień.
Zdaniem poety ból ma siłę kreatywną, ponieważ rządzi człowiekiem, zmienia go, wywołując przeróżne sytuacje. Twardowski wylicza w wierszu przykładowe obrazy związane z bólem, utwór składa się z odpowiedzi na pytanie (wyliczeń) w co się ból może zmienić.. I tak chory wpierw jest zaskoczony, zagniewany, oburzony (tupanie nogą, kojarzone z zachowaniem dziecka, niepogodzeniem się ze stanem chorobowym), dopiero z czasem przychodzi zmierzyć się z nim, twarzą w twarz. Wtedy szuka się wyjścia, sposobu na jego uśmierzenie, wypowiada mu się wojnę. Lektura odpada (chociaż tego się próbuje, a ta czynność wymaga skupienia). Zostaje modlitwa, choć ta też jest ogromnie wymagająca. Niekiedy sięga się po formułę listu, czyli dążenia do nawiązania kontaktu z drugą osobą; milczenie (bo co tu mówić), chodzenie (poeta używa przenośni: chodzenie tam i nazad dookoła prawdy, co może świadczyć o poznaniu (rozpoznaniu, uświadomieniu sobie) przyczyny, źródła bólu. Zostaje też płacz prywatny bo wprost do poduszki (epitet płacz prywatny jest bardzo odpowiedni), zwracający uwagę na fakt zmierzenia się z bólem osobiście.
Ból dyktuje pewne warunki. Wydaje się do opanowania, uruchamia emocje, dąży do nawiązania kontaktu z innymi, próby otwarcia się, wywołuje płacz, uświadamia bezsilność, osamotnienie (w wierszu to: milczenie przy stole; a stół jest centrum rozmów; dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty; tylko raz w utworze występuje zdrobnienie), zbliża do Boga. W kończącej wiersz apostrofie pojawia się prośba skierowana do Matki Bożej (Jej, Matce Bolesnej, nieobce jest cierpienie):
pozwól więc Matko
niech dłużej boli.
Ten ból zamieniony jest w miłość, co jednak wymaga znacznej dojrzałości, pokory (nazywana jest przecież matką olbrzymów przez Gilberta Chestertona) w szkole bólu. Można dopatrzeć się prośby o czas, ponieważ niech dłużej boli, oznacza mimo wszystko życie, jego akceptację. Ból to jedna z postaci życia. Niełatwa, stawiająca wysokie wymagania, jednak prowadząca do Boga. Życzmy sobie, by w trudnych chwilach móc powtórzyć za Leopoldem Staffem: „Znam gorycz i zawody, wiem co ból i troska. A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia” („Przedśpiew”).
Niewykonalne? Z pewnością niełatwe… Mimo to warto próbować.