Cała naprzód!

Małgorzata Stawczyk opowiada o swojej chorobie i o tym, że mimo codziennego zmagania się z trudnościami, wciąż z nadzieją czeka na najpiękniejsze chwile życia.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2015-10-30

REDAKCJA: W wieku zaledwie 5 lat dowiedziała się Pani, że cierpi na cukrzycę insulinozależną. Taka diagnoza z pewnością nie była łatwa do zaakceptowania.

MAŁGORZATA STAWCZYK: – Powiem szczerze, że wówczas w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia. Byłam małym dzieckiem i niewiele z tego rozumiałam. Moi rodzice natomiast, szczególnie mama, bardzo się przejęli.

Ale przyzna Pani chyba, że choroba znacząco wpłynęła na Pani dalsze życie i wymusiła w nim wiele zmian.

– Oczywiście. Początkowo rodzice wytłumaczyli mi tylko, że w moim organizmie „coś się popsuło” i z tego powodu już zawsze, trzy razy dziennie, będę musiała mieć robiony zastrzyk z insuliny. I to było coś, co naprawdę budziło mój strach – strzykawka i igła. Po prostu bałam się ukłucia i widoku krwi. To stanowiło dla mnie jedyny problem. Jeśli chodzi zaś o inne konsekwencje choroby czy związane z nią uciążliwości, to wówczas nie miałam o nich pojęcia. Wiele w tym względzie zmieniło się w okresie dojrzewania. Zaczęłam interesować się swoją chorobą, sporo czytając na jej temat. Ponadto w moim organizmie trwała burza hormonalna i ona poniekąd nasiliła dotąd mało dokuczliwe objawy cukrzycy. Mimo rygorystycznej diety, w krótkim czasie gwałtownie wzrosła moja waga i coraz częściej zdarzały się epizody niedocukrzenia. Lekarze musieli korygować dawki insuliny i pory robienia zastrzyków. Znacznie pogarszał się mój wzrok i byłam zmuszona nosić okulary. Dodatkowo pojawiły się także problemy z nerkami.

Czy mogła Pani wówczas, przy tylu ograniczeniach, normalnie chodzić do szkoły?

– Niestety nie. W czwartej i piątej klasie szkoły podstawowej miałam nauczanie indywidualne. Bardzo przeżywałam fakt, że nie mogłam codziennie spotykać się z koleżankami i kolegami z klasy. Przez moją chorobę byłam odizolowana od normalnego szkolnego życia i w krótkim czasie zaczęto mnie traktować jako kogoś „innego”. Nie wpływało to najlepiej na poczucie własnej wartości i sprawiało, że czułam się kimś gorszym od moich rówieśników.

– Wiem, że z czasem Pani sytuacja zaczęła się zmieniać.

– To był bardzo trudny i długotrwały proces. Upłynęło sporo czasu zanim zrozumiałam, że cukrzyca insulinozależna to nie koniec świata i że przestrzegając określonych zasad, można funkcjonować z tą chorobą prawie całkiem normalnie. Moja sytuacja zmieniła się w sensie mentalnym i dotyczyła podejścia do choroby. Musiałam przejść przez wiele bolesnych doświadczeń, by znaleźć się w obecnym momencie mojego życia. Dzisiaj mam 35 lat i jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem.

– Jest Pani także szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci.

– Tak, razem z moim mężem Krzysztofem jesteśmy rodzicami siedmioletniego Jasia i pięcioletniej Emilki. Właśnie moi najbliżsi sprawiają, że codziennie mam nowe siły, by odważnie walczyć z chorobą i nie poddawać się, gdy przychodzi trudniejszy czas. Poza tym mam w nich wielkie wsparcie i pomoc. Nie ukrywam przed dziećmi swojej choroby. Jaś i Emilka wiedzą, że jestem cukrzykiem i w razie potrzeby potrafią udzielić mi pomocy. Wśród najbliższych czuję się bezpiecznie.

– Lubicie razem spędzać czas i macie wspólne pasje.

– Tak! Największą naszą pasją jest rower i wszystko co z nim związane. Wspólnie wyjeżdżamy na wycieczki za miasto i tam trenujemy. Ja i dzieci póki co jeździmy rekreacyjnie, a mąż trenuje jazdę wyczynową. Daje nam to wiele radości i – co najważniejsze – pozwala wspólnie spędzać czas.

– Pani choroba nie jest przeciwskazaniem w uprawianiu sportu?

– Oczywiście muszę uważać bardziej niż inni, zdrowi ludzie, ale jeśli kontroluję poziom glukozy we krwi i mam przy sobie potrzebne leki, wówczas mogę czynnie uprawiać sport. Aktywność fizyczna jest wręcz wskazana w leczeniu cukrzycy. Pomaga utrzymać prawidłową masę ciała, ogólną sprawność organizmu, a także zmniejszyć insulinooporność, umożliwiając redukcję dawek insuliny. Chcę w tym miejscu podkreślić, że cukrzyca – choć jest poważną chorobą – nie stanowi żadnej przeszkody w aktywnym życiu i daje możliwość pełnego zaangażowania się w codzienne obowiązki zawodowe i rodzinne oraz pasje.

– Doświadczenie poważnej choroby było i jest dla Pani drogą niełatwą. Wymaga wielu wyrzeczeń, dyscypliny oraz odpowiedzialności. Kiedy jednak widzę Pani rozpromienioną twarz, dociera do mnie po raz kolejny, że choroba nie musi być koniecznie przeszkodą na drodze do szczęścia.

– Nie stawiam choroby w centrum mojego życia. W centrum mojego życia jest... samo życie. Choroba jest zaledwie dodatkiem do mnóstwa spraw, którymi się zajmuję i którym pragnę się poświęcać. Nie ukrywam, że w takim podejściu do sprawy pomaga mi także moja wiara. Wiem, że nie wszystko zależy ode mnie, że jest Ktoś mądrzejszy i silniejszy niż ja. Odkrywam, że moim zadaniem jest bycie dobrą żoną i matką i to zadanie staram się wypełniać najlepiej jak potrafię. Wciąż wierzę, że czeka mnie jeszcze wiele szczęśliwych chwil. Ciągle mam ochotę na więcej „życia w życiu”.

– Pozostaje mi tylko życzyć Pani, aby wówczas, gdy przyjdzie nieco trudniejszy czas w zmaganiu się z chorobą, nadal zachowała Pani w sobie tak wiele nadziei i radości życia.

– Bardzo dziękuję za te dobre słowa. Wiem, że jestem chora. Wiem, że może być różnie. Biorę pod uwagę fakt, że przyjdzie mi jeszcze pokonać wiele trudności. Mam nadzieję, że wystarczy mi wówczas roztropności, by dobrze ten czas wykorzystać. Wciąż jednak żyję nadzieją, nie obawami. Karmię się ufnością, nie lękiem. Póki starcza sił wsiadam na rower i... cała naprzód!


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, Miesięcznik, 2015-nr-11, Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024