Także apostołka cierpienia

Siostra Faustyna swoje życie złożyła w ofierze za grzeszników i z tego tytułu doznawała także różnych cierpień, aby przez nie ratować ich dusze. 5 października przypada jej wspomnienie.

zdjęcie: zgromadzenie.faustyna.org

2023-10-05

Apostołka Bożego miłosierdzia i sekretarka Jezusa Miłosiernego – to dwa tytuły, które najczęściej pojawiają się w związku z osobą św. siostry Faustyny Kowalskiej ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia. I chociaż historia jej życia jest znana i stale opisywana przez kolejnych autorów, wciąż jakby nieco pomija się obecny w jej życiu wątek cierpienia, które przecież bez skargi znosiła i składała Bogu w ofierze za innych, zwłaszcza za grzeszników.

Pierwsze pragnienia

Helena Kowalska przyszła na świat 25 sierpnia 1905 roku w okolicach Łodzi, w małej wiosce Głogowiec, w której nie było ani szkoły, ani kościoła. 27 sierpnia została ochrzczona w kościele parafialnym św. Kazimierza w Świnicach Warckich. Była trzecim z dziesięciorga dzieci właścicieli kawałka ziemi. Ojciec pracował dodatkowo jako stolarz, ale bieda była tak wielka, że dzieci chodziły do kościoła wtedy, gdy przypadała na nie kolej używania „świątecznych” ubrań. Kiedy Helenka zostawała w niedzielę w domu, zaszywała się w kąt sadu i odmawiała modlitwy z książeczki do nabożeństwa. Do szkoły chodziła zaledwie trzy lata. Z krótkiego okresu szkolnego wyniosła bolesne wspomnienie dzieci naśmiewających się z jej bardzo skromnych ubrań. Jednak w tym ubogim domu, mimo ciężkiej pracy, znajdowano czas na czytanie religijnych książek i na modlitwę.

Dobra i pracowita Helena dzieliła wówczas los wielu dziewcząt ze wsi: od 14. roku życia zarabiała na życie jako służąca, pomagając rodzinie w utrzymaniu się. Nie znajdowała w tym jednak pełnego zadowolenia, ciągle szukała swego powołania. Napisze później w Dzienniczku, że już w siódmym roku życia „usłyszała głos Boga w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego”. Gdy miała osiemnaście lat, owo zaproszenie skrystalizowało się w zdecydowany zamiar wstąpienia do klasztoru, który jednak z powodu braku zgody rodziców mogła zrealizować dopiero dwa lata później.

Nędzna dusza

Helena szukała dla siebie miejsca w wielu zakonach, ale wszędzie jej odmawiano. Dopiero 1 sierpnia 1925 roku zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej w Warszawie i tam została przyjęta. Jeszcze w tym samym miesiącu chciała opuścić to Zgromadzenie, gdyż wydawało jej się, że ma tam zbyt mało czasu na modlitwę. Wtedy Pan Jezus ukazując jej swe zranione i umęczone oblicze, powiedział: „Ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej i przygotowałem wiele łask dla ciebie”.

Została więc, jak nakazał jej Jezus. Zemdlała podczas uroczystości obłóczyn, na których otrzymała imię Maria Faustyna. Zapytana po tej ceremonii przez jedną z nowicjuszek o przyczynę omdlenia, odpowiedziała: „To nie było zemdlenie, to było co innego”. W Dzienniczku napisała o tym tak: „W chwili obłóczyn Bóg dał mi poznać, jak wiele cierpieć będę. Widziałam jasno, do czego się zobowiązuję. Była to jedna minuta cierpienia. Bóg znowu zalał moją duszę pociechami wielkimi”. Po nowicjacie – 30 kwietnia 1928 roku – siostra Faustyna złożyła pierwsze śluby zakonne. Potem nastąpił pięcioletni okres ślubów czasowych.

Mimo słabego zdrowia była częściej niż inne siostry przenoszona do klasztorów, gdzie brakowało rąk do pracy albo trzeba było zastąpić chorą siostrę w kuchni, piekarni czy ogrodzie. Pracowała w kilku domach Zgromadzenia, najdłużej w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc wyznaczone obowiązki. Gorliwie spełniała zlecone jej prace, wiernie zachowywała wszystkie reguły zakonne, była skupiona i milcząca, a przy tym naturalna, pogodna i pełna bezinteresownej miłości dla współsióstr.

22 lutego 1931 roku w Płocku doświadczyła pierwszej wizji Jezusa Miłosiernego. Potem Jezus objawiał jej się jeszcze wielokrotnie, przekazując orędzie miłosierdzia, które Faustyna spisywała w swoim Dzienniczku. Oprócz przełożonych i kilku spowiedników, nikt nie zdawał sobie sprawy z niezwykłości jej przeżyć. Wtajemniczeni zaś, którym zwierzyła się ze swych wizji, wcale nie odnosili się do niej przychylnie. Od spowiedników często słyszała: „Niech siostra sobie wybije z głowy, żeby Pan Jezus miał z siostrą tak poufale przestawać, z taką nędzną, z taką niedoskonałą. Pan Jezus tylko ze świętymi duszami obcuje”.

Cierpieć dla dobra dusz

Surowy tryb życia, słabe zdrowie i wyczerpujące posty, jakie sobie narzucała jeszcze przed wstąpieniem do Zgromadzenia, tak osłabiły jej organizm, że już w postulacie została wysłana do podwarszawskiego Skolimowa w celu podratowania zdrowia. Po pierwszym roku nowicjatu przyszły bolesne doświadczenia duchowe, a potem cierpienia moralne związane z realizacją posłannictwa, jakie otrzymała od Pana Jezusa. Siostra Faustyna swoje życie złożyła w ofierze za grzeszników i z tego tytułu doznawała także różnych cierpień, aby przez nie ratować ich dusze. W ostatnich latach życia wzmogły się u niej liczne dolegliwości organizmu: rozwinęła się gruźlica, która zaatakowała płuca i przewód pokarmowy. Z tego powodu dwukrotnie, po kilka miesięcy, przebywała na leczeniu w szpitalu na Prądniku w Krakowie. Pewien lekarz, Adam Silber, widział w niej nadzwyczajną pacjentkę: „Pacjentka jest bardzo chora, a jak przyjść do niej, zawsze uśmiechnięta. To wielka rzecz w bólu, w takim cierpieniu się uśmiechać”. Pozwalał jej chodzić na Mszę świętą, chociaż czyniła to z wielkim trudem. Zapytany, dlaczego dał takie zezwolenie, odpowiedział: „Bo to jest nadzwyczajna chora”.

W czasie pobytu w szpitalu siostra Faustyna wiele modliła się za Rosję i Hiszpanię (były to czasy wojny domowej w Hiszpanii). Prosiła szczególnie o pomoc Bożą dla Polski, która – jak to czuła – miała przejść przez straszne próby. 27 marca 1937 roku siostra Faustyna powróciła ze szpitala do krakowskiego klasztoru. Wbrew wszelkim przewidywaniom stan jej zdrowia wciąż jednak się pogarszał.

Nie każdy zdawał sobie sprawę, że siostra Faustyna wiele wycierpiała z powodu postawy niektórych sióstr, które twierdziły, że bardziej udaje chorą, niż jest nią w rzeczywistości. „Kiedy Bóg nie daje ani śmierci, ani zdrowia i to trwa latami – otoczenie przyzwyczaja się do tego i uważa, jakoby człowiek nie był chory. Wtenczas zaczyna się pasmo cichego męczeństwa. Bogu tylko wiadomo, ile dusza składa ofiar”.

Chwilami zdawało się, że cierpieniom siostry Faustyny nie ma końca. Można powiedzieć, że w ostatnich miesiącach życia niewiele było chwil, w których zakonnica mogłaby funkcjonować, nie doświadczając jakiejś formy bólu czy cierpienia. „Kiedy zapadła noc, cierpienia fizyczne zwiększyły się, a dołączyły się do nich cierpienia moralne. Noc i cierpienie. Uroczysta cisza nocna dała mi możność w swobodnym cierpieniu. Rozciągnęło się ciało moje na drzewie krzyża, wiłam się w strasznych boleściach do jedenastej. Przeniosłam się w duchu do tabernakulum i odkryłam puszkę, opierając swą głowę o brzeg kielicha, a wszystkie łzy spływały cichutko do Serca Tego, który jeden rozumie co to ból i cierpienie i doznałam słodyczy w tym cierpieniu i zapragnęła dusza moja tego słodkiego konania, którego nie zamieniłabym za żadne skarby świata. Udzielił mi Pan mocy ducha i miłości do tych, przez których przychodzi mi cierpienie”.

Nie żyjesz dla siebie...

Pan Jezus wybrał św. Faustynę do przekazania Kościołowi i światu orędzia miłosierdzia Bożego. Jej misja polegała przede wszystkim na głoszeniu prawdy o miłości miłosiernej Boga do każdego człowieka, nawet największego grzesznika oraz na szerzeniu form kultu Bożego miłosierdzia. Wiemy już, że siostrze Faustynie przyszło zapłacić wysoką cenę za podtrzymywanie iskry Bożego miłosierdzia, które miało rozprzestrzenić się na cały świat. Sam Jezus nigdy nie ukrywał przed siostrą Faustyną faktu, że będzie musiała ona wiele wycierpieć, by światu mogła objawić się chwała Boża i pragnienia Jego Serca. Kiedy pewnego razu siostra Faustyna skarżyła się Jezusowi podczas modlitwy, odpowiedział jej: „Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz. Z cierpień twoich będą korzystać inne dusze. Przeciągłe cierpienie twoje da im światło i siłę do zgadzania się z wolą Moją”.

Jedna ścieżka Siostra Faustyna Kowalska to skromna zakonnica, która nie tylko wypełniła zadanie przekazania światu prawdy o miłosiernej miłości Boga, ale także nie cofnęła się przed wymagającą drogą cierpienia, na którą została wezwana przez Jezusa. Zatem te dwie drogi – miłość i cierpienie – zbiegły się w jej życiu w jedną ścieżkę, która doprowadziła ją do świętości: „Im miłość nasza stanie się czystsza, tym ogień cierpień mniej będzie miał w nas do trawienia i cierpienie przestanie być dla nas cierpieniem – stanie się nam rozkoszą. Za łaską Bożą teraz otrzymałam to usposobienie serca, że nigdy nie jestem tak szczęśliwa jak wtenczas, kiedy cierpię dla Jezusa, którego kocham każdym drgnieniem serca”.

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2015-nr-12, Z cyklu:, Nasi Orędownicy, Najnowsze, bieżące

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024