Błogosławiona wina
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”
2016-01-16
II Rok czytań
Mk 2,13-17
W swojej bulli na trwający właśnie Rok Miłosierdzia papież Franciszek napisał między innymi: „Potrzebujemy nieustannie kontemplować tę tajemnicę miłosierdzia. Jest ona dla nas źródłem radości, ukojenia i pokoju. Jest warunkiem naszego zbawienia. Miłosierdzie: to jest słowo, które objawia Przenajświętszą Trójcę. Miłosierdzie: to najwyższy i ostateczny akt, w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie. Miłosierdzie: jest podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia. Miłosierdzie: to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję bycia kochanym na zawsze, pomimo ograniczeń naszego grzechu”.
Te piękne słowa przybliżające nam tajemnicę spotkania człowieka z Bogiem; spotkania możliwego jedynie dzięki Bożemu Miłosierdziu, przypomniałam sobie podczas czytania przypadającego na dziś fragmentu Ewangelii św. Marka. Opowiada on o spotkaniu – a właściwie dwóch spotkaniach – człowieka i Boga. Do pierwszego z nich dochodzi w komorze celnej, gdzie swoje niepopularne obowiązki celnika wykonywał pewien człowiek – Lewi, syn Alfeusza. Jezus, przechodząc obok, wstąpił do jego komory celnej. To On – Bóg – uczynił „pierwszy krok” i niejako „wprosił się” do życia Lewiego – grzesznika. „…I rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim”. Wkrótce po tym, „gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim” – doszło do kolejnego spotkania. Jezus spotkał się przy stole Lewiego także z innymi, podobnymi jemu ludźmi, uważanymi za grzeszników. Spostrzegawczego czytelnika Ewangelii ta sytuacja nie powinna dziwić. Można nawet powiedzieć, że Jezus z rozmysłem otaczał się słabymi, grzesznymi ludźmi. Większość tych, których uzdrowił z chorób ciała cierpiało również z powodu własnej grzeszności. Wielu więc dostąpiło również łaski rozgrzeszenia. W najbliższych otoczeniu Jezusa jest przecież stale spora gromada grzeszników: jest nie tylko Judasz, który w końcu dopuści się zdrady a następnie zwątpi w miłosierdzie Boże, ale jest i Piotr, który zaprze się Jezusa, i Tomasz, któremu z trudem przychodzi wiara w Jego zmartwychwstanie, jest i cała reszta, która w najważniejszym momencie obleje egzamin z odwagi, jest Maria Magdalena…
Obserwujący ucztę w domu Lewiego faryzeusze i uczeni w Piśmie, widząc Jezusa w otoczeniu celników i grzeszników, nie ukrywali swego zgorszenia i „mówili do Jego uczniów: «Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?»”. Odpowiedzi udzielił im sam Jezus: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”. Nie mogło być innej odpowiedzi. Gdyby lepiej wsłuchiwali się w Jego nauczanie, znali by te odpowiedź już od dawna. Jezus jest najbliżej tych, którzy Go najbardziej potrzebują – grzesznych, więc i słabych. Dość przypomnieć sobie Jego przypowieści o dobrym pasterzu i owcach, zwłaszcza tej uwięzionej w cierniach, symbolizującej każdego grzesznika, dla ratowania której Pasterz pozostawił całe stado.
Czytając tę przypowieść czy podziwiając zainspirowane nią obrazy przedstawiające Jezusa-Dobrego Pasterza tulącego do piersi zranioną owieczkę, czasem czujemy coś na kształt… zazdrości – zazdrości o tę niezwykłą bliskość, jaka łączy Boga z Jego stworzeniem – także, a może przede wszystkim – z tym słabym i grzesznym. To w tym kontekście najłatwiej zrozumieć problem „błogosławionej winy” i „bycia kochanym na zawsze, pomimo ograniczeń naszego grzechu".