Zostań świadkiem miłosierdzia
Jezus wprawdzie uszanował decyzję mieszkańców miasta, lecz nie pozostawił ich samych sobie. Zostawił im swojego nowego ucznia, wiedząc, że ludzie niekiedy potrzebują czasu, aby otworzyć się na miłość Boga. I potrzebują świadków. Dla mieszkańców Dekapolu był nim uwolniony przez Jezusa z władzy Złego dawny opętany
2016-02-01
II Rok czytań
Mk 5, 1-20
Dzisiejsza Ewangelia opisuje jeden z wielu cudów, którego Jezus dokonał podczas swej ziemskiej wędrówki. Większość z nich budziła podziw i zdumienie. Większość sprawiała, że coraz większe tłumy szły za Nim, że przybywało Jezusowych wyznawców, że świadkowie tych niezwykłych zdarzeń pragnęliby mieć Jezusa zawsze blisko siebie. Tak było na przykład z cudami uzdrowienia z rozmaitych chorób, przywrócenia do życia zmarłych, rozmnożenia chleba i ryb i nakarmienia nimi ponad 5 tysięcy ludzi… Ale były i takie, które niejako „przerastały” zwykłych ludzi, które budziły strach i grozę, niepokoiły i sprawiały, ze ich świadkowie woleliby się trzymac od tego wszystkiego z daleka.
Tak było z cudem, którego Nazarejczyk dokonał po drugiej stronie Jeziora Galilejskiego, w krainie pogan – Gerazeńczyków. Doszło tam do spotkania Jezusa z opętanym nieszczęśnikiem, którym zawładnął nie jeden, ale cały legion demonów, które w nim zamieszkały. Człowiek ten budził grozę w całej okolicy i nie było nikogo, kto mógłby i chciałby mu pomóc. Bo czy jakikolwiek człowiek jest w stanie sam, o własnych siłach, wygrać batalię z ojcem grzechu – z szatanem? Czyż może tego dokonać nawet najbardziej kochający ojciec, matka, brat czy przyjaciel człowieka opętanego? I nagle zjawia się Jezus, pozornie nie różniący się od innych ludzi, i jednym rozkazem, jednym gestem uwalnia nieszczęśnika, sprawiając, ze nawet demony są mu posłuszne.
Świadkami tej niezwykle dramatycznej sceny byli prości pasterze. W jednej chwili zobaczyli, jak ten niebezpieczny, silny nieludzką mocą dzikus mieszkający w grobach, którego być może przez wiele lat obawiała się cała okolica, przeistacza się w normalnego, spokojnego człowieka, takiego jak oni sami, jak pozostali mieszkańcy. Jakby tego było mało, w tym samym momencie pasąca się nieopodal prawie dwutysięczna trzoda świń zrywa się jak oszalała i biegnie jak na zatracenie stromym zboczem, by rzeczywiście skończyć życie na dnie jeziora.
Co mieli myśleć ci zwykli, prości ludzie? Czy można dziwić się ich przerażeniu, niepewności, lękowi? Nawet ich brak wdzięczności za uwolnienie współziomka specjalnie nie dziwi. Na wszelki wypadek wolą trzymać się z daleka od tej dziwnej sprawy i tego Człowieka, który uczynił to, czego przecież żaden człowiek nie potrafi…
Wieść o takim wydarzeniu oczywiście szybko rozniosła się po całym mieście. Gdy przybyli i zobaczyli opętanego wcześniej człowieka takiego, jakim już go nawet nie pamiętali - przyzwoicie odzianego i siedzącego spokojnie, ogarnął ich strach. Zwrócili się zatem do Jezusa i „zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic”.
Czasem zło jest tak silnie zakorzenione, lub nawet „oswojone”, że boimy się wymienić je na dobro. Zmiana wydaje nam się zbyt ryzykowna, a dobro zbyt wymagające. Często nie zdajemy sobie sprawy, że i my postępujemy tak lekkomyślnie, jak owi poganie, prosząc Jezusa, który przecież chce nam ofiarować swoje przebaczenie i miłosierdzie: „odejdź z naszych granic”.
Mogłoby się wydawać, że to… smutna Ewangelia, bo przecież Jezus uszanował życzenie tych ludzi i odszedł. tak jakbyodniósł duszpasterską porażkę. Ale to złudzenie. Myślę, że zbyt rzadko przyglądamy się ostatniemu akapitowi dzisiejszych czytań: „Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzeki do niego: «Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą». Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili”.
Jezus wprawdzie uszanował decyzję mieszkańców miasta, lecz nie pozostawił ich samych sobie. Zostawił im swojego nowego ucznia, wiedząc, że ludzie niekiedy potrzebują czasu, aby otworzyć się na miłość Boga. I potrzebują świadków. Dla mieszkańców Dekapolu był nim uwolniony przez Jezusa z władzy Złego dawny opętany. Dla nas to może być jakiś kapłan, przyjaciel, siostra. Dla kogos takim świadkiem miłosierdzia możesz być Ty albo ja.