„Jedynie” to bardzo wiele

Dzisiejsze Słowo Boże uświadamia mi, że owo „jedynie” to tak naprawdę bardzo wiele. „Jedynie” to czasem wszystko, co mam. „Jedynie” to często coś, na czym muszę zbudować wszystko od początku.

zdjęcie: Backgrounds.hd

2016-02-03

II Rok czytań
Mk 6, 1-6

Próbuję wyobrazić sobie co musiał przeżywać Jezus, który przyszedł do Swojego rodzinnego miasta, by nauczać, a ci, po których powinien był się spodziewać entuzjastycznego przyjęcia – zwyczajnie Go zlekceważyli. Z pewnością czuł to, co czułby każdy człowiek w podobnych okolicznościach. Smutek, zaskoczenie, niedowierzanie, może nawet gniew.

Ile to razy zostałam potraktowana jak powietrze? Ile razy poczułam się jak ktoś, kogo nie ma? Ile razy chciałam dobrze, a moje intencje zostały źle odczytane, potępione albo w ogóle niezauważone?

Jezusa z dzisiejszej Ewangelii rozumiem, jak rzadko kiedy. Jego sytuacja jest mi bliska i znana. Boleśnie czuję na sobie – podobnie jak On – drwiące spojrzenia ziomków i słyszę ukradkiem skrywany śmiech. Widzę, jak początkowo gęstniejący tłum słuchaczy, topnieje w oczach. Przerzedzający się kpiarze schodzą mi z drogi, mając już dawno wyrobione zdanie na mój temat. W momencie do oczu napływają łzy bezradności.

Co mam zrobić, aby cię przekonać, że warto poświęcić mi czas? Co mam powiedzieć, żebyś zaczął słuchać? Jak mam się zachować, abyś pojął, że nie ma we mnie żadnych złych zamiarów?

Jezus daje odpowiedź na te wszystkie znaki zapytania: „I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich (…) Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał”. Jezus wobec odrzucenia ze strony Swoich bliskich i sąsiadów robi tyle, ile w takich warunkach da się zrobić. Nie obraża się, nie odwraca się na pięcie. Robi tyle, ile może. To wielka sztuka, by w chwili odrzucenia nie unosić się dumą, ale robić swoje. Jezus mógł przecież popisać się jakimś spektakularnym cudem, by wszyscy wątpiący w Niego, wreszcie uwierzyli. Tymczasem On uzdrawia jedynie kilku chorych. Ale to „jedynie” jest dla mnie jak olśnienie. To „jedynie” pokazuje mi, że nawet w najtrudniejszych warunkach można czynić dobro. Nawet tych, którzy mnie już dawno ocenili i spisali na straty – ja przecież mogę kochać.

Odrzucenie ze strony tych, którzy są dla mnie w życiu ważni nieraz mnie już zmobilizowało do pracy i dobra. Nieraz odrzucenie było początkiem rewizji mojego zaangażowania w różne dzieła. I chociaż niezrozumienie za każdym razem bardzo mnie boli, to jednak dostarcza mi cennej wiedzy o mnie i o innych.

Dzisiejsze Słowo Boże uświadamia mi, że owo „jedynie” to tak naprawdę bardzo wiele. „Jedynie” to czasem wszystko, co mam. „Jedynie” to często coś, na czym muszę zbudować wszystko od początku. Najpierw muszę być wierna w małych sprawach i w małych zadaniach, by brać się za wielkie rzeczy. Najpierw muszę wykonać moje „jedynie”, by myśleć o czymś więcej.

Dziękuję dzisiaj za wszystkie odrzucenia, niezrozumienia i niesprawiedliwe oceny. Dziękuję za tych wszystkich, którzy we mnie nie wierzyli i nie wierzą. Dzięki nim wciąż na nowo dociera do mnie, że powinnam robić swoje. Możliwie najlepiej.

Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024