Orędownicy nadziei
Święci: Juda Tadeusz i Rita. Co sprawia, że ta dwójka tak różnych ludzi – kobieta i mężczyzna; on – jeden z wąskiego grona Apostołów samego Jezusa i ona – skromna mniszka z piętnastowiecznej Italii, wspólnie orędują u Boga w najbardziej dramatycznych sprawach ludzi na całym świecie?
2016-04-01
Któż z nas przynajmniej raz w ciągu swego życia nie usłyszał pokrzepiającego zdania: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego!”? Albo cytując je, nie próbował podnieść na duchu kogoś, kto stanął na granicy rozpaczy i zdawał się tracić wszelką nadzieję? Nadzieję na powrót do zdrowia ukochanego dziecka, matki lub ojca; na odzyskanie dobrego imienia i ostateczne zwycięstwo prawdy; na powrót niewiernej żony, nawrócenie córki czy wyzwolenie z nałogu alkoholowego ojca rodziny…
Wobec ilu podobnie trudnych sytuacji każdego dnia stają nasi bliźni, a może i my sami? Nikt nie ujmuje ich w statystycznych rubrykach, ale krzyczą o nich hospicja, gdzie żegnają się z życiem ci, których tak niedawno spotykaliśmy zdrowych i silnych. Mówią o nich oczy wpatrzone z nadzieją w nieobecne twarze tych, których życie medycyna nazywa już „tylko wegetacją”. Dowodzą tego złożone do modlitwy rączki dzieci, które pragną jednego: „żeby tatuś wrócił trzeźwy i nie bił już mamusi”… Ludzkie dramaty, a obok nich to jedno zdanie: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Bywa, że trudne sytuacje, nawet te najbardziej dramatyczne, mogą mieć też swój pozytywny aspekt; skutecznie odwracają naszą uwagę od spraw błahych i mało ważnych, zaś zbliżają do rzeczywistości Bożej. Na tej drodze mamy swoich „popleczników” – ludzi, takich jak my, którzy wybierając Boga zostali świętymi. Takich „mecenasów” mają również ludzie, którzy znaleźli się w szczególnie trudnym położeniu, tak rozpaczliwym, że utracili niemal wszelką nadzieję. Trochę przekornie nazywam tych świętych „orędownikami nadziei”, choć znani są także jako „patroni od spraw beznadziejnych”. Jest ich wielu, lecz do najbardziej popularnych i… „skutecznych” należą: św. Juda Tadeusz i św. Rita z Casci. Co sprawia, że ta dwójka tak różnych ludzi – kobieta i mężczyzna; on – jeden z wąskiego grona Apostołów samego Jezusa i ona – skromna mniszka z piętnastowiecznej Italii, wspólnie orędują u Boga w najbardziej dramatycznych sprawach ludzi na całym świecie?
Juda lecz nie Iskariota
O św. Judzie Tadeuszu niektórzy badacze twierdzą, iż wyrósł na patrona spraw niemożliwych do załatwienia z powodu niesprawiedliwości, której sam niegdyś doświadczał – zarówno za życia, jak i po śmierci. Łatwo się domyślić, że stało się to za sprawą jego imienia, z powodu którego często kojarzony był z Judaszem Iskariotą. A przecież nie zawsze miał okazję, by wyjaśnić, że wprawdzie jest Judą, ale nie tym, który zdradził swego Mistrza. Przypuszczenie, że z tego powodu nieraz musiała spotkać św. Judę przykrość zdaje się potwierdzać ewangeliczny zapis św. Jana, który cytując pytanie, jakie Juda zadał Jezusowi podczas Ostatniej Wieczerzy – natychmiast dodaje: „Rzekł do niego Juda, ale nie Iskariota”. Prawdopodobnie w odróżnieniu od Judasza Iskarioty miało także służyć nadanie Judzie przydomka „Tadeusz”. Można przypuszczać, że to właśnie z powodu swojego imienia również w pierwszych wiekach chrześcijaństwa apostoł ten nie cieszył się popularnością. Dopiero w okresie średniowiecza został niejako odkryty na nowo i otoczony czcią, na jaką zasługiwał jako jeden z Dwunastu, do tego – prawdopodobnie – spokrewniony z Jezusem. Przyczynili się do tego inni wielcy święci – św. Bernard z Clairvaux, który przed śmiercią prosił, aby pochowano go z relikwiami św. Judy Apostoła i żyjąca nieco później św. Brygida Szwedzka, której podczas jednego z objawień Pan Jezus polecił, by zwracano się do tego Świętego z większą ufnością. Od tej pory wierni z nawiązką zrekompensowali św. Judzie lata zapomnienia i niełaski. Niewielu jest bowiem świętych, których obdarzano większym zaufaniem i wiarą w skuteczność ich pośrednictwa u Boga. Niewielu jest też takich, których uczczono większą ilością zanoszonych przez ich wstawiennictwo modlitw. Do najbardziej znanych należą Nowenny, Litanie, Koronka, Różaniec ze św. Judą, ale także codzienna modlitwa o opiekę św. Judy Tadeusza, modlitwy dziękczynne za wyproszone łaski, modlitwy-prośby o nadzieję. Są i te bardziej szczegółowe; odmawiane w ciężkiej chorobie fizycznej czy psychicznej, w wielkim strapieniu, w problemach małżeńskich lub finansowych, po śmierci bliskiej osoby lub prośba o łaskę całkowitego zawierzenia Bogu.
U boku Jezusa
Co dziś wiemy o tym niezwykłym orędowniku ludzkich dramatów? Niemal we wszystkich jego biografiach powtarzają się dwie takie same informacje: był on jednym z dwunastu powołanych przez Jezusa Apostołów oraz uważany jest za niezwykle skutecznego orędownika w sprawach uznanych za beznadziejne. Pozostałe fakty różnią się w zależności od źródeł, na jakie powołują się poszczególni biografowie. Jego imię – Juda znaczy „chwała Jahwe” zaś przydomek – Tadeusz – z języka aramejskiego tłumaczy się jako „godzien czci”, „odważny”. Apostoł ten czasem nazywany bywał Judą Jakubowym i zapewne stąd oraz w oparciu o apokryfy bierze się przypuszczenie, że jako brat Jakuba – podobnie jak on – musiał być krewnym Jezusa. Mimo to Ewangelie wymieniają go na samym końcu listy Apostołów. Przytaczają też tylko jedną jego wypowiedź, skierowaną do Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy: „Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” (J 14, 22). Według Tradycji jest on autorem przedostatniej, krótkiej księgi Pisma Świętego – Listu św. Judy Apostoła – choć dziś bibliści mają i na ten temat podzielone zdania.
Choć tak niewiele wiemy na temat tego małomównego Świętego, a wśród autorów biblijnych i wczesnochrześcijańskich cieszył się on dużo mniejszą popularnością niż np. św. Piotr, św. Jan czy choćby „niewierny” Tomasz, jedno wszakże nie ulega wątpliwości: podobnie jak oni, Juda Tadeusz został powołany i wybrany przez Jezusa, był naocznym świadkiem wielu Jego cudów i słuchaczem Jego nauk. Towarzyszył Jezusowi podczas wesela w Kanie Galilejskim, był na Górze Błogosławieństw i w Betanii, nad jeziorem Genezaret, w Wieczerniku i w Ogrójcu. On także – podobnie jak pozostali Apostołowie – rozmawiał z Jezusem już po Jego zmartwychwstaniu oraz widział Go wstępującego do Nieba. Również i on, w dniu Zesłania Ducha Świętego, otrzymał szczególną moc, która pozwoliła mu świadczyć o Chrystusie i dla Jego imienia oddać życie. Na tle tych informacji wszystkie inne, mniej lub bardziej wiarygodne – jak np. ta dotycząca pokrewieństwa z Jezusem lub tego, że w chwili powołania był człowiekiem żonatym – nie mają już większego znaczenia.
Wskazujący na Mistrza
Na temat schyłku życia św. Judy Tadeusza w Martyrologium Rzymskim pod datą 28 października czytamy: W Persji zejście świętych Apostołów Szymona Kananejczyka i Tadeusza, nazywanego także Juda. Szymon głosił Ewangelię w Egipcie, a Tadeusz w Mezopotamii. Następnie obaj przybyli do Persji, a nawróciwszy bardzo wielu do Chrystusa, zakończyli życie śmiercią męczeńską. Ciało św. Judy Tadeusza zostało z czasem przewiezione do Rzymu i do dziś znajduje się w kaplicy Najświętszego Sakramentu Bazyliki św. Piotra. Prochy św. Judy wraz ze szczątkami Apostoła Szymona umieszczone zostały w urnie pod ołtarzem św. Józefa.
Fakt, że relikwie Świętego złożone zostały w kaplicy Najświętszego Sakramentu wydaje się mieć niemal symboliczne znaczenie. Tak jakby ten „zapomniany” Apostoł z właściwą sobie skromnością sam zadbał o to, by Jego czciciele oddawali chwałę nie jemu, lecz Jezusowi Chrystusowi. Do podobnej refleksji skłania również słynący łaskami obraz Świętego, który w roku 1938 namalowała Pia Górska: św. Juda odziany w purpurowe szaty trzyma w dłoniach mandylion przedstawiający twarz Chrystusa. Obraz umieszczono w Bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, w bocznej kaplicy, na tle dużo większego wizerunku Chrystusa. Cotygodniowe nabożeństwo do św. Judy Tadeusza odbywa się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem tak, że stojąca przed obrazem monstrancja odwraca uwagę od postaci Świętego.
Po przedstawieniu Jezusowi, za pośrednictwem św. Judy Tadeusza swoich próśb, wierni uczestniczą we Mszy odprawianej przy ołtarzu głównym w ich intencji, zaś zdający przyglądać się im z boku św. Juda Tadeusz od lat wstawia się za nimi. On wie najlepiej, że tylko Chrystus może przynieść człowiekowi radość i pokój w każdej, nawet najbardziej zagmatwanej czy po ludzku sądząc beznadziejnej sytuacji.
Niezawodny orędownik
Kult św. Judy Tadeusza jako orędownika w sprawach trudnych i beznadziejnych nasilił się w Europie w XVIII wieku. Zyskał on wtedy popularność również w Polsce, a jego kult jeszcze bardziej wzrósł w okresie dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej. W wielu kościołach naszej Ojczyzny odbywają się raz w tygodniu specjalne nabożeństwa ku czci św. Judy Tadeusza. Ma on też w Polsce swoje sanktuaria. Najsłynniejsze z nich znajduje się w Warszawie.
W ikonografii św. Juda Tadeusz przedstawiany bywa z mandylionem lub chustą z wizerunkiem Chrystusa, gdyż – zgodnie z legendą – cudownym obrazem oblicza Jezusa uleczył on niegdyś z trądu króla Edessy. Niektóre wizerunki pokazują go z płomieniem Ducha Świętego nad głową.
Do najczęstszych atrybutów Apostoła należą: pałka, maczuga oraz topór – narzędzia jego męczeńskiej śmierci.
Żona i matka
Czasy, w których przyszło żyć św. Ricie od okresu życia św. Judy Tadeusza dzieli niemal trzynaście wieków. Nie przeszkadza to jednak zupełnie ich czcicielom i tym wszystkim, którzy w sytuacjach pozornie nierozwiązywalnych z równą wiarą zwracają się do Boga za wstawiennictwem tych dwojga.
Rita, a właściwie Margerita (Małgorzata) co znaczy „perła”, urodziła się jako jedyne dziecko prostych i ubogich małżonków: Antoniego i Amaty Lotti, w Rocca-Porenie w gminie Cascia, prawdopodobnie w 1381 roku, lecz niewykluczone, że kilka lat wcześniej. Była wesołym, pogodnym, a zarazem pracowitym dzieckiem. Od najmłodszych lat z prostotą właściwą dzieciom kochała Jezusa, a z czasem jej wiara i miłość jeszcze się pogłębiły. Marzyła, że kiedy dorośnie wstąpi do zakonu, gdzie będzie mogła bez przeszkód wielbić Boskiego Oblubieńca. Niestety, kiedy miała zaledwie 12 lat, podeszli już w latach rodzice – zapewne pragnąc zabezpieczyć przyszłość córki – postanowili wydać ją za mąż. Małżonek młodziutkiej Rity okazał się człowiekiem bardzo porywczym, skłonnym do awantur i rozpusty. Trudno sobie wyobrazić ile upokorzeń ze strony takiego męża musiało spotkać młodziutką, wrażliwą dziewczynę – prawie dziecko. Rita starała się z pokorą znosić brutalne traktowanie małżonka i wszystko, co ją spotykało. Niewiele zmieniło się w jej życiu także wówczas, gdy urodziła dwóch synów – bliźniaków: Jakuba i Pawła. Mimo, iż w wychowanie dzieci wkładała całe serce, nie była w stanie wystarczająco wpłynąć na trudny charakter, który synowie odziedziczyli po swoim ojcu. Wprawdzie pod koniec życia temperament męża, prawdopodobnie za sprawą cierpliwości Rity, uległ znacznej poprawie, nie udało się jednak zapobiec nieszczęściu. Za sprawą zdrady swych przyjaciół mąż Rity został zamordowany. Tuż przed swą śmiercią zdążył jednak pojednać się z żoną, a także – za pośrednictwem Kościoła – poprosił Boga o wybaczenie wszystkich swoich win.
Także zakonnica
Niestety, równie porywczy jak ojciec synowie Rity, postanowili – zgodnie z prawem wendety – pomścić jego śmierć. Na nic zdały się prośby i błagania matki. Kiedy żadne jej perswazje nie odnosiły skutku, Ricie pozostało tylko jedno: błagać Boga, aby za wszelką cenę uniemożliwił jej dzieciom popełnienie zbrodni. Tą bolesną dla matki ceną okazało się ich życie; rok później obaj synowie Rity zmarli na dyzenterię (czerwonkę). Jedyną pociechą był dla niej fakt, że nie dopuścili się morderstwa.
Po śmierci męża i synów Rita postanowiła spełnić swe dziecięce pragnienie wstąpienia do klasztoru. Niestety, zakon św. Marii Magdaleny w Casci odrzucił jej prośbę, a właściwie przyjęcie Rity do grona sióstr uzależnił od pewnego, zdawało się niewykonalnego warunku: doprowadzenia do pojednania dwóch zwaśnionych rodzin i zakończenia wszelkich pomiędzy nimi sporów. Choć nikt nie wierzył, iż jest to możliwe, Ricie udało się tego dokonać. Miała wówczas 36 lat. Jedna z legend opowiada, że jej przyjęcie do klasztoru nastąpiło za sprawą cudu. Podczas snu została bowiem przeniesiona do klasztoru przez św. Jana Chrzciciela i św. Augustyna, zaś siostrom, które zastały ją rankiem w zamkniętym kościele, do którego w żaden naturalny sposób nie mogła się dostać, nie pozostawało nic innego, jak przyjąć Ritę do grona zakonnic.
Znosząc upokorzenia
W klasztorze sióstr augustianek św. Rita spędziła resztę swojego życia. Choć zamknięta w klasztornych murach, starała się służyć Bogu i ludziom, pozostając otwartą na ludzkie potrzeby i dramaty. Już za życia stała się orędowniczką tych, którzy potrzebowali modlitewnego wsparcia. W ich intencjach nie tylko się modliła, ale także podejmowała rozmaite umartwienia i posty. Ponieważ była analfabetką, spełniała w klasztorze najniższe posługi. Wszystko to ofiarowała w intencjach ludzi cierpiących, zwaśnionych czy przeżywających małżeńskie kryzysy. Bóg wysłuchiwał jej próśb, a jako szczególny dowód wybrania ofiarował jej… cierpienie. Rita zawsze z ogromnym nabożeństwem przeżywała Mękę Pańską. Jezus, spełniając jej prośbę, obdarzył ją cierniem ze swej cierniowej korony, który – choć niewidoczny dla ludzkich oczu – przez 15 lat boleśnie ranił czoło świętej zakonnicy. Nie było to jednak jedyne cierpienie, jakiego przyszło jej zaznać w klasztornych murach. Z powodu niezrozumienia doznała też wielu przykrości i upokorzeń ze strony innych sióstr. O jednym z nich wspomina pewna opowieść z życia św. Rity. Pewnego razu przełożona – zapewne aby upokorzyć Ritę – nakazała jej codziennie podlewać suchy patyk wbity w ziemię klasztornego ogrodu. Rita, nie zważając na kpiny, z niezmienną sumiennością wykonywała to bezsensowne polecenie przełożonej. Aż pewnego ranka, ku zdumieniu wszystkich sióstr, coś, co po ludzku sądząc było niemożliwe, stało się faktem: patyk zaowocował wspaniałym winnym gronem.
„Perła Umbrii”
Pan zabrał pokorną zakonnicę do Siebie 22 maja 1457 roku. Umierając na gruźlicę, odchodziła w opinii świętości, zaś nadzwyczajne wydarzenia, które miały miejsce przy jej grobie tuż po śmierci wkrótce zaczęły ściągać w to miejsce pielgrzymów przekonanych o jej świętości. Ten niezwykły pochód pątników trwa do dnia dzisiejszego. Bóg sprawił, iż mimo upływu czasu ciało Świętej pozostało nienaruszone. Zarówno cyprysowej trumny jak i złożonego w niej ciała św. Rity nie zniszczył nawet wielki pożar, choć doszczętnie strawił cały kościół.
Kult św. Rity zatwierdził już papież Urban VIII w 1628 roku. Trzeba było jednak czekać jeszcze wiele lat, zanim podczas uroczystej kanonizacji, do której doszło 24 maja 1900 roku, papież Leon XIII nazwał ją „drogocenną perłą Umbrii”. Odtąd już oficjalnie mogła odbierać cześć jako patronka w sprawach trudnych i beznadziejnych. Jest również opiekunką rozmaitych dzieł charytatywnych. W Polsce szczególnie ważnym miejscem kultu św. Rity jest klasztor sióstr augustianek w Krakowie, gdzie w kościele św. Katarzyny znajdują się jej relikwie.
Za co dziś szczególnie kochamy św. Judę Tadeusza i św. Ritę? Odpowiedź wydaje się oczywista. To oni – ci pokorni święci „drugiego planu” – przywracają nadzieję i pozwalają uwierzyć, że dla Boga wszystko jest możliwe. To oni pomagają pozbyć się lęku i poczucia opuszczenia, wzmacniają ludzką wolę, a struchlałe z bólu serca napełniają otuchą i – wcale nie tak rzadko – wyjednują ludziom zwracającym się do Boga dokładnie taką łaskę, jakiej pragną i potrzebują.
Zobacz całą zawartość numeru ►