Być jak ścierka
Jego pokorę i duchowość doskonale wyraża modlitwa znaleziona w dzienniku duchowym, który prowadził: „Jeżeli wolno prosić, to daj Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt”.
2017-01-27
We wsi Lugine na północnej Suwalszczyźnie, 13 kwietnia 1871 roku, w rodzinie litewskiego rolnika Andrzeja Matulajtisa i jego żony Urszuli, przyszło na świat ich ostatnie, ósme dziecko: Jerzy.
Trudne dzieciństwo
Dzieciństwo małego Jerzego trudno nazwać szczęśliwym. Już jako trzyletni maluch stracił ojca. Jako ośmiolatek zaczął uczęszczać do szkoły podstawowej w oddalonym aż o 5 kilometrów od Mariampola, jego rodzinnej wsi. Choć dziś trudno to sobie wyobrazić, ten mały, wątły chłopiec musiał codziennie pokonać dziesięciokilometrową drogę i to niezależnie od pogody. Częste w tym rejonie, nieraz dokuczające przez wiele miesięcy mrozy i śnieżyce, przysparzały dodatkowego trudu, co przy braku odpowiednio ciepłego odzienia z pewnością niekorzystnie wpływało na zdrowie chłopca. Na domiar złego, gdy miał zaledwie 10 lat, śmierć ukochanej matki pozbawiła go tak potrzebnego dziecku rodzinnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Dalszym wychowaniem chłopca zajął się jego starszy brat Jan. Był to człowiek niezwykle wymagający i to zarówno w stosunku do siebie, jak i do swego rodzeństwa. Znany był przy tym ze swej surowości, z powodu której młodziutki Jerzy przeżył zapewne niejedną trudną chwilę.
Pierwsze cierpienia
Na duchowe życie Jerzego w tamtym okresie wielki wpływ miał o. Wincenty Sękowski – ówczesny generał zakonu marianów. To on uczył go religii i przygotował do przyjęcia I Komunii świętej. Rozwijał też naturalną religijność i pobożność wszczepioną Jerzemu przez matkę. Choć z powodu kłopotów materialnych Jerzy często nie miał wymaganych podręczników, uważano go za pilnego i bardzo zdolnego ucznia. Podobnego zdania był Andrzej – starszy brat Jerzego studiujący na Uniwersytecie Moskiewskim. To on podczas wakacji pomagał mu przygotować się do egzaminu wstępnego do gimnazjum w Mariampolu.
Niestety, po kilku latach nauki Jerzy zaczął odczuwać ból w nodze, który z każdym dniem coraz bardziej przybierał na sile. Miejscowy lekarz, którego poproszono o konsultację, nie potrafił postawić właściwej diagnozy. Sądził, że chłopcu dolega zwykły reumatyzm. Kiedy wkrótce na nodze Jerzego otworzyła się brzydka rana, inny medyk skupił się wyłącznie na doprowadzeniu do jej zagojenia, nie zwracając zbytnio uwagi na to, że ból wcale nie ustępował. Dopiero dużo później okazało się, że Jerzy zapadł na gruźlicę kości, która miała mu już – raz z większą, raz z mniejszą intensywnością – towarzyszyć do końca życia. Choroba sprawiła nawet, że musiał posługiwać się kulami inwalidzkimi i przestał uczęszczać do szkoły. Na ile jednak pozwolił mu stan zdrowia, nie chcąc być dla brata ciężarem, pomagał mu w pracach gospodarskich i na roli. Pozostały czas wypełniał lekturą książek, wiele też godzin spędzał na modlitwie, zwłaszcza do Najświętszej Maryi Panny, którą – być może ze względu na swoje sieroctwo – od dziecka darzył szczególną miłością. Oddawał się również marzeniom, zwłaszcza jednemu, które – jak sądził – pozostanie nie zrealizowane: pragnął zostać kapłanem. Mimo, że wszystko, łącznie ze słabym zdrowiem, zdawało się stawać w poprzek temu pragnieniu, Opatrzność Boża okazała się silniejsza od wszelkich przeszkód.
Za głosem powołania
Po dwóch latach przerwy w nauce, rodzinną wieś odwiedził stryjeczny brat Jerzego – Jan Matulewicz – człowiek światły, profesor łaciny i greki w gimnazjum, uczący zarazem języka rosyjskiego w seminarium duchownym w Kielcach. To on stał się wkrótce powiernikiem ukrytych pragnień młodego Jerzego i jego doradcą. Mimo pewnych oporów starszego brata, w 1889 roku osiemnastoletni Jerzy opuścił rodzinną wieś i wraz z kuzynem udał się do Kielc, gdzie w ciągu dwóch lat udało mu się uzupełnić naukę w szkole średniej. Teraz już nic nie stało na przeszkodzie, by w 1891 roku poprosić o przyjęcie w poczet alumnów kieleckiego seminarium. W tym samym czasie zmienił, a właściwie spolszczył swoje nazwisko z Matulajtis na Matulewicz.
Nauka seminaryjna nie przysparzała Jerzemu żadnych trudności. Dzięki wewnętrznej równowadze, uczynności i pracowitości był powszechnie lubiany, zaś z powodu doskonałej znajomości łaciny koledzy obdarzyli go przydomkiem „Cicero”. Ponieważ w 1893 roku władze rosyjskie zamknęły seminarium w Kielcach, dalsze studia Jerzy Matulewicz kontynuował w Warszawie, gdzie mógł lepiej poznać polską kulturę, a potem w Petersburgu. Tam 31 grudnia 1898 roku przyjął święcenia kapłańskie i obronił tytuł magistra teologii, zaś doktorat uzyskał na Uniwersytecie we Fryburgu, w Szwajcarii. Po powrocie do Kielc do 1904 roku nauczał w kieleckim seminarium.
Tymczasem postępująca gruźlica kości coraz bardziej dawała o sobie znać, do tego stopnia, że w końcu w szpitalu w Warszawie musiał poddać się skomplikowanej operacji. Choroba jeszcze bardziej pogłębiła go wewnętrznie, nie była jednak w stanie skłonić go do próżnowania. Był przekonany, że skoro Bóg daje mu jeszcze siły, to po to, aby lepiej pracować dla Jego chwały.
Dzięki studiom we Fryburgu poznał społeczną naukę Kościoła, dlatego jeszcze podczas rekonwalescencji założył Stowarzyszenie Robotników Katolickich, by uchronić ich przed wpływami socjalizmu. Angażował się w pracę dydaktyczną i oświatową zarówno wśród robotników, jak i inteligencji. Ponieważ wskazywał na możliwości, a także konieczność szerzenia nauki Chrystusowej przez ludzi świeckich, zwłaszcza w środowiskach, do których kapłan miał utrudniony dostęp, uważany bywa za pioniera założeń Soboru Watykańskiego II dotyczących zwiększenia apostolskiej roli osób świeckich w Kościele.
W trakcie swego leczenia i rekonwalescencji zacieśniły się również jego kontakty z żeńskimi zgromadzeniami zakonnymi, z pomocy których niejednokrotnie korzystał jako pacjent, a których rolę w środowisku osób chorych do dzisiaj trudno przecenić.
Zakonnik i reformator
Gdy w 1907 roku obejmował Katedrę Socjologii w Akademii Duchownej w Petersburgu, coraz bardziej dojrzewał w nim zamiar odnowienia i zreformowania zakonu marianów, z którym od wczesnego dzieciństwa czuł się uczuciowo związany, a który władze carskie skazały na wymarcie. Dlatego też 29 sierpnia 1909 roku w Warszawie złożył śluby zakonne. Rok później marianie, którzy odtąd mieli być zgromadzeniem ukrytym, mieli już nową, ułożoną przez o. Matulewicza konstytucję. 28 listopada 1910 roku papież Pius X potwierdził regułę zakonu, który z niemal całkowitego niebytu wracał do życia. W 1911 roku Jerzy Matulewicz został jego generałem i kierował nim aż do swej śmierci. Za jego życia liczba zakonników wzrosła do 240.
Owocem wcześniejszych doświadczeń zdobytych w roli pacjenta szpitali, stały się też powołane po zakończeniu wojny Zgromadzenia Sióstr Ubogich Niepokalanego Poczęcia NMP oraz Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii. Swą opieką i wsparciem o. Jerzy otaczał także zakony założone przez bł. o. Honorata Koźmińskiego. W 1915 roku, gdy Rosjanie opuścili Warszawę, o. Matulewicz mógł już otworzyć na Bielanach jawny dom zakonny, a przy nim schronisko dla 200 bezdomnych dzieci. Aby utrzymać sieroty w trudnych latach wojny o. Jerzy gdzie tylko mógł żebrał o przydziały żywności, odzieży czy opału. Kiedyś na złośliwy zarzut, że powinien bardziej ufać Bożej Opatrzności zamiast się naprzykrzać, odpowiedział: „To jest prawda, że trzeba ufać Opatrzności Bożej, ale przecież Opatrzność Boża posługuje się dobrymi ludźmi”. I w ten dyplomatyczny sposób otrzymywał to, o co prosił.
Biskup wileński
W 1918 roku papież Benedykt XV mianował o. Jerzego biskupem wileńskim. Ta siedmioletnia służba okazała się najtrudniejszym okresem jego życia. Wielonarodowa ludność Wileńszczyzny była skłócona z powodu walk o własną państwowość. Narastały animozje między Polakami, Litwinami, Białorusinami, Rosjanami, Żydami i Niemcami. Papież sądził, iż biskupowi narodowości litewskiej, jednocześnie doskonale orientującemu się w specyfice polskiej może się udać pogodzić zwaśnione strony. Niesnaski te niekiedy przenoszono do świątyń. Biskup, na ile było to możliwe, starał się unikać zagłębiania w spory polityczne, podkreślając na każdym kroku wspólne dla wszystkich mieszkańców Wileńszczyzny przywiązanie do wiary chrześcijańskiej i uwypuklając to, co wszystkich łączy, a nie to, co dzieli. Do tego samego nakłaniał też innych kapłanów. W dziełach miłosierdzia jednakową troską otaczał zarówno katolików, jak i prawosławnych czy Żydów. W prześladowaniach, jakie stały się jego udziałem, przyjął dewizę św. Pawła: „Zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21). Ostatecznie, mimo kłopotów ze zdrowiem i wielu przykrości, których doświadczał – i to od każdej ze skłóconych stron – starał się być „wszystkim dla wszystkich”, a jego niewątpliwym sukcesem było umocnienie katolicyzmu w powierzonej mu diecezji.
W lipcu 1925 roku biskup Matulewicz został na własną prośbę zwolniony z obowiązków pasterskich, zostając biskupem tytularnym Aduli. Choć pragnął odtąd poświęcić się pracy dla zgromadzenia marianów, to już w grudniu tego samego roku, w duchu posłuszeństwa, przyjął nominację papieską na wizytatora apostolskiego na Litwie oraz godność arcybiskupią. Dzięki własnym staraniom, wspartym Bożą pomocą, udało mu się zorganizować życie katolickie w tym kraju i naprawić stosunki Litwy ze Stolicą Apostolską. 20 stycznia 1927 roku ukończył pracę nad projektem konkordatu i zdążył jeszcze napisać sprawozdanie dla Stolicy Apostolskiej.
Wkrótce poczuł się jednak bardzo źle. Poddano go natychmiastowej operacji wyrostka robaczkowego. Niestety, operacja nie powiodła się. 26 stycznia – świadomy, że odchodzi do Wieczności – przyjął Wiatyk. Prosił towarzyszących mu marianów: „Bądźcie zjednoczeni i pracujcie ofiarnie”. Zmarł 27 stycznia 1927 roku.
Pokorny sługa Kościoła
Do końca życia pozostał wierny słowom, które przed laty zapisał w swoim dzienniku duchowym: „Hasłem moim niech będzie we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym”. Jego pokorę i duchowość doskonale wyraża modlitwa znaleziona w tymże dzienniku: „Jeżeli wolno prosić, to daj Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej”.
Stosunek Jerzego Matulewicza do cierpienia – zarówno tego, którego od wczesnej młodości doświadczał za sprawą gruźlicy kości, jak i tego, którego przysporzyło mu ludzkie niezrozumienie – najlepiej oddają inne jego notatki: „Wezmę krzyż Twojego Syna, jaki raczył łaskawie na mnie włożyć i będę go dźwigał. O Jezu, niech się oddam Kościołowi Twojemu i ratowaniu dusz Twoją Krwią odkupionych, abym z Tobą żył, z Tobą pracował, z Tobą współcierpiał i – jak ufam – z Tobą współumarł i współkrólował”. W jego dzienniku można odnaleźć i taką radę: „Po co żyjesz na świecie? Przypominaj sobie, że po to, by Bogu służyć i spełnić Jego świętą wolę. A wolę Bożą pełnimy nie tylko pracując, ale i cierpiąc”.
Ciało Arcybiskupa, początkowo złożone w podziemiach katedry kowieńskiej, po kilku latach uroczyście przeniesiono do kościoła parafialnego w Mariampolu. Beatyfikowany został przez papieża Jana Pawła II w 1987 roku w Rzymie podczas uroczystości 700-lecia Chrztu Litwy. Kościół Powszechny wspomina go 27 stycznia, a jego świętość Bóg raz po raz potwierdza przez liczne łaski doświadczane za jego wstawiennictwem. Proszą o nie zarówno marianie i członkowie innych zgromadzeń, jak i ludzie chorzy – zwłaszcza cierpiący na choroby kości, a także osoby prześladowane czy szukające drogi do pojednania.
Zobacz całą zawartość numeru ►