Czytając znaki
Ciągle domagamy się czegoś od Boga: jakiegoś znaku, jeszcze jednego znaku… i jeszcze jednego. Tymczasem ważniejszy od znaków, jest czas wiary opartej na zaufaniu do Jezusa.
2016-07-18
II Rok czytań
Mt 12,38-42
„Nauczycielu, chcielibyśmy zobaczyć jakiś znak od Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza”.
Tak zaczyna się dzisiejsza Ewangelia, a my stawiamy sobie pytania: Kim byli ci, którzy dopominali się o jakiś znak od Jezusa? Czy nie dość im było znaków, jakie uczynił Jezus, nie dość było słów, jakie wypowiedział i cudów, jakich stał się sprawcą i których zapewne byli świadkami? Cóż to za dziwni ludzie! – myślimy. Na co jeszcze liczą?! Gdybyśmy to my byli na ich miejscu, mogli żyć w czasach Jezusa, mogli chodzić po Jego śladach, słuchać Jego nauki, doświadczać Jego miłości, być świadkami cudów, to…
No właśnie… Co? A może warto stanąć w prawdzie i zastanowić się, czy rzeczywiście różnimy się od ludzi tamtych czasów, także od tych, których Jezus określił surowym mianem „plemienia przewrotnego i wiarołomnego”? Ciągłe domagamy się czegoś od naszego Boga: jakiegoś znaku, jeszcze jednego znaku… i jeszcze jednego. Tymczasem ważniejszy od czasu znaków, jest czas wiary opartej na zaufaniu do Jezusa i Słowa, które głosi.
I my możemy jednak zawsze liczyć na jeden znak – znak Jonasza. To znak dla wszystkich. Także dla nas – „przewrotnych i wiarołomnych”. To znak „ostatniej szansy”, Boży podarunek. Obyśmy potrafili odpowiedzieć na niego jak mieszkańcy Niniwy – prawdziwym nawróceniem.