Usłyszeć na czas głos wołającego na puszczy

Dokonało się. Okazało się, że królewski „smutek”, podziw i zafascynowanie nauką proroka to jednak za mało, by wejść na drogę do nawrócenia.

zdjęcie: Canstockphoto.pl

2016-07-30

II Rok czytań
Mt 14,1-12

Dzisiejsza Ewangelia to nie tylko historyczny zapis męczeńskiej śmierci tego, o którym sam Jezus mówił, że „nie ma większego pośród zrodzonych z niewiast”. To także nie tylko opowieść o krwi, występku i namiętności. To nie sam opis przebiegłych intryg urażonej kobiety i skutków, jakie za sobą pociągnęły. To przede wszystkim świadectwo tragicznej walki, jaka toczy się w duszy upadającego człowieka.

Herod Antypas, syn Heroda Wielkiego, panował w imieniu Rzymian w Galilei i Perei od ok. 4 r. przed Chrystusem do 39 r. po Chrystusie. Był namiestnikiem części królestwa Heroda Wielkiego podzielonego pomiędzy Archelaosa w Judei, Filipa i właśnie Antypasa. Był więc Herod Antypas wasalem rzymskiego okupanta, a do tego także prawdziwym „skandalistą” swoich czasów. Nie tylko, że przejął od okupantów wiele pogańskich zwyczajów, ale także zawierał związki, które Prawo Mojżeszowe uznawało za kazirodcze. Tak rzecz się miała z jego romansem a później małżeństwem z Herodiadą, która była jego bratową, a dla której rozstał się ze swoją żoną. To był fakt powszechnie znany i jako taki dotarł również do uszu Jana Chrzciciela głoszącego swoje orędzie pokuty i nawrócenia. To orędzie kierował mężnie także możnych tego świata. Z tym orędziem zwrócił się i do Heroda, nawołując go do odwrócenia się od dotychczasowych, złych uczynków.

Herod przy całej swej ambicji i pysze, był człowiekiem inteligentnym. Nie był jeszcze wówczas człowiekiem całkowicie pozbawionym skrupułów moralnych. Słowa Jana Chrzciciela nie dawały mu spokoju. Owszem, był grzesznikiem, ale jeszcze miał sumienie, jeszcze próbował walczyć. To była walka pomiędzy własnym grzesznym pożądaniem i pychą a fascynacją Janem i jego nauką oraz wewnętrzną potrzebą odmiany swojego życia. Trudno rozsądzać, czy to Herod okazał się zbyt słaby, czy też pokusa była zbyt silna? A może po prostu zwyciężył zwykły strach – strach przed „utratą twarzy” – bo „co ludzie powiedzą”, strach przed utratą kobiety – bo tak by się chciało wierzyć, że jest się kochanym?

A pośrodku tego wszystkiego młodziutka Salome, narzędzie swojej matki, prawdopodobnie nie do końca świadoma roli, jaką przyszło jej odegrać w tym dramacie. „Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela”powie za namową matki. Ewangelista napisze: „Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posłał więc kata i kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce”.

Dokonało się. Okazało się, że królewski „smutek”, podziw i zafascynowanie nauką proroka to jednak za mało, by wejść na drogę do nawrócenia. Trzeba wewnątrz własnego serca usłyszeć na czas Twoje wezwanie do nawrócenia, Panie mój.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024