Absolutnie cudowny czas!
Kończy się Rok Miłosierdzia. Czy coś istotnego wniósł w nasze życie? Coś zmienił? Czymś zaskoczył?
2016-11-04
Pamiętam ten dzień. Wspólnota, której jestem częścią, miała właśnie swoje spotkanie, jak co roku w okolicy rocznicy odejścia do nieba Chiary Lubich, które nastąpiło 14 marca 2008 roku. Wspominaliśmy założycielkę Ruchu Focolari, już sługę Bożą, i uczestniczyliśmy w Eucharystii w intencji wyniesienia jej na ołtarze.
Przed Mszą świętą poszłam do zakrystii, by powiedzieć kapłanowi o „kościelnym newsie” dotyczącym ogłoszenia Nadzwyczajnego Roku Miłosierdzia; tak jak przypuszczałam jeszcze o nim nie wiedział. Pod koniec Mszy zapowiedział wydarzenie. Stałam się „dobrym posłańcem” czasu, który miał się rozpocząć 8 grudnia 2015 roku – w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – i zakończyć 20 listopada 2016 roku (od razu zapamiętałam tę datę, bo to urodziny jednego z naszych synów).
I poczułam w sercu radość. Może dlatego, że w ostatnich miesiącach, szczególnych dla nas z powodu poważnej choroby męża, często zaglądaliśmy do „Dzienniczka” s. Faustyny? A może też dlatego, że tak ważny jest dla mnie, od kilku dziesięcioleci, sakrament pojednania? A może jeszcze dlatego, że współczesny świat przeżywa – by użyć słów Chiary Lubich – „noc kultury”, a nawet więcej: „noc Boga”, czyli taki czas, w którym woła, często tego nieświadomy: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46) – jak Jezus konający na krzyżu? I woła w jakimś sensie z Nim… Ostatnio na Twitterze ktoś zamieścił parafrazę słów Benedykta XVI. To krótka definicja owej „nocy”, która może i powinna stać się światłem dzięki wierze i miłosierdziu: Wierzyć to w nocy świata dotknąć ręki Boga i tak w ciszy słuchać Słowa i dostrzegać Miłość. Ateizm, odejście od Dekalogu i w ogóle od wartości, konsumpcjonizm, życie „lekkie, łatwe i przyjemne” czy nawet tylko dążenie do niego… – szczeble prowadzące do oddalania się od Stwórcy i Jego zamysłu wobec każdego człowieka i całej ludzkości. Z drugiej strony Chrystusowe: „Gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J12, 32) – ten manifest miłości, a zarazem najwspanialsza obietnica i nasza nadzieja…
Kilka lat temu wzięłam udział w pewnej ankiecie na temat Kościoła. Chodziło m.in. o sugestie dróg ożywienia go, wzrostu wiary, poruszenia serc. Napisałam wtedy, że moim zdaniem trzeba zacząć od „pracy” nad sakramentem pojednania, nad jego dostępnością i sprawowaniem „z namaszczeniem”. Pisałam o stałych konfesjonałach – ich roli i potencjale. Kiedy zobaczyłam podczas Światowych Dni Młodzieży „aleję konfesjonałów”, w których w różnych językach świata kapłani rozdzielali Boże miłosierdzie, wzruszyłam się i przypomniałam sobie to moje dawne (i wciąż żyjące we mnie) pragnienie – by jak najwięcej osób mogło doświadczać Miłosierdzia Boga przez ofiarną posługę kapłanów.
Wywarło też na mnie duże wrażenie świadectwo Natalii podczas Światowych Dni Młodzieży – na czuwaniu w Brzegach. Pomyślałam, że jej spowiedź po latach, która miała miejsce w Łodzi w samą Niedzielę Miłosierdzia, została tak zaplanowana przez Opatrzność nie tylko dla niej samej – dla jej radykalnego nawrócenia, ale i dla tych młodych świata, którzy mogli wysłuchać tej historii w lipcu 2016 roku. Bo czas u Pana Boga się nie liczy, jest „wiecznym teraz”.
To dotyczy każdego
8 grudnia 2015 roku na portalu gosc. pl Franciszek Kucharczak zamieścił felieton zatytułowany „Zaczęło się”. Za zgodą autora przekazuję obszerne fragmenty tego tekstu, bo – jak sądzę – dla wielu stał się proroczy. Każdy dostał poprzez ten rok szansę, która wciąż jest do wykorzystania. Pierwsze zdanie felietonu brzmi: „Od dziś będą się działy nadzwyczajne rzeczy. To dotyczy każdego”. A dalej jest tak:
„Będą niezliczone tłumy takich, którzy uświadomią sobie, że są wolni od nałogów, depresji, obsesyjnych myśli, natręctw. Wielu ludzi trwale zmieni swój sposób myślenia, wielu zacznie funkcjonować zupełnie inaczej – dalece lepiej niż do tej pory. (…) Smutni się uśmiechną, słońce zaświeci ponurym. Rozpadną się złe związki, zejdą się małżeństwa. Rozbite rodziny się poskładają, przebaczą sobie skłóceni. Złodzieje oddadzą co ukradli, oszczercy odwołają złe słowa. Wielu, wielu odnajdzie szczęście, o jakim nawet nie marzyło, poznają rzeczywistości duchowe, jakich istnienia nawet nie przeczuwało. Znajdą prawdziwie przyjacielską wspólnotę z ludźmi i poznają Kościół, którego nie znali. I rzucą się w ramiona Boga, bo wreszcie zobaczą, że one cały czas były dla nich otwarte.
To wszystko działo się i wcześniej, ale teraz będzie tego więcej, dużo więcej. To pewne. Bo Nadzwyczajny Rok Święty, który się właśnie zaczął, jest darem łaski. Przypomniał o tym papież Franciszek, otwierając Drzwi Święte. (…) W zwykłym czasie też dzieją się cuda łaski, ale w Roku Świętym następuje wzmożenie łaski, coś, co opisywała św. Faustyna słowami: «wysilają się wnętrzności Bożego Miłosierdzia».
I to się naprawdę dzieje. To dlatego już dziś wielu czuje duchowe napięcie, radosne oczekiwanie na coś, czego nie rozumieją. Być może dziś wieczorem, a może jutro rano, usłyszą słowa (z radia, z ambony, z ulicy – wszystko jedno), które ich poruszą dużo bardziej niż kiedykolwiek poruszały ich jakieś słowa. Może Bóg przemówi do nich uderzającym fragmentem z książki, którą czytają, może powali ich na kolana jakiś gest, jakiś napis na ścianie, jakieś hasło na bilbordzie. Różnie będzie, ale zawsze niespodzianie, zawsze z zaskoczenia, bo Bóg jest twórczy i nigdy się nie powtarza – a jednak zawsze chce powiedzieć: kocham Cię. Zawsze to mówi, ale od dziś, dzięki łasce związanej z decyzją Kościoła, Jego głos będzie lepiej słyszalny. To jest Rok Święty”.
Bóg nas szuka
Ten rok się kończy. Myślę, że każdy z wierzących w Jezusa mógłby zaświadczyć, jak wielkie jest Miłosierdzie Pana. I więcej – wielu dotąd dalekich od Boga, tak jak sugeruje powyższy tekst, też mogłoby to uczynić. Ci natomiast, którzy jeszcze nie zwrócili się do Stwórcy, bo nie znają Go albo na razie nie chcą znać, zapewne w jakiejś chwili zostaną odnalezieni. Co znaczy: odkryją, że Bóg zawsze ich szukał i kocha jak najlepszy ojciec i najlepsza matka. Po to był ten rok. I po to będzie – tak naprawdę – trwał. Bo przecież u Boga tysiąc lat jest jak jeden dzień, a jeden dzień jak tysiąc lat. I jeden rok – jak wieczność, a zarazem jak każda chwila!
Poprosiłam kilka osób różnego stanu, młodszych i starszych, o świadectwa na temat tego niezwykłego roku. Oto one. Powiedzmy: „wybrane losowo”. Widać w nich wyraźnie, że był to czas doświadczania miłosierdzia od Boga i od drugiego człowieka, ale jednocześnie, co pokazuje doskonale pierwsze świadectwo, czas okazywania miłosierdzia bliźnim – czyli zapominania o sobie. Czytając wyznanie Józefa, uświadomiłam sobie, jak rzadko myślałam o tym roku w tej optyce, bardziej koncentrując się na miłosierdziu otrzymanym niż na potrzebie ofiarowywania go spotykanym ludziom.
Wyjście z „bezpiecznych kolein”
Józef: W Roku Miłosierdzia skoncentrowałem uwagę na życiu małżeńskim i pracy zawodowej. W jednym i drugim środowisku spotykam Drugiego. W małżeństwie – żonę, to oczywiste. Znaną od wielu, wielu lat. W miejscu pracy ludzi, których zachowania i reakcje potrafię przewidzieć z zamkniętymi oczyma. Największą przeszkodą przy wprowadzeniu zmian były moje przyzwyczajenia, rutyna, odruchowe poruszanie się w „bezpiecznych, starych koleinach”. Cóż, mam wrażenie, że w małżeństwie często udawało się „znosić” wady żony. Do „znoszenia siebie nawzajem” zachęcał św. Paweł w Liście do młodej wspólnoty chrześcijańskiej. Przyznaję jednak, że nie było to łatwe. Natomiast w pracy wiele razy starałem się okazywać sympatię innym jako pierwszy – bezinteresownie. Były to drobne, serdeczne gesty w zwykłych sprawach. Doświadczałem wzajemności i czegoś w rodzaju rozjaśnienia klimatu wzajemnej relacji.
Dodaje mi odwagi
Barbara: Na szczęście Rok Miłosierdzia jeszcze się nie skończył. Przyniósł mi przede wszystkim nadzieję na pozytywne rozwiązanie wielu spraw osobistych, rodzinnych. Dodaje mi odwagi w codziennym życiu.
Nie traćmy dłużej czasu
Roksana: Rok Miłosierdzia to dla mnie przypomnienie o nieprzemijającej nadziei i Miłości Boga wobec każdego człowieka. W dzisiejszych czasach, które kojarzą mi się z „wyścigiem szczurów”, tak często zdarza nam się zapominać o tym, co najważniejsze, o tym, do czego zmierzamy, o tym, czego tak naprawdę pragniemy. Myślę, że prawdziwym pragnieniem każdego człowieka jest życie w zgodzie z własnym sumieniem i odczuwanie Bożej obecności, bliskości i przebaczenia. W moim odczuciu codzienność przestaje być „szara”, jeśli czuję Bożą Miłość, która nadaje kształt mojemu życiu. Rok Miłosierdzia zwraca uwagę na to, że Bóg zawsze na nas czeka, niezależnie od tego, jak bardzo się pogubiliśmy, ile błędów popełniliśmy. Bóg jest nam gotów zawsze przebaczyć, jeśli tylko szczerze żałujemy. Nie traćmy dłużej czasu. Pozwólmy Bogu działać, a sobie – być szczęśliwymi ludźmi.
Rok Miłosierdzia oznacza dla mnie także zostawienie za sobą przeszłości, niezależnie od tego, co się kiedyś wydarzyło, i rozpoczęcie drogi życia od nowa. Z Bogiem. Z Nim wszystko jest możliwe.
Bóg pozwolił mi być świadkiem cudu
X. O: Drewniany kościółek „na końcu świata”. Czerwiec, trwa właśnie nabożeństwo. Siadam w konfesjonale. Słucham śpiewu, modlitwy z prośbą o nawrócenie grzeszników. W tym momencie wchodzi człowiek, który nie pasuje do otoczenia. On jest „nowoczesny”... Klęka, modli się. Nie znam go. Nie znam jego historii. Nie wiem, jak dalej potoczyło się jego życie. Wiem, że Bóg pozwolił mi być świadkiem cudu. Ten człowiek wraca do „domu rodzicielskiego”, aby nie zginąć „z nędzy i głodu”, a ja mogę w tym uczestniczyć.
Bądź miłosierna… dla siebie
Jolanta: Rok Miłosierdzia jest dla mnie szczególnym czasem. Jest to rok bardzo trudny dla nas, gdyż przeżywamy w naszej wielodzietnej rodzinie jakiś wielki upadek finansowy, wpadliśmy w spiralę zadłużenia i nie potrafimy się z niej wyratować. Ograniczamy, co się da, staramy się panować nad sytuacją jak tylko się da i oczywiście pracujemy ile się da. Ponieważ nie jest to sytuacja nagła, gdyż od dawna narastała, wielokrotnie i na różne sposoby zwracaliśmy się do Boga o ratunek i mieliśmy poczucie opuszczenia, a nasza nadzieja tliła się, wisiała na włosku. Było wiele frustracji i poczucie zawiedzenia. Jak to? Nasz Bóg, który ma wszystko i jest naszym Tatą, nie biegnie nam z pomocą? W tym Roku jednak jest zupełnie inaczej. Mimo braku rozwiązania sytuacji, paradoksalnie przeżywamy wysyp łask Bożych i rozkwit nadziei na Opatrzność Bożą, pewność opieki Bożej jak nigdy dotąd. To wielki dar Boży. Nigdy w życiu nie czułam się tak kochana przez Boga, jak teraz. Nie panikuję, nie poddaję się strachowi, tylko z całego serca, mówię: „Jezu, ufam Tobie” – i naprawdę Mu ufam! Jednak ta ufność nie jest moją wypracowaną umiejętnością, efektem godzin modlitw, nie mam w niej zasługi – to czysta łaska Boża, dar! Podskórnie czuję, że to dar wynikający z Roku Miłosierdzia, ze strumienia łask, które na świat w tym Roku spływają. I to, co powiem, zabrzmi może dziwnie, ale o wiele bardziej tego potrzebowałam aniżeli rozwiązania finansowego, a ufam, że i ono nadejdzie.
W tym Roku przeżyłam też zaskakującą spowiedź, która bardzo wiele zmieniła w moim życiu. Po wyznaniu moich grzechów, które w dużej mierze dotyczyły braków miłości bliźniego, usłyszałam od księdza, że większość z nich wynika z tego, iż nie jestem miłosierna dla siebie. Dla siebie? Tak, jakże mam wysokie wymagania, małą wyrozumiałość dla słabości, duży stopień osądzania się i krytycyzmu, z niewielu rzeczy jestem tak do końca zadowolona. Bóg mnie wzywa, żebym była miłosierna dla siebie, zwłaszcza w tym Roku Miłosierdzia; żebym w każdym „Ojcze nasz” w słowach: „i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” uwzględniła też samą siebie. Wtedy będę w stanie być bardziej miłosierna
dla innych. Bardzo to zmieniło moje odniesienia do bliźnich. Okazało się to bardzo dziwną (bo sama z siebie nigdy bym tego nie wymyśliła, gdyż wydawałoby mi się to tak samolubne!) i otwierającą na Miłosierdzie Boże drogą.
To jest absolutnie cudowny Rok! Cudowny, bo tak obfitujący w cuda, te widoczne i te niewidoczne dla oczu.
Poczułam w sercu
Na koniec i moje małe świadectwo. Również związane ze spowiedzią. Od młodości – czasu dojrzałej wiary – potrzebowałam częstej spowiedzi i starałam się o nią dbać. Z czasem stwierdziłam, że wierność temu sakramentowi jest łatwiejsza dzięki posłudze stałego spowiednika. Pierwsi pojawili się jakoś naturalnie i naturalnie odchodzili (bo, na przykład, byli wikarymi w parafii). Później przyszedł czas modlitwy o spowiednika. Za każdym razem była to modlitwa wysłuchana – chociaż czasem „trochę” to trwało. W tym roku, Roku Miłosierdzia, towarzyszył mi mądry i pobożny kapłan (jak podkreślała św. Teresa z Avila – mądrość jest nawet w tym przypadku ważniejsza; oczywiście ta „Boża mądrość”). Jednak latem, z powodu zmian w diecezji, straciłam mojego księdza. Przyznam, że po ostatniej spowiedzi popłynęła łza, której się nie wstydziłam. Ale też od razu – modlitwa: o nowego kapłana, który będzie mi pomagał w drodze do Boga i z Nim, w codzienności takiej, jaka jest. I stała się rzecz dla mnie zadziwiająca: dostałam go w niespełna tydzień! Usłyszałam homilię – nieznajomego i bardzo młodego księdza – i poczułam w sercu, że to on. Mąż potwierdził intuicję; później poradziłam się jeszcze dwóch doświadczonych kapłanów – czy ja, osoba niemłoda już, mogę zaufać… neoprezbiterowi! „Tak” z ich strony upewniło mnie, że tego chce dla mnie Jezus; jeszcze nie bardzo rozumiem dlaczego, ale przyjmuję „w ciemno”. Na postawione wprost pytanie odważny młody ksiądz odpowiedział: „Zgadzam się”. I moja droga się nie skomplikowała, ale raczej upraszcza – bo Pan Bóg jest nie tylko miłosierny, ale i bardzo prosty. I to w Nim jest niesamowite. Pochyla się nad naszymi oczekiwaniami, tęsknotami, wysiłkami i z czułą miłością prowadzi za rękę – nie narzucając tempa, ale i nie pozwalając zbytnio zwalniać. Zawsze wpatrzony w drogę, którą jest On sam.
Miłosierdzie to imię Boga
Ogłaszając Rok Miłosierdzia, papież Franciszek pragnął, by był on przeżywany zarówno w Rzymie, jak i w Kościołach lokalnych. Po raz pierwszy w historii jubileuszów Drzwi Święte – Bramy Miłosierdzia – otwarto w każdej diecezji, a zwłaszcza w katedrach lub w innych znaczących kościołach czy też sanktuariach.
Synteza Roku Miłosierdzia – to jego logo i motto: „Miłosierni jak Ojciec” (Łk 6, 36). Logo jest dziełem jezuity o. Marko Ivana Rupnika. Przywołał on „bardzo cenny dla Kościoła starożytnego wizerunek Syna, który bierze na plecy zagubionego człowieka”; Dobrego Pasterza, który „dotyka ciało człowieka aż do głębi, czyniąc to z taką miłością, która przemienia życie (...). Dobry Pasterz, w akcie całkowitego miłosierdzia, bierze na plecy ludzkość, ale Jego wzrok łączy się ze wzrokiem człowieka. Chrystus widzi oczami Adama, a Adam oczami Chrystusa. Każda osoba, kontemplując w Jego wzroku miłość Ojca, odkrywa w Chrystusie nowego Adama, a także swoje własne człowieczeństwo oraz przyszłość, która ją oczekuje” (za: www. iubilaeummisericordiae.va).
Ojciec Święty – „dobry pasterz” – swój osobisty Jubileuszowy Rok przeżywał m.in. poprzez „piątki miłosierdzia”, podczas których pragnął dać doświadczyć czułości Boga ludziom odrzuconym i zapomnianym. W ramach „piątków” odwiedził jadłodajnię dla ubogich, centrum wsparcia dla narkomanów, ośrodek dla uchodźców, a także wspólnotę niosącą pomoc księżom przeżywającym trudności oraz dom dla duchownych w podeszłym wieku.
Nikt nie jest wyłączony z posługi miłosierdzia. Każdy powinien go doświadczać, by móc nieść je dalej w świat. A jest ono tajemnicą największą i najwspanialszą. Tak określiła ją św. siostra Faustyna: „Kiedy nam odsłonisz tajemnicę swego Miłosierdzia, wieczności będzie za mało, aby Ci za to należycie podziękować („Dzienniczek”, 1122).
Papież Franciszek napisał w bulli ustanawiającej nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia Misericordiae Vultus: „W tym Roku Jubileuszowym niech Kościół stanie się echem Słowa Boga, które brzmi mocno i przekonująco jako słowo i jako gest przebaczenia, wsparcia, pomocy, miłości. Niech się nie zmęczy nigdy ofiarowaniem miłosierdzia i niech będzie zawsze cierpliwy w umacnianiu i przebaczaniu. Kościół niech się stanie głosem każdego mężczyzny i każdej kobiety, niech powtarza z ufnością i bez ustanku: «Wspomnij na miłosierdzie Twe, Panie, na łaski Twoje, co trwają od wieków»” (Ps 25, 6) (MV 25).
Nie zmęcz się Kościele. Nie zmęczmy się my – młodzi i starsi, zdrowi i chorzy święci i nieświęci… Pamiętajmy, że Miłosierdzie to imię naszego Boga.
Zobacz całą zawartość numeru ►