Przy arcybiskupim sercu
Rozmowa z ks. prałatem dr. Piotrem Supierzem, kapelanem i sekretarzem śp. księdza arcybiskupa Zygmunta Zimowskiego w latach 2003-2016.
2016-11-04
REDAKCJA: – Przez 13 lat pełnił Ksiądz posługę kapelana i sekretarza księdza arcybiskupa Zygmunta Zimowskiego. Co w tym czasie należało do Księdza obowiązków?
KS. PIOTR SUPIERZ: – Księdza arcybiskupa Zygmunta Zimowskiego poznałem w roku 2002 gdy pracowałem jeszcze jako wikariusz w parafii św. Łukasza w Radomiu. Krótko potem rozpocząłem pracę przy jego boku w kurii radomskiej. Czas mojej posługi przy księdzu arcybiskupie Zygmuncie podzieliłbym na dwa etapy. Pierwszy etap to była praca w kurii radomskiej: wizytacje kanoniczne, wspólne wyjazdy, praca w biurze. Etap drugi to posługa w Watykanie, gdy ksiądz arcybiskup został mianowany przez papieża Benedykta XVI przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia i Chorych. Jako kapelan i sekretarz stale towarzyszyłem księdzu arcybiskupowi. Pomagałem mu w organizacji wielu spotkań i wyjazdów. Koordynowałem terminy, umawiałem wizyty wielu gości, przepisywałem teksty przemówień i homilii. Zawsze starałem się być blisko księdza arcybiskupa i niejako usprawniać jego codzienną posługę.
– Można zatem powiedzieć, że był Ksiądz jego prawą ręką.
– Muszę dodać, że w okresie pracy w kurii radomskiej było nas dwóch sekretarzy księdza arcybiskupa. Śmialiśmy się, że jeden z nas jest jego prawą ręką, a drugi lewą. Zastanawialiśmy się tylko, który jest którą. Ja zdecydowanie wolałem być tą lewą, bo ona jest jednak bliżej serca.
– W 2009 roku papież Benedykt XVI – jak Ksiądz już wspomniał – mianował księdza arcybiskupa Zygmunta Zimowskiego przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia i Chorych. Jak wówczas wyglądała jego posługa?
– Chcę podkreślić, że do każdej pracy, czy w Radomiu, czy na Watykanie, ksiądz arcybiskup podchodził bardzo poważnie. Pragnął perfekcyjnie wszystko wykonać, tak aby każdy był zadowolony. Jeśli za coś się zabierał, to zawsze robił to dobrze i do końca. Oczywiście praca na Watykanie różniła się od pracy duszpasterskiej w Radomiu. Na Watykanie nasz tryb życia i pracy był bardziej uregulowany i schemat zajęć powtarzał się prawie każdego dnia. Codziennie odprawialiśmy wspólnie Mszę świętą, potem szliśmy do pracy do biura. Były wspólne posiłki o stałych porach, przyjmowanie gości, także modlitwa. Jednym z najważniejszych zadań jakie należały do księdza arcybiskupa jako przewodniczącego Papieskiej Rady była organizacja Światowego Dnia Chorego. Zawsze 11 lutego uczestniczył w obchodach Światowego Dnia Chorego czy to z papieżem, czy jako jego wysłannik. W tym dniu był zapraszany do różnych miejsc. Znamienne, że były to miejsca głównie w Polsce. Ksiądz arcybiskup mawiał, że szczególnie pragnie służyć właśnie Kościołowi w Polsce, z którego wyrósł i który go wychował, że dla Kościoła w Polsce pragnie dużo zrobić. Kolejnym ważnym zajęciem księdza arcybiskupa było organizowanie dwa razy w roku międzynarodowych konferencji naukowych w Watykanie. Konferencje te cieszyły się ogromną popularnością, a ich tematyka dotyczyła chorych i służby zdrowia. Ksiądz arcybiskup zapraszał na nie bardzo wielu gości z całego świata. Sam również był zapraszany na sympozja, odczyty i wykłady zarówno w Rzymie jak i poza jego granicami. Przy tych okazjach ksiądz arcybiskup zawsze pragnął odwiedzać osoby chore. Kiedy zapraszano go w różne miejsca, za każdym razem dopytywał o to, gdzie jest szpital lub inny ośrodek, w którym mógłby odwiedzić i pobłogosławić chorych. Bardzo zależało mu na tym, by być z chorymi i z tymi, którzy im służą. Miał dobry kontakt z całym środowiskiem medycznym.
– Ksiądz arcybiskup Zygmunt Zimowski za swoje zawołanie biskupie przyjął słowa: „Non ministrari sed ministrare” („Nie przyszedłem, aby mi służono, lecz aby służyć”). Jak w Księdza oczach wyglądało w praktyce wypełnianie tych słów w posłudze księdza arcybiskupa? Wybór takiego biskupiego zawołania okazał się przecież w jego przypadku niemal proroczy, bo czyż mógł się spodziewać, że Pan Bóg pośle go do chorych aż tak konkretnie…
– Przez 13 lat, jako jego sekretarz i kapelan, przyglądałem się realizacji przez niego tego biskupiego zawołania. Byłem świadkiem, jak z wielkim oddaniem każdego dnia ksiądz arcybiskup wypełniał to hasło; w Radomiu, na Watykanie, w pracy, w domu. On miał po prostu czas dla drugiego człowieka i właśnie tym swoim czasem służył. Był nieprzeciętnie otwarty i gościnny. Przyznam się, że czasami ja już byłem zmęczony po całym dniu, a ksiądz arcybiskup jeszcze miał czas i siłę, by dzwonić, rozmawiać, spotkać się z kimś, kto akurat tego potrzebował. Nie zważał na porę, ale zawsze był do dyspozycji. To było dla mnie niesamowite świadectwo. W pamięć i w serce zapadł mi pewien wzruszający zwyczaj księdza arcybiskupa. Otóż przez 7 lat posługi na Watykanie, każdego ranka gdy wychodziliśmy do pracy, on przygotowywał sobie drobne monety. Pytał mnie po prostu czy mam euro albo czy mogę mu rozmienić. To były monety dla biednych, których spotykaliśmy codziennie w drodze do biura. To niesamowite, że tych potrzebujących nigdy nie brakowało na naszej 10-minutowej trasie z domu do biura. Ksiądz arcybiskup wręcz ich szukał. Oni wiedzieli, że gdy go poproszą, to on im nie odmówi i da na bułkę czy kawę. Podobnie było w Radomiu. Ksiądz arcybiskup często wspomagał innych materialnie, czynił to chętnie i z radością. Ta dobroć księdza arcybiskupa była dla mnie zawsze niezwykle wzruszająca. Ona promieniowała z jego słów, gestów, z całego sposobu bycia. A nawiązując jeszcze do jego biskupiego zawołania mogę powiedzieć, że on nie potrzebował, aby ktoś mu służył, bo to on sam chciał służyć innym. Taki po prostu był.
– W ostatnim etapie życia bliskie księdzu arcybiskupowi stały się cierpienie i choroba. Był Ksiądz świadkiem także tych trudnych chwil.
– Czas choroby i cierpienia to zwłaszcza ostatnie dwa lata życia księdza arcybiskupa Zygmunta. Owszem, byłem świadkiem także jego cierpienia i mogę z przekonaniem powiedzieć, że ksiądz arcybiskup z pokorą i cierpliwością każdego dnia niósł krzyż swojej choroby. Nieraz widziałem jak cierpi, jak go coś boli, a on zawsze mówił, że nic mu nie jest, że czuje się dobrze. Do końca pracował. Kiedy nogi odmawiały mu już posłuszeństwa, prosił aby mu pomóc, aby przyjechać po niego, ale do końca chciał być w pracy. Bardzo pragnął kontaktu z ludźmi, bo on tymi spotkaniami żył i one były dla niego najważniejsze. Kiedy nie mógł być w pracy, wówczas wszystko organizował przez telefon i był cały czas dostępny dla tych, którzy chcieli albo go odwiedzić albo poradzić się w jakiejś kwestii. Ksiądz arcybiskup nigdy nie narzekał i nie użalał się nad sobą. Pielęgniarki, które się nim opiekowały często powtarzają, że był wzorowym pacjentem. Był cierpliwy, nigdy o nic nie prosił, nikomu nie chciał sprawiać kłopotu. Myślę, że ksiądz arcybiskup Zygmunt przeżywał swoje cierpienie sam na sam z Panem Bogiem, na modlitwie. Pamiętam, że w tym czasie choroby bardzo dużo się modlił, zwłaszcza z Radiem Maryja. Modlitwa w niewytłumaczalny sposób łagodziła jego ból. A obraz, który zapamiętam chyba na zawsze, to ksiądz arcybiskup z różańcem w ręku. Kiedy w ostatnich tygodniach odwiedzali go biskupi, mówił im, że ofiarowuje swoje cierpienie za Kościół w Polsce, za diecezję radomską, za Światowe Dni Młodzieży i za wszystkie podejmowane przez nich inicjatywy duszpasterskie. To w ogóle było bardzo niezwykłe u księdza arcybiskupa, że on zawsze wszystkim dobrze życzył. Pamiętam, że powtarzał ludziom, z którymi się spotykał – zwłaszcza kapłanom: „życzę ci, żeby ci się udało wszystko, co sobie zaplanowałeś”. Takie słowa dają dzisiaj do myślenia, bo żyjemy przecież w świecie, w którym ciągle ktoś z kimś rywalizuje, ściga się i przepycha, by być lepszym. Ksiądz arcybiskup – jakby na przekór światu – cieszył się z sukcesów innych ludzi i w tych wszystkich intencjach, które zostały mu w rozmowach powierzone modlił się i ofiarowywał swoje cierpienie.
– To jest realizacja duchowości apostolstwa chorych w czystej postaci! A czy jest coś, czego szczególnie uczył się Ksiądz będąc przy boku księdza arcybiskupa Zygmunta?
– Myślę, że najwięcej uczyłem się otwartości i wrażliwości na drugiego człowieka. Dla księdza arcybiskupa nie istniały żadne bariery, także językowe. On podchodził i rozmawiał ze wszystkimi. Czy to był Hiszpan, Anglik czy Niemiec – on się ze wszystkim potrafił porozumieć, bo znał wiele języków. Ale mam na myśli przede wszystkim porozumienie na poziomie współczucia i człowieczeństwa. Ksiądz arcybiskup otwierał dla innych drzwi nie tylko swojego domu, ale przede wszystkim serca. I naprawdę nie ma w tym żadnej przesady. On był zawsze przygotowany, aby coś podarować i nikt nie odchodził ze spotkania z nim z pustymi rękami. Jestem Panu Bogu bardzo wdzięczny, że przez tyle lat mogłem towarzyszyć tak dobremu i rozmodlonemu człowiekowi, jakim był ksiądz arcybiskup Zygmunt Zimowski. Krótko mówiąc: był pięknym człowiekiem.
– Teraz, gdy ksiądz arcybiskup odszedł już do Wieczności, zapewne Księdza życie i posługa wyglądają trochę inaczej…
– Póki co, przełożeni nie wyznaczyli mi jeszcze nowych zadań. Jestem otwarty na każdy rodzaj posługi. Dzięki księdzu arcybiskupowi Zimowskiemu poznałem Kościół w wymiarze znacznie szerszym niż tylko parafia czy diecezja. U jego boku wiele się nauczyłem i zdobyłem doświadczenie. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Jedno wiemy na pewno: od 1 stycznia 2017 roku kończy swoją działalność Papieska Rada ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia i Chorych, której przez ostatnich 7 lat przewodniczył ksiądz arcybiskup Zimowski. Powstanie nowy organ kościelny – Kongregacja ds. Integralnego Rozwoju Człowieka – utworzony z połączenia 4 Papieskich Rad: Papieskiej Rady Cor Unum, Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących, Papieskiej Rady Iustitia et Pax oraz Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia i Chorych. Nowej Kongregacji będzie przewodniczył ksiądz kardynał Peter Turkson z Ghany.
– Myślę, że zarówno Ksiądz jak i wszyscy chorzy zyskali w osobie księdza arcybiskupa Zygmunta orędownika w niebie.
– Wierzymy w świętych obcowanie, więc mam nadzieję, że tak właśnie jest. Wierzę, że Pan Bóg znalazł dla księdza arcybiskupa u Siebie miejsce i że będzie on wspierał nas i nam pomagał.
– Dziękuję Księdzu za rozmowę i świadectwo głębokiej więzi ze śp. arcybiskupem Zygmuntem Zimowskim.
Zobacz całą zawartość numeru ►