Święty od kołysek
Kiedy dowiedzieliśmy się o św. Dominiku Savio, prosiliśmy go o wstawiennictwo. Modlitwy przynosiły nam ukojenie i wiarę, że nasze dziecko jest zdrowe. Dzięki nim ciąża nie była już tylko źródłem lęku i niepewności.
2016-11-04
Moja babcia, jak wiele innych babć w tamtych czasach, miała zwyczaj zabierać z sobą na nabożeństwa stary i bardzo gruby modlitewnik. Jego pożółkłe, z trudem pozwalające się wertować kartki wskazywały, że musiał być bardzo stary, albo… bardzo często używany. Dziś sądzę, że chyba jedno i drugie. Dla mnie, kilkuletniej wówczas dziewczynki, ten modlitewnik był prawdziwą „księgą skarbów”. Co kilka stron ukrywał bowiem piękne – niektóre kolorowe czy zdobione złotem – „święte obrazki” przedstawiające wizerunki Chrystusa, Maryi lub „zwykłych” ludzi, o których babcia wypowiadała się z wielką czcią, nazywając ich świętymi. Do tego niezwykłego, tak bardzo osobistego „wydania” Żywotów Świętych mojej babci pewnego dnia dołączył kolejny obrazek.
Przyjaciel Jezusa i Maryi
Pamiętam, że od razu zwróciłam na niego uwagę i to nie z powodu tego, że wyróżniał się świeżością i żywymi kolorami, ale dlatego, że w „księdze skarbów” mojej babci, jako jedyny przedstawiał dziecko – uśmiechniętego, wpatrzonego w niebo chłopca, niewiele starszego ode mnie. Myślę, że właśnie wtedy zrozumiałam, że święty wcale nie musi mieć długiej, siwej brody, ani ukrywać się pod pomarszczoną wiekiem twarzą zakonnicy. Nie pamiętam już czy to ten sam obrazek, czy może tylko podobny do babcinego, na wiele lat zagościł i w moim pierwszokomunijnym modlitewniku, a ten chłopiec stał się „idolem” mojego dzieciństwa. Nieco później dowiedziałam się, że papież Pius XII ogłosił go świętym 12 czerwca 1954 roku, a więc niespełna dwa miesiące po moich narodzinach.
Nazywał się Dominik Savio. Urodził się 2 kwietnia 1842 roku w San Giovanni di Riva w pobliżu Chieri we Włoszech jako syn Karola Savio i Brygidy Gajto. Jego ojciec był rzemieślnikiem, a matka krawcową. Od urodzenia był słabowitego zdrowia. Z tego też powodu ochrzczono go w dniu narodzin i nadano wymowne imię Dominik, co po łacinie oznacza „przynależny Panu”. Z tym imieniem doskonale harmonizowała atmosfera rodzinnego domu, gdzie Dominik otrzymał staranne wychowanie religijne. Ta religijna atmosfera sprzyjała rozwojowi naturalnej pobożności i wewnętrznego życia chłopca. Już po swojej I Komunii, którą – jak na owe czasy – przyjął bardzo wcześnie, bo w wieku 7 lat, w swojej książeczce do nabożeństwa Dominik zapisał kilka radykalnych zobowiązań. Były wśród nich i takie: „Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja” oraz „Raczej umrę niż zgrzeszę”. Mając 12 lat został przyjęty przez ks. Jana Bosko do prowadzonego przez niego zakładu wychowawczego dla chłopców; do Oratorium w Valdocco. Wkrótce też stał się „dobrym duchem” tegoż Oratorium. Późniejszy święty wychowawca – ks. Jan Bosko – wprowadzał swoich młodych wychowanków na drogę prowadzącą do świętości, ucząc ich, że można to osiągnąć poprzez dobre i radosne wypełnianie swoich codziennych obowiązków, pobożność, czystość i miłość bliźniego, nie rezygnując przy tym z typowej dla młodzieńczego wieku radości życia. Jego najwdzięczniejszym uczniem, ale także „współpracownikiem”, okazał się właśnie Dominik Savio. Radosny, zawsze uśmiechnięty i koleżeński łatwo zdobywał przyjaźń i zaufanie nowych wychowanków. Potrafił też z miłością, ale stanowczo upominać i jednać z sobą skłóconych kolegów. W 1856 roku Dominik Savio wraz z kilkoma przyjaciółmi założył Towarzystwo Niepokalanej, grupę chłopców zaangażowanych w młodzieńczy apostolat dobrego przykładu. Założeniem tego Towarzystwa było, aby każdy jego członek zajmował się jednym z kolegów sprawiających problemy wychowawcze, pomagając mu w nauce i w pracy nad sobą.
Obdarowany
Dominik posiadał też niezwykłą umiejętność modlitwy i kontemplacji oraz wiele nadprzyrodzonych darów. Na przykład dzięki Bożemu natchnieniu udało mu się kiedyś na czas przyprowadzić kapłana do umierającego człowieka, który dawno temu porzucił wiarę.
Dla Boga i bliźniego Dominik nie bał się podejmować najtrudniejszych wyzwań, w których stawką było życie. Podczas szalejącej w Turynie epidemii cholery, ryzykując własnym zdrowiem i życiem, wraz z kilkoma kolegami zaofiarował swoją posługę. Zresztą we wszystko co robił, Dominik angażował się zawsze z siłą i pasją, jakby przeczuwając, że czas jaki Bóg ofiarował mu na tej ziemi, kończy się.
Wkrótce też okazało się, że chłopiec cierpi na zaawansowaną postać gruźlicy. Zdecydowano, że w celu podratowania zdrowia będzie musiał opuścić Oratorium ks. Bosko. Dominik żegnał się ze swoim wychowawcą i przyjaciółmi w taki sposób, jakby przeczuwał, że na tym świecie już nigdy się nie zobaczą. I rzeczywiście. Umarł 9 marca 1857 roku w Mondonio, mając niespełna 15 lat.
Tasiemka Dominika
Czasem trudno jest mi wyobrazić sobie, że to tego samego, delikatnego, pięknego chłopca o ujmującym uśmiechu, z nieco ckliwego, „świętego” obrazka mojej babci papież Pius XI nazwał małym, a właściwie wielkim gigantem ducha.
Choćby tylko z powodu tego papieskiego komplementu warto „odświeżyć” sobie postać i przymioty św. Dominika Savio, tak popularnego od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych ubiegłego wieku, a jakby nieco zapomnianego w obecnym stuleciu. Może stanie się tak za sprawą pewnego epizodu z jego życia, dzięki któremu św. Dominik Savio poza tym, że jest patronem ministrantów, dzieci i młodzieży, stał się również orędownikiem małżeństw spodziewających się dziecka, jak i tych, które się o nie starają. Zyskał nawet przydomek „Świętego od kołysek”. Ta niezwykła „specjalizacja” młodziutkiego Świętego ma swoje korzenie w pewnym rodzinnym epizodzie z jego życia.
Pewnego dnia, podczas swojego pobytu w Oratorium poprosił ks. Bosko o zgodę na wyjazd do rodzinnego domu, tłumacząc, że jego matka jest ciężko chora, a Matka Boża pragnie ją uleczyć. Ksiądz Bosko wiedział, że Dominik nie otrzymał ostatnio żadnego listu z domu, ale wiedział również, że jego wychowanek posiada rozmaite, nadprzyrodzone sposoby, by uzyskać podobną informację, dlatego nie sprzeciwił się jego wyjazdowi.
Rodzice Dominika spodziewali się wówczas narodzin czwartego dziecka. Niestety, zdrowie pani Savio było w bardzo kiepskim stanie. Ponieważ czuwające i posługujące jej kobiety już nic nie mogły dla niej zrobić, ojciec Dominika wybrał się po lekarza. Jakież było jego zdumienie, gdy po drodze spotkał syna, który – jak sądził – przebywa w oddalonym o 40 km Oratorium. Dominik wyjaśnił ojcu, że musi koniecznie zobaczyć się z matką, zamiast iść do babci, do której ojciec próbował go wysłać, nie chcąc, by syn oglądał matkę w tak ciężkim stanie. Dominikowi udało się też w końcu pokonać opór czuwających przy matce kobiet, tłumacząc im, że przyjechał właśnie z powodu ciężkiego stanu, w jakim jest jego mama. Usiadłszy w końcu na jej łóżku mocno matkę przytulił, pocałował i wyszedł. Natychmiast po jego wyjściu chora poczuła się zupełnie dobrze a przybyły wkrótce lekarz stwierdził, że wyzdrowiała. Wówczas jedna z przyjaciółek pani Savio zauważyła na jej szyi tasiemkę ze złożonym i obszytym kawałkiem materiału. Domyśliły się, że musiał ją założyć Dominik, kiedy tulił się w ramionach matki. Po powrocie do Oratorium Dominik z przekonaniem wyznał ks. Bosko: „Moja mama wyzdrowiała. To sprawiła Matka Boża, którą zawiesiłem na jej szyi”.
Teresa, siostra św. Dominika Savio przypomniała, że przed śmiercią jej brat zwrócił się do matki z pewną prośbą. Powiedział: „Pamiętasz mamo, jak przyjechałem, gdy byłaś chora? I jak zawiesiłem na twojej szyi szkaplerz na tasiemce? To dlatego wyzdrowiałaś. Zachowaj go i użyczaj wszystkim, którzy znajdą się w niebezpieczeństwie, jak ty. Ponieważ jak ocalił ciebie, ocali też innych. Pamiętaj jednak, żeby użyczać go darmo, bez żadnych korzyści dla siebie”.
A jednak cud
Myślę, że nie ja jedna głęboko wierzę, iż ci, którzy przed nami osiągnęli Niebo, wstawiają się za nami u Boga w wielu trudnych czy z pozoru beznadziejnych sprawach. O tym, jak bardzo skutecznym orędownikiem jest „Święty od kołysek” niech świadczy kilka świadectw z minionego roku wybranych spośród dziesiątek czy nawet setek podobnych, które w swoich archiwach przechowują księża salezjanie.
Aurelia napisała: „Chciałabym podzielić się tym, jakich cudów Pan Bóg dokonał w moim życiu. Przez 14 lat małżeństwa żyliśmy z diagnozą o niepłodności – niepłodność pierwotna – nigdy żadnych szans na dziecko. Adoptowaliśmy więc synka – cud adopcji to temat na osobne świadectwo. Kiedy synek miał 11 lat, niespodziewanie dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży – dla Boga bowiem nie ma rzeczy niemożliwych. Ciąża była zagrożona, niepewna, nie było wiadomo czy się utrzyma. Wtedy wiele osób zaczęło się za nas modlić, a od przyjaciółki mojej mamy, siostry zakonnej, salezjanki s. Anny, dostałam szkaplerz św. Dominika Savio. Codziennie odmawiałam modlitwy do Dominika, a w szczególnie trudnych dniach nosiłam szkaplerz. Ciąża przebiegła prawidłowo, córeczka rozwijała się i dotrwała w moim łonie aż do 38 tygodnia (lekarz mówił o podtrzymaniu ciąży chociaż do 6 miesiąca, tak aby dało się uratować dziecko jako wcześniaka). Przez całą ciążę praktycznie nie chorowałam, chociaż mąż i syn przechodzili ostre infekcje wirusowe – mnie wszystko omijało. Córeczka przyszła na świat zdrowa, rozwija się zadziwiająco dobrze. Zawdzięczam to Bogu, Najświętszej Matce Maryi, św. Dominikowi i modlitwom życzliwych nam ludzi. Odtąd Dominik jest z nami zawsze, jak tylko któreś z dzieci choruje, kładę mu szkaplerz pod poduszkę i choroba przechodzi łagodnie. Uciekam się też do św. Dominika, kiedy ciężko mi jest jako matce. Polecam też jego opiece naszego nastoletniego syna i okres dojrzewania przebiega dość łagodnie. Dziękuję Ci św. Dominiku. Módl się za nami”.
Dłoń Boga
Swoim świadectwem wiary w skuteczność orędownictwa św. Dominika Savio podzielili się również młodzi małżonkowie Martyna i Tomek: „Jesteśmy małżeństwem od półtora roku. Od początku pragnęliśmy mieć dzieci. Niestety dwie pierwsze ciąże poroniłam. Cierpieliśmy z mężem z tego powodu. Były chwile, kiedy wątpiłam już, że zostanę mamą, ale powierzyłam wszystko Panu Bogu, oddając Mu swoje pragnienia. Wtedy od pewnej znajomej dostałam szkaplerz św. Dominika Savio i pomyślałam, że Pan Bóg wyciąga do nas pomocną dłoń. Zaczęliśmy modlić się z mężem za wstawiennictwem św. Dominika o dar potomstwa. Po około miesiącu okazało się, że jestem w stanie błogosławionym. Przez całą ciążę kontynuowałam nabożeństwo do tego świętego, odmawiając modlitwę matek oczekujących dziecka i nosząc szkaplerz. Mimo, że nie zabrakło w czasie ciąży chwil trudnych, lęków i niepewności, wszystko zakończyło się szczęśliwie. Obecnie jesteśmy rodzicami miesięcznej zdrowej dziewczynki. Dziękujemy Ci św. Dominiku. Chwała Panu!”.
Siła modlitwy i wiary
Szczęśliwi rodzice małego Franciszka Dominika – Ania i Adam – dzielą się swoją zażyłością ze „Świętym od kołysek” słowami wzruszającego świadectwa: „Jesteśmy rodzicami prawie trzyletniego chłopca, który urodził się z poważną wadą anatomiczną. Przeszedł skomplikowaną operację jako noworodek i będzie jeszcze operowany. W zeszłym roku, wczesną wiosną okazało się, że spodziewamy się drugiego dziecka, a starszy synek oprócz wady anatomicznej ma też inny zespół chorobowy. Badanie USG wykazało prawdopodobieństwo wystąpienia u drugiego dziecka jakiejś wady wrodzonej (miał przezierność karkową 3.1 mm, przy normie 2,5 mm). Lekarze namawiali nas na kolejne, bardziej szczegółowe badania płodu, tym bardziej, że starszy synek ma wyjątkowo rzadkie wady. Byli sceptyczni i uważali, że trzeba liczyć się z nieprawidłowym rozwojem drugiego dziecka. Kiedy dowiedzieliśmy się o św. Dominiku Savio, prosiliśmy go o wstawiennictwo. Modlitwy przynosiły nam ukojenie i wiarę, że nasze dziecko jest zdrowe. Dzięki nim ciąża nie była już tylko źródłem lęku i niepewności. Drugi synek urodził się o czasie, szybko i bez komplikacji, zupełnie zdrowy. Dostał imiona Franciszek Dominik, ponieważ z wdzięcznością myślimy o św. Dominiku. Natomiast starszy synek, mimo trudnych rokowań, radzi sobie całkiem dobrze, robi postępy i wciąż zadziwia lekarzy”.
Niech Boże Miłosierdzie towarzyszy wszystkim rodzicom, którzy w dramatycznych okolicznościach życia swojego lub swoich dzieci z wiarą proszą Boga za wstawiennictwem św. Dominika Savio o dar życia lub upragnione zdrowie. Niech również wspomaga wysiłki lekarzy, którzy w godny i etyczny sposób próbują pomagać małżonkom w realizacji ich rodzicielskiego powołania.
Zobacz całą zawartość numeru ►