Pluszowy Kościół
Współczesny człowiek bardzo często stawia na doznania, dobrą zabawę, pozytywne samopoczucie. To co dawniej było dodatkiem do życia opartego na istotnych wartościach, dzisiaj staje się jego sensem, a to co naprawdę cenne odchodzi w dal… Pewnie dlatego, że kosztuje sporo wysiłku i wymaga dużo cierpliwości. Podobny schemat zaczyna być zauważalny także w przezywaniu religijności.
2016-11-24
II Rok czytań
Łk 21,12-19
Przyzwyczailiśmy się trochę do „pluszowego Kościoła”, gdzie wszyscy są zadowoleni, radośni, uśmiechnięci i gdzie jest „fajnie”. Widać to w różnych sytuacjach. Na pielgrzymkach skaczemy rozradowani krzycząc: „Ulalala kocham Jezusa!” w rytm popularnej piosenki z lat 90-tych wykonywanej przez Alexię i świetnie się przy tym bawimy. Kupujemy adwentowe lampiony, które niekiedy stają się już niemal małymi elektrowniami świecącymi różnobarwnym światłem. Bożonarodzeniowa szopka jest taka miła i przyjazna, a aniołki wokół niej pięknie skłaniają głowy do dzieci wrzucających im drobne monety do skarbonki. Wielkanocne święcenie pokarmów, z kolorowymi pisankami to bardzo ważne wydarzenie, nawet dla tych, których na co dzień trudno zastać w świątyniach. Duchowni prześcigają się w pomysłach na przyciągnięcie młodych do kościołów organizując rożnego rodzaju spektakle, koncerty, pochody i inne wydarzenia, coraz częściej propagowane w mediach. Do tego dochodzą co jakiś czas szokujące filmy prezentujące np. Mszę Świętą zorganizowaną niczym dyskoteka, czy śpiewających świeckie utwory z ambon duchownych, chcących z sakramentu małżeństwa zrobić tzw. show.
Nawet jeżeli taki opis jest mocno przesadzony i może nie przystaje do rzeczywistości każdej parafii, to pewnie wielu odnajduje w nim choćby część rzeczywistości w jakiej wzrasta duchowo, a dla innych byłby wymarzonym scenariuszem przeżywania najważniejszych wydarzeń religijnych. Niestety ulegliśmy naciskowi kultury Zachodu i próbujemy sprzedać metodami marketingowymi wiarę różnym grupom społecznym i wiekowym, począwszy od dzieci. Gdyby zapytać wielu spośród młodych ludzi, dlaczego nie praktykują swojej wiary, to pewnie odpowiedzieliby, że to nudne, a w kościołach nie ma nic interesującego, nic co młody człowiek mógłby scharakteryzować, że jest cool.
Tymczasem Chrystus proponuje zupełnie inne spojrzenie na wiarę. Wie co czeka każdego kto dba o prawdę i walczy o nią, bo prawda jest niewygodna. Dlatego mówi: Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników (Łk 21,12). Taka wizja Kościoła jest już o wiele mniej wygodna i pożądana, bo wtedy rzeczywiście sprawdza się to, kto wierzy naprawdę, a kto jest tylko dla pewnej otoczki związanej z przeżywaniem swojej religijności. Kontynuując dalej, Jezus stwierdza, że taka sytuacja będzie sposobnością do składania świadectwa. Podążając za tą myślą moglibyśmy cierpienie chrześcijan rozumieć pozytywnie – jako okazja do zaprezentowania swojej wiary. Być może to właśnie jest jedna z odpowiedzi na pytanie o chrześcijański sens cierpienia.
Mając na uwadze powyższe słowa, może się wydawać, że Jezus zaprasza nas do bardzo smutnego i ponurego Kościoła, przepełnionego trudami i prześladowaniami, kojarzonego bardziej z ascezą niż codzienną radością. Nic bardziej mylnego, Chrystus opowiada o tym co czeka Jego wyznawców. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest łatwo pozostać wiernym, szczególnie w świecie, który raczej szuka wartości doczesnych niż duchowych. Jednak nasz Zbawiciel na tym nie przestaje, bo obiecuje w zamian dar mądrości tak potrzebny do odparcia ataków ze strony wrogów wiary. Druga część obietnicy, to życie, które nie będzie się kończyć. W oryginalnym tekście użyte jest greckie sformułowanie ψυχας (psychas), co dosłownie oznacza dusze. Zatem dusza, by mogła żyć potrzebuje zahartowania w ciele i próby wiary.
Przywykliśmy do Kościoła spokojnego, wypełnionego różnymi atrakcjami, najczęściej dla dzieci, ale także dla starszych. Nudzimy się, jeśli coś co przeżywamy nie jest porywające i dynamiczne. Coraz częściej nasze wspólnoty przybierają charakter Kościoła pluszowego, gdzie jest miło i przyjemnie. Czy tego chciał Chrystus ostrzegając swoich uczniów przed groźbą ataków i prześladowań? Nie wiemy do końca, pewnie nie da się utrzymać zupełnie surowego oblicza naszej wiary, bez elementów zachęcających współczesnego człowieka do przyjścia na nabożeństwa, czy obecności w grupie parafialnej. Ostatecznie jednak najważniejsza zawsze powinna być głębia, która nadaje sens przeżywanym wydarzeniom i osobiste odniesienie do Chrystusa. Bez tego również my, bardzo szybko staniemy się pluszowi i będziemy cieszyć się z błahostek, zapominając o istocie tego w co wierzymy, i żyjąc w pluszowym Kościele.