Wysiłek dla życia
Rozmowa z dr n. med. Elżbietą Kortyczko, specjalistą w zakresie pediatrii i neonatologii oraz konsultantem Naturalnego Planowania Rodziny w Modelu Creightona.
2016-12-02
REDAKCJA: – Gdzie obecnie pracujesz?
ELŻBIETA KORTYCZKO: – Pracuję w Klinice Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Razem z całym zespołem ratujemy tam życie ciężko chorych dzieci, służymy najmniejszym pacjentom.
– Jesteś lekarzem pediatrą i neonatologiem. Na pewnym etapie życia zainteresowałaś się także naprotechnologią. Co Cię do tego skłoniło?
– Wiele lat temu zaczęłam uczestniczyć w rozmaitych spotkaniach ruchów pro-life. Na jednym z takich spotkań w Warszawie, słuchałam wykładu prof. Thomasa Hilgersa, który przedstawiał ideę naprotechnologii. To był mój pierwszy kontakt z tym tematem. Profesor Hilgers w niezwykle przejmujący sposób opowiadał o wielkim boomie niszczenia życia w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni lat 60-tych i 70- tych, o klinikach aborcyjnych i wielu działaniach skierowanych przeciwko życiu. To mną wstrząsnęło zarówno jako człowiekiem, jak i lekarzem. Postawa prof. Hilgersa broniąca życia była zdecydowana i można powiedzieć, że mnie zachwyciła. Ten amerykański chirurg z pasją mówił o wielkim darze, jakim jest płodność i udowadniał, że istnieje wiele naturalnych i godziwych sposobów, by dbać o zdrowie prokreacyjne kobiety i mężczyzny.
– I postanowiłaś zgłębić ten temat.
– Tak. Poczułam się do tego niejako wezwana, bo jestem człowiekiem, lekarzem, a także osobą wierzącą. Uświadomiłam sobie, że mam obowiązek
odnoszenia się do tematów dotyczących obrony ludzkiego życia i że warto, bym także dla własnego pożytku zapoznała się z tym zagadnieniem. Skończyłam więc specjalny kurs naprotechnologii, uzyskując certyfikat.
– W obszarze tej problematyki jesteśmy świadkami wielkich kontrastów: z jednej strony wciąż docierają do nas doniesienia o klinikach aborcyjnych i o rozwijającym się przemyśle antykoncepcyjnym, a z drugiej strony obserwujemy dramatyczną walkę lekarzy o uratowanie kruchego życia wielu maleństw czy usilne starania licznych par o doczekanie się potomstwa. Pojawia się we mnie nieśmiałe pytanie, gdzie tutaj sprawiedliwość…
– Myślę, że w tej dziedzinie jesteśmy świadkami tego, co możemy zaobserwować także w innych sferach naszego życia: odwiecznej walki dobra ze złem. Jedni z wielkim wysiłkiem i poświęceniem walczą o zdrowie i życie wcześniaków, podczas gdy inni bez mrugnięcia okiem dokonują aborcji. Jako lekarz i osoba wierząca staram się robić wszystko, co tylko mogę, by służyć życiu. Dla ocalenia choćby tylko jednego ludzkiego istnienia, warto podjąć każdy wysiłek. Tylko czyniąc dobro, można pokonać zło. Nie jestem ginekologiem, a więc bardzo trudne decyzje natury moralnej, które oni często muszą podejmować, są mi obce. Ale ostatecznie nie jest ważne, jaki wykonuje się zawód albo jakiej specjalności jest się lekarzem, bo każdy człowiek ma sumienie, na dnie którego musi dokonywać wielu niełatwych wyborów.
– Co urzekło Cię w naprotechnologii?
– Przede wszystkim to, że w sposób naturalny i godziwy pomaga parom w poczęciu dziecka. Mówiąc najogólniej, naprotechnologia pozwala na podstawie określonych objawów znaleźć przyczynę bezpłodności pary i jeśli to tylko możliwe, przyczynę tę usunąć, korzystając z najnowszych osiągnięć medycyny. Naprotechnologia bazuje na metodach naturalnych i nie narusza godności osoby ludzkiej.
– Inaczej jest w przypadku metody in vitro.
– Tak, dlatego jestem całkowicie przeciwna tej metodzie. Na każdym jej etapie dochodzi do ogromnego pogwałcenia godności i praw człowieka. In vitro jest po prostu produkcją człowieka i nie ma nic wspólnego ze sposobem przekazywania życia, który zaplanował dla małżonków Bóg-Stwórca. Może być ona szkodliwa również z punktu widzenia medycznego. Szczególnie genetycy biją w tym względzie na alarm.
– Chociaż nie jesteś naprotechnologiem-praktykiem, spotykasz pary, które bezskutecznie starają się o potomstwo.
– Tak, mam kontakt z takimi osobami i kieruję je albo do odpowiednich ośrodków i do instruktorów metody Creightona, albo do kolegów lekarzy, którzy zajmują się naprotechnologią w praktyce. Niestety wiele par, które mogłyby skorzystać z dobrodziejstwa naprotechnologii, rezygnuje z tego, z powodu bariery finansowej. Naprotechnologia nie jest póki co finansowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia, chętnym pozostaje więc leczenie na własny, bardzo wysoki koszt.
– Twoja praca jest bardzo trudna i odpowiedzialna, bo ratujesz życie najmłodszych pacjentów na OIOM-ie neonatologicznym.
– Owszem, moja praca jest trudna, ale ja bardzo ją lubię. Przynosi mi ona wiele satysfakcji i radości. I chociaż zdarzają się różne trudności, czy to na poziomie personalnym czy organizacyjnym, zawsze z chęcią wracam do wykonywania swoich obowiązków. Klinika, w której pracuję jest bardzo dobrą placówką, dlatego z tym większą radością służę w niej jako lekarz.
– Podkreślasz fakt, że jesteś osobą wierzącą. Nie muszę więc pytać, czy wiara ma wpływ na Twoją pracę...
– Sama z siebie nie jestem mocna, dlatego opieram swoje życie na Jezusie i z Jego mocy czerpię siłę także do pracy. Nie przesadzę ani trochę jeśli powiem, że moją życiową siłą jest Jezus.
Zobacz całą zawartość numeru ►