Na początku było Słowo
Sporo lat upłynęło od tamtej dziecięcej i tak oczywistej wiary, lat kiedy uczyłam się na nowo czerpać radość ze słów, że oto Słowo stało się Ciałem.
2016-12-31
Rok A
J 1, 1-18
Przed wielu, wielu laty, w tylniej nawie mojego parafialnego kościoła, raz do roku maleńki staruszeczek ustawiał betlejemską szopkę. Do dziś pamiętam jego nazwisko. Nazywał się tak, jak wygladał: „Stareczek”. Kiedy byłam dzieckiem myślałam zresztą, że to jego przezwisko.
To nie była taka sobie zwyczajna szopka. Dla nas, dzieci pan Stareczek był prawdziwym czarodziejem. Jego szopka bowiem tętniła życiem. Na ciemnym niebie „prawdziwe” gwiazdy migotały „prawdziwym” blaskiem, a „prawdziwe” owieczki, jakby nieświadome tego co się właściwie dzieje, spokojnie skubały papierową trawę. Korowód postaci na czele z górnikiem w galowym mundurze i Ślązaczką w skrzącym się kolorami pięknym ludowym stroju, powoli przesuwał się w kierunku żłóbka, po zgrabnie ukrytych szynach, a kilku pastuszków o figlarnie zadartych noskach grzało się przy „prawdziwym” ognisku. Jeszcze dziś dałabym sobie uciąć głowę, że czułam bijący od niego żar. Ale największą uwagę wszystkich maluchów przyciągał maleńki Jezus na sianie, którego woń, przypominającą wakacje u dziadków na wsi, czuło się jeszcze przy samym ołtarzu. Absolutny zachwyt budziła zwłaszcza aureola Dzieciątka. Do dziś nie wiem, jak przy ówczesnych możliwościach udawało się panu Stareczkowi wyczarować coś tak niesamowitego. Nigdy później, nigdzie, czegoś takiego już nie spotkałam. Wyglądało to trochę tak, jakby złociste promienie światła wydobywały się z główki Dzieciny; najgrubsze u swej nasady stopniowo stawały się coraz cieńsze i cieńsze i coraz mniej widoczne. Myślę, że to ta aureola sprawiała, że nie miało się żadnych wątpliwości, że oto dzieje się coś nadzwyczajnego, że właśnie dzieje się cud, a to Dziecko na sianie nie jest jakimś tam dzieckiem, ale jest tym samym Bogiem, przed którym codziennie klękam przy łóżku razem z mamą lub tatą. Po prostu tak było i już.
Sporo lat upłynęło od tamtej dziecięcej i tak oczywistej wiary. Lat różnych – lat mniej i bardziej gorliwej wiary, lat pytań i poszukiwania odpowiedzi, lat kiedy uczyłam się na nowo odkrywać cud Narodzenia Pańskiego i czerpać radość ze słów Dobrej Nowiny, że oto Słowo, które było od początku i które było Bogiem, stało się Ciałem. Bóg stał się Człowiekiem w Osobie Jezusa Chrystusa.
Dziś Kościół słowami św. Jana Ewangelisty natchnionego Duchem Świętym znów przypomina tę prawdę: "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła…Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili".
A ja jeszcze raz muszę przyznać rację Poecie, który napisał kiedyś te słowa:
„Na początku wszystkiego był Bóg, który wypowiedział się przez Jezusa. Tego niewidzialnego Boga tak łatwo odgadywać na początku życia, kiedy się w Niego wierzy po prostu tak jak w tatusia i mamusię. Tak łatwo wierzyć na starość, kiedy w Nim tylko pokłada się nadzieję. Najgorzej z wiarą w środku życia, kiedy nie ma w nas ufności małego dziecka, ani poczucia dziecięctwa Bożego. A przecież tyle wzruszającej, trudnej wiary w życiu dorosłego” (ks. Jan Twardowski).