Zawołaj mnie!
Tylko tu, z dala od zgiełku, mogli tak do końca usłyszeć i pojąć to, co Jezus pragnie im przekazać. A On chciał aby odtąd Mu towarzyszyli. Nie okazjonalnie, nie jako ludzki tłum, ale stale i osobiście.
2017-01-20
I Rok czytań
Mk 3, 13-19
„Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy”.
Nietrudno wyobrazić sobie tę chwilę. Jezus jest stale otoczony tłumem. Wielu – zbyt wielu – którzy przyszli tylko po zdrowie lub aby na własne oczy zobaczyć jakiś cud. Inni śledzą jego naukę i czyny, lecz po to, aby donieść o wszystkim faryzeuszom. Ale jest też wielu takich, których serca zapłonęły, kiedy tylko na nich spojrzał. Jezus dobrze ich wszystkich zna, wie czego po kim może się spodziewać.
Jednak wśród tłumu i nieustannego zgiełku, trudno jest powiedzieć coś tak istotnego, a jeszcze trudniej usłyszeć i zrozumieć. Więc wchodzi na górę. Góra to dobre miejsce na wielkie wydarzenia. Najlepsze! Bóg nieraz wybierał górę, by przekazać człowiekowi coś ważnego. Nie inaczej jest teraz. Jezus przywołuje do siebie tych, których sobie wybrał. Nie razem, nie jako grupę. Każdego woła osobiście, po imieniu: Szymona, któremu nadał przydomek Piotr, Jakuba, Jana, Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę. Nie byli ani lepsi ani gorsi od tych, którzy pozostali w dolinie. Każdy z nich był sumą wad i zalet, jak niemal wszyscy ludzie. A jednak Jezus dostrzegł w nich coś, co sprawiło, że wybrał właśnie tych Dwunastu. Może dlatego, że byli stale najbliżej Niego, że mogli najlepiej słyszeć jego nauki i przyjrzeć się Jego czynom. Teraz też usłyszeli Jego wołanie i odpowiedzieli na nie, choć droga po górskim stoku nie była łatwa. Nigdy nie jest łatwo, gdy zmierza się ku górze.
Tylko tu, z dala od zgiełku, mogli tak do końca usłyszeć i pojąć to, co Jezus pragnie im przekazać. A On chciał aby odtąd Mu towarzyszyli. Nie okazjonalnie, nie jako ludzki tłum, ale stale i osobiście. Aby dzielili z Nim życie – chwile dobre, ale i te naznaczone cierpieniem, chwile chwały, jak ta na Górze Przemienienia i ta gdy tłumy będą wołać „Hosanna”, ale i te, które spędzi na krzyżowej drodze cierpienia: wyszydzenia, odrzucenia, niezrozumienia. Także i tę straszną chwilę, gdy ci sami, którym świadczył miłość, będą wołać: „ukrzyżuj Go, ukrzyżuj” i trzeba będzie na własnej skórze odczuć jak boli ludzka nienawiść.
Tak, towarzyszyć Jezusowi w drodze „pod górę” nigdy nie jest łatwo, ale tylko tak można zbliżyć się do Nieba. Panie pozwól mi usłyszeć Twój głos, kiedy wołasz mnie po imieniu. Pozwól zrozumieć, że droga, którą dla mnie wybrałeś to najlepsza droga, by nie stracić Cię z oczu.