Żyć i umierać w NIM
Pogrzeb, zgodnie z życzeniem s. Cecylii, odbył się w podniosłej, ale radosnej atmosferze. Jak napisano na jednym z argentyńskich portali internetowych: „żegnały ją pierwsze promienie letniego słońca i morze głów wpatrzonych w jej świętość”.
2017-02-09
Fotografia przedstawiająca młodą, uśmiechniętą zakonnicę na łożu śmierci, kilka miesięcy temu lotem błyskawicy obiegła media społecznościowe. Karmelitanka bosa, s. Cecylia Maria od Najświętszego Oblicza mężnie i z pogodą ducha przyjęła wolę Bożą. Zmarła 22 czerwca 2016 roku, po półrocznej walce z chorobą nowotworową. Miała 43 lata.
Zachwycam się tą argentyńską karmelitanką. Ona ze swojej konsekracji Bogu uczyniła nie tylko styl życia, ale także styl chorowania i umierania. A ponieważ mija właśnie 20 lat od momentu, w którym papież Jan Paweł II ustanowił Światowy Dzień Życia Konsekrowanego, warto – myślę – opowiedzieć historię krótkiej, ale pełnej miłości drogi, jaką s. Cecylia przeszła, oddając się Jezusowi.
Życie przed Karmelem
Siostra Cecylia urodziła się 5 grudnia 1973 roku w San Martin de los Andes, w Argentynie, jako druga z dziesięciorga rodzeństwa. Od najmłodszych lat lubiła spędzać czas na wsi, gdzie mogła oddawać się swojej pasji – jeździe konnej. Była znana z tego, że każdą wolną chwilę poświęcała modlitwie. Pierwszą Komunię przyjęła w wieku 6 lat. Była zwyczajnym dzieckiem o radosnym usposobieniu. Dorastała wśród przyjaciół, którzy wspominają ją jako tą, która lubiła się śmiać, bawić i tańczyć. Atmosfera rodzinnego domu sprzyjała budzącemu się w jej sercu powołaniu zakonnemu. W nagrodę za bardzo dobrze zdaną maturę otrzymała od swojej babci Julietty wycieczkę do Europy. Odwiedziła między innymi Hiszpanię i klasztor Wcielenia w Ávila, w którym po raz pierwszy usłyszała w sercu głos Boga wzywający ją do Karmelu. Idąc za tym głosem, wstąpiła do Karmelu Corpus Christi, ale spędziła w nim tylko 5 miesięcy. Jak sama przyznała, nie czuła się tam na swoim miejscu, myśląc nawet, że powołanie jest tylko jej wymysłem. Wróciła więc do swojego rodzinnego domu i rozpoczęła studia pielęgniarskie. Widziała w tym dar Boga. Pisała w swoim pamiętniku: „To wielka łaska móc studiować pielęgniarstwo i być przy łóżkach tak wielu chorych i konających”. Jednak myśl o Karmelu jej nie opuszczała. Po miesiącach rozterek i zmagań, z pomocą o. Władysława – polskiego kapłana przebywającego w Argentynie na misjach – ostatecznie rozeznała swoje powołanie. Wyznała: „Noc poczynała jaśnieć. Pan przyodział mnie w siłę i udzielił mi zdecydowanej i pogodnej pewności swojego wezwania”. 8 grudnia 1997 roku s. Cecylia wstąpiła do Karmelu św. Józefa i św. Teresy w Santa Fe. Jej przeorysza mówiła, że „tym, co przywiodło ją do Karmelu, by konsekrować się całkowicie Chrystusowi, było głębokie pragnienie kochania i bycia kochaną”.
W Jezusowych dłoniach
Oddanie się na wyłączną służbę Bogu było największym pragnieniem s. Cecylii. Profesję wieczystą złożyła 7 czerwca 2003 roku. W klasztorze podejmowała rozmaite posługi – zawsze pokornie i z radością. Służyła swojej wspólnocie wieloma talentami. Miała dar niezwykłego uśmiechu i wielką łatwość nawiązywania serdecznego kontaktu z ludźmi.
11 grudnia 2015 roku zdiagnozowano u niej bardzo zaawansowany nowotwór dolnej części języka. Informację tę s. Cecylia przyjęła spokojnie. Tak opisała ten moment: „Jestem szczęśliwa. Czuję się wzruszona dziełem Boga, którego dokonuje On przez cierpienie oraz tak wieloma osobami, które modlą się za mnie. Przyjęłam to z wielkim pokojem i radością, ale to nie pochodziło ode mnie. Było to łaską Boga, który kazał mi powtarzać za św. Pawłem: «żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus»” (Ga 2, 20).
Rozpoczął się czas wyczerpujących badań, naświetlań i chemioterapii. Stan s. Cecylii był na tyle poważny, że lekarze zdecydowali o jej przeniesieniu do szpitala w Buenos Aires. Tam opiekowała się nią miejscowa wspólnota sióstr karmelitanek. Siostra Cecylia cierpiała nie tylko z powodu choroby nowotworowej, ale także dlatego, że musiała opuścić swój ukochany klasztor w Santa Fe i swoje siostry. W chwilach wielkiej samotności pisała: „Proszę Jezusa, aby nie wypuszczał mnie ze swojej dłoni, aby mnie chwycił bardzo mocno, aby mnie zaniósł gdzie chce, byle na swojej dłoni”.
21 stycznia 2016 roku s. Cecylii założono gastrostomię (przetokę umożliwiającą przyjmowanie pokarmu bezpośrednio do żołądka) z powodu jej ogromnych trudności w przełykaniu. Od tego momentu nie mogła normalnie jeść i pić i odczuwała nieustanne pragnienie, którego w żaden sposób nie można było zaspokoić. Niedługo potem konieczne było również wykonanie tracheotomii, by ułatwić s. Cecylii oddychanie. Tak więc w krótkim czasie s. Cecylia utraciła nie tylko zdolność normalnego odżywiania się, ale też zdolność mówienia. Porozumiewała się z otoczeniem, pisząc wiadomości na kartce. Do końca pisała także swój pamiętnik. Po tych trudnych zabiegach wyznała: „Teraz doświadczam mojej słabości jako stworzenie, nie wiem czy czynię to z miłością, ale przeżywam to tak, jak mogę. Nie buntuję się, staram się we wszystkim mówić: dzięki Ci Panie”.
Spoglądając na krzyż
19 marca 2016 roku s. Cecylia na krótko wróciła do Santa Fe, by po miesiącu, gdy choroba się zaostrzyła, znów pojechać do szpitala w Buenos Aires. Tam, po ściągnięciu płynu gromadzącego się w płucach i wykonaniu kolejnej biopsji, odkryto przerzuty w obu płatach płucnych. Nasiliły się duszności i ból. Siostra Cecylia tak napisała wówczas w pamiętniku: „Kiedy zaczęły się bóle i nie mogłam spać, dawało mi wielkie pocieszenie spojrzenie na krzyż. Pan mówi mi, bym nie bała się iść do przodu”.
W tym czasie przez szpitalną salę s. Cecylii przewijało się bardzo wiele osób. Odwiedzali ją nie tylko najbliżsi, ale także współsiostry ze wspólnoty oraz liczne grono przyjaciół. Mimo słabości, wszystkich życzliwie przyjmowała i promiennie się uśmiechała. Z powodu działania leków, nie zawsze potrafiła włączać się w odmawiane przy niej modlitwy. Napisała o tym: „Tak wiele bólu! Nie mogę myśleć ani się modlić. Teraz potrzeba, aby inni modlili się za mnie”. Sala, w której leżała s. Cecylia, przez ostatnie dwa tygodnie jej życia stała się niezwykłą kaplicą. Przy jej łóżku odprawiono wiele Mszy świętych. Ona, gdy tylko miała siłę, pisała krótkie wiadomości do osób zebranych wokół niej. Szczególnie dużo pisała, gdy czuła, że zbliża się śmierć: „W moim sercu jesteście wszyscy, nie brakuje nikogo, tak bardzo was kocham”.
Siostra Cecylia przeżywała swoją chorobę pogodnie i mężnie. Siły czerpała od życzliwych jej osób, ale przede wszystkim od Boga, któremu całkowicie zaufała. Kiedy jej cierpienie się wzmagało, zwłaszcza po wykryciu przerzutów w płucach, znajdowała pocieszenie w obecności Jezusa. Pisała wtedy: „Droga zaczyna być szczególnie ciężka, ale Jezus ją dla mnie wybrał, pomoże mi”. Wszystkie swoje cierpienia i trudności s. Cecylia łączyła z męką Pana Jezusa i czyniła z nich dar dla innych. Kilka dni przed śmiercią napisała: „Ofiarowałam to wszystko za jedność Karmelu, szczególnie w Argentynie, za jedność Kościoła i za papieża”.
Jestem gotowa!
Gdy zbliżała się agonia, s. Cecylia była już bardzo słaba i na coraz dłuższe chwile traciła świadomość. W tym czasie obok jej łóżka gromadziło się jeszcze więcej osób niż zwykle. Obecna była jej mama i liczne rodzeństwo z rodzinami. Były siostry karmelitanki wraz z przeoryszą, która czuwała przy s. Cecylii przez kilka ostatnich dni i nocy jej życia. Byli licznie zgromadzeni kapłani, pacjenci z oddziału i przyjaciele.
Oczywistym był fakt, że s. Cecylia umiera. Jednak atmosfera, która panowała w jej szpitalnej sali nie miała nic wspólnego ze smutkiem i rozpaczą. Takie właśnie było życzenie s. Cecylii. Pragnęła, by wszyscy cieszyli się wzajemnie swoją obecnością i dziękowali Bogu za dar życia. Wyraziła też życzenie dotyczące swojego pogrzebu: „Myślałam też nad tym, jaki chciałabym mieć pogrzeb... Na początek gorliwa modlitwa, a potem wielkie święto dla wszystkich. Nie zapomnijcie modlić się, ale i świętować!”.
Siostra Cecylia w dniu śmierci, w ostatnich przebłyskach świadomości zdołała jeszcze bardzo niewyraźnie napisać: „Jestem gotowa na wszystko, czego On pragnie”. Pogrzeb, zgodnie z życzeniem s. Cecylii odbył się w podniosłej, ale radosnej atmosferze. Jak napisano na jednym z argentyńskich portali internetowych: „żegnały ją pierwsze promienie letniego słońca i morze głów wpatrzonych w jej świętość”.
Zobacz całą zawartość numeru ►