Przykład idzie "z dołu"

 Danuta Dajmund

Danuta Dajmund

2017-02-25

I Rok czytań
Mk 10, 13-16

Nie zawsze przykład idzie z góry; czasem trzeba pochylić się nad dzieckiem, niziutko, niemal do samej ziemi, by nauczyć się od niego czegoś ważnego. Rozumiał to chyba doskonale Ks. Jan Twardowski, który napisał taki oto piękny wiersz:

Moja święta wiaro z klasy 3b
z coraz dalej i bliżej
kiedy w kościele było tak cicho że ciemno
a w domu wciąż to samo więc inaczej
kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką
odnajdywał zagubione klucze
a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna
kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka
a miłość była tak czysta że karmiła Boga
wielka i dlatego możliwa
kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował
boby się komunia nie udała
kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka
proszę ciebie moja wiaro malutka
powiedz swojej starszej siostrze
- wierze dorosłej żeby nie tłumaczyła
- dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć
kiedy się to wszystko zawali.

Nieraz sobie myślę, że Ksiądz Jan napisał go tak, jakby kiedyś było mu dane siedzieć na kolanach Jezusa i przysłuchiwać się, jak gromił on wszystkowiedzących dorosłych, co to lubią się wymądrzać na wszystkie tematy, a zwłaszcza na temat tego, kto ma prawo na tych Jezusowych kolanach „siedzieć” a kto nie; Kogo można dopuścić nieco bliżej Jezusowych ramion, a kto powinien trzymać się z daleka, bo nie jest wystarczająco „godny”, albo „mądry”, albo „święty”.

Święty Marek tak opisuje to wydarzenie, które jest treścia dzisiejszej Ewangelii: „Przynosili Jezusowi dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.

Jeśli ktoś miał kiedykolwiek do czynienia z małymi dziećmi, bez trudu zrozumie, dlaczego Jezus każe nam – dorosłym - naśladować właśnie dzieci. Dzieci – nieskażone jeszcze nadmiarem wiedzy odznaczają się prostotą wyrażoną w gestach, które znaczą to, co powinny znaczyć i w słowach, które jeszcze nie kłamią. Tak niewiele wiedzą o życiu i jego zawiłościach, nie znają całego zła i brudu tego świata, ale za to potrafią szczerze zachwycić się jego pięknem: główkami dmuchawców na łące, brudnym gołębiem na miejskim skwerku i psem z kulawa nogą. A co najważniejsze - potrafią jeszcze coś innego; z bezbłędną intuicją odgadują miłość. Dziecko jest uosobieniem pokory. Ono nie wie, że cokolwiek mu „się należy”, że do czegokolwiek „ma prawo”. Jest bezbronne, a podświadomość podpowiada mu, że jest ograniczone i całkowicie zależne od świata dorosłych – od matki, ojca… Dziecko nie dopatruje się w tym niczego złego, nie czuje się z tego powodu niedowartościowane czy pokrzywdzone. Przeciwnie – nie oczekując niczego, otrzymuje przecież wszystko, czego mu potrzeba, a nawet stokroć więcej. Otrzymuje miłość - całe królestwo miłości.

Obyśmy jak najszybciej nauczyli się naśladować tych najmniejszych. Tylko to da nam gwarancję wejścia do Królestwa Bożego.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024